Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 23:15   #51
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zapadał zmrok. Twarz Becketta rozjaśniała się co kilka chwil w rytm zaciągania się papierosem. Oddychał coraz ciężej. Właściwie, to "rzęził" byłoby lepszym określeniem.

Lewe oko przysłaniała mgła i jakieś dziwne wielokąty, które wirowały z zawrotną prędkością, kiedy tylko próbował na czymkolwiek skupić wzrok. O dziwo, cybernetyka działała praktycznie bez zarzutów. Przynajmniej na razie.

Nieznajomy wskazał ręką na coś w głębi lasu. Aidan spróbował dojrzeć, co takiego zaciekawiło mężczyznę, lecz przywitał go jedynie silny ból lewego oczodołu. Prawe cyberoko posłusznie przybliżyło obraz, jednak sylwetki nadchodzących pozostały nierozpoznawalne w zapadającym mroku, dodatkowo potęgowanym cieniami rzucanymi przez korony drzew.

Przełączył na podczerwień. Obraz przekazywany przez oko rozbłysnął jaskrawym białym światłem, po czym równie błyskawicznie zgasł, przekazując równie oślepiającą czerń. Wszczep przestał reagować na komendy procesora.
"Zdechł..." - stwierdził z dziwnie stoickim spokojem. Był niemal ślepy, co oznaczało również, że bezbronny.
"Po prostu, kurwa, pięknie..." - podsumował swoje położenie.

Nieznajomy zniknął mu z pola widzenia, jednak po chwili poczuł, jak ktoś targa go za kołnierz kamizelki taktycznej. Po paru sekundach szarpanie ustało, a on poczuł za plecami pachnący wilgocią i jeszcze czymś, co określał jako leśną stęchliznę, pień drzewa.
Dziwne, ale zastanowił się nawet przez chwilę, jak osoby mieszkające w takiej okolicy, jak ta, odbierają zapach miasta. Musiało to zagadnienie pozostać chwilowo nierozwiązane, gdyż dobiegł go cichy głos.

- Beckett? - padło pytanie.
"Beckett? Nie znam gościa..." - pomyślał w odpowiedzi. Zaraz jednak zreflektował się. "Zaraz - to chyba do mnie" - pokojarzył ciężko. Głos też jakby znajomy. Potrząsnął głową i odkaszlnął.
- Tiaa. Tak chyba się nazywam... - odpowiedział na tyle głośno, na ile był w stanie. - To po rodzicach... - wyjaśnił śmiejąc się. Cyniczne poczucie humoru go nie opuszczało. Wirus też nie, więc zakończył kolejnym atakiem kaszlu.

- Jeśli chcecie dokończyć robotę, to nie krępujcie się. Wprost nie mogę się doczekać... - rzucił do kryjących się poza jego ograniczonym polem widzenia postaci, starając się, by zabrzmiało to chociaż trochę przekonująco.
W tym samym czasie wymacał na kamizelce kieszeń z granatem odłamkowym, wyciągnął go i ważąc przez chwilę w dłoni. Stara, dobra konstrukcja typu "szyszka". Chwycił granat w jedną garść, przytrzymując łyżkę, a drugą ręką wyciągnął zawleczkę.
- No dalej! Na co czekacie?... - postanowił sobie, że nie zginie dzisiaj sam. Zadba o to...
- O kurwa!... - wyrwało mu się.
- Stephens? To ty?! Jak ci się udało zejść stamtąd... - przerwał na chwilę - ... tak szybko - dokończył powoli, a jego umysł analizował tę informację.
- Ten palant, Hopkins, miał antidotum?! - niemal wykrzyczał.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline