- Nigdy nie czułem się lepiej... - odpowiedział. - Wybacz jednak, że zostanę tam, gdzie jestem - coś mnie lenistwo dopadło ostatnio... - dodał. - Aha... - przypomniał sobie - jeśli nie masz nic przeciwko, podziel się tym panaceum. Chciałbym mieć możliwość odpłacenia się paru osobom, które na to zasługują... - przerwał, nie wyjaśniając dwuznaczności, czy chodzi mu o dokopanie Militechowi, Biotechowi czy innym pracodawcom Nessona, czy o spłacenie długu wdzięczności.
W czasie tej rozmowy zastanawiał się, gdzie podział zawleczkę do tej szyszuni, którą kurczowo ściskał w garści. Było jednak już prawie całkiem ciemno, a do tego miał problemy ze wzrokiem.
Wolną ręką macał się po zakamarkach kamizelki i po ziemi wokół siebie. Po chwili trafił na coś, co z grubsza przypominało zawleczkę. Równie dobrze mogło być sosnową igłą, albo jakąś gałązką, ale nie miał wyjścia. No, w ostateczności mógł potrzymać łyżkę granatu do rana i sprawdzić, ale nie był pewien, czy ma aż tyle czasu. Wirus mógł spowodować, że granat zwycajnie wyturla się z tracących czucie palców. I BUM! - Ehh... - westchnał i wcisnął to coś, co trzymał w dłoni w otwór blokady łyżki granatu. Wstrzymał oddech, co zakończyło się po prostu atakiem kaszlu. Granat jednak nie eksplodował. - Hyhy, ale jazda... - skomentował.
Spróbował wstać, co nie za bardzo mu się udało, wiec na wpół na czworaka, na wpół czołgając się wysunął się zza drzewa i szczerząc się w stronę, gdzie jak przypuszczał znajduje się Estella i może reszta grupy, powiedział: - Pozwolą Państwo, że was przedstawię - wykonał kilka nieokreślonych ruchów rękami - Nieznajomy - Esti, Esti - Nieznajomy... - zastanowił się - Właśnie, jak ty się w ogóle zwiesz? - mruknął.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |