Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2009, 18:21   #10
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Mimo, że jego oczy nieustannie wbite były w ziemię, a dość długa grzywka opadając na nie, sprawiała, że twarzy była praktycznie niewidoczna. W jego głowie wciąż szalały dość niepokojące myśli. Coś wisiało w powietrzu, coś co sprawiało, że wszystkie próby skupienia się na czymś konkretnym kończyły się fiaskiem. Powoli zaczynała ogarniać go irytacja. Wynikała z zaniepokojenia, czy nieudolnych prób uspokojenia burzy w swoim wnętrzu, tak naprawdę to było w tej chwili najmniej istotne. Pod twarzą niczym z kamienia kryło się jednak coś co zawsze było tragiczne w skutkach.

Powoli wsunął dłoń do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Poczuł niesamowitą ulgę kiedy jego palce trafiły na dość niewielki obiekt. Nie czekając ani chwili, wyciągnął go i przyjrzał się spoczywającemu na otwartej dłoni przedmiotowi. Niewielka kulka o formie dla niewprawnego oka wręcz idealnej. Nie jednak wrażenie było najważniejsze. Raphael nie zważał na strażników, którzy taksowali jego i drużynę nieprzychylnym spojrzeniem. Zamknął oczy, zacisnął mocno pięść i maksymalnie wyczulił się na powiewy eteru. Lekkim uśmiechem malującym się na jego twarzy przywitał powracający spokój. Złoto nęciło Chamon i choć w tych stronach wiał mocniej niż na południu, nadal musiał zarzucić tak cenną przynętę. Tak długo jak wiatr magii pozostawał obojętny na jego obecność, nie wpływał na samopoczucie alchemika. Wziął większy wdech i ponownie otworzył oczy. Wszystko wracało do normy. Nie zdecydował się jednak, na ponownie umieszczenie swojego małego talizmanu w kieszeni. Przełożył go tylko do lewej dłoni, prawą ponownie kładąc na swojej lasce.

Z obojętnością przyjął powrót herolda i wiadomość, którą im przekazał. Tak długo jak wszystko układało się po ich myśli, a w końcu tak w istocie było. Był bardzo daleki od zdenerwowania. Męczyło go nieco to całe chodzenie, pogoda nie należała do najprzyjemniejszych. Coraz częściej myślał o laboratorium. Szybko jednak spychał to na dalszy plan. Na nic zdałyby mu się teraz wspomnienia tych wszystkich sytuacji, kiedy tak drogocenne próbki i instrumenty, za jego sprawą zmieniały się w ruinę.
Tak naprawdę, chyba po raz pierwszy zrozumiał, że ta podróż naprawdę jest mu potrzebna.

Mimo faktu, że ta szopa, w której mieli zamieszkać wyglądała jakby miała się za chwilę zawalić. Nie myślał zbyt intensywnie o pełnych przepychu i bogactwa salach Kolegium Złota. Już dawno uświadomił sobie, że będzie miał spore problemy ze zmrużeniem oka w tej okolicy. Przez chwilę myślał nad tym, czy wcześniej w jego życiu zdarzyło mu się znaleźć w pobliżu więzienia. Z pewnym rozbawieniem stwierdził, że nawet był kiedyś świadkiem wtrącenia skazańca do celi. Tam z pewnością nie odbywało się to w tak kulturalny sposób. Sam nie wiedział, są tak sceptycznie nastawieni do obcych, czy może po prostu istnieje jakiś powód tej ostrożności. Te rozważania okazały się być jednak zbyt nużące. Jego myśli powędrowały ku krasnoludom, o których wcześniej wspomniał ktoś na kogo nie zwrócił większej uwagi. Ludzie gór często odwiedzali jego kolegium. On sam prawdę mówiąc niespecjalnie za nimi przepadał. Co nie zmienia faktu, że wiele razy przysłuchiwał się ich rozmowom. Nie spotkał się chyba z taką zawiścią, jaka dzieli Khazadów z północy i południa.

Nie czuł jednak strachu, nawet w momencie kiedy padło imię Pana Czaszek. Sam wszak już od wielu lat igrał z potęgami, które swe źródło czerpią z tej samej domeny. Było to raczej coś na wzór współczucia. Przedkładać bezmyślny szał, ponad racjonalność. Nawet podczas pobytu na terenach Imperium, zawsze podchodził do kapłanów Ulryka z niemałym dystansem. Trudno jednak dziwić się ludziom, którzy wolą okrywać się skórami martwych zwierząt i rozbijać głową mury nawet gdyby szybciej było je obejść. Wszak są nie mniej, nie więcej, a po prostu głupi. Choć trzeba przyznać, że zapowiedź spotkania z tutejszym guślarzem wzbudziła w nim cień zainteresowania.

Zauważywszy minę Schwarza i przypomniawszy sobie przed chwilą wypowiedziane słowa. Uznał, że to odpowiedni moment by wyrwać się z tak przyjemnych objęć własnej myśli. Podszedł do dowódcy i położył mu dłoń na ramieniu. Jego oczy zabłyszczały, jakby pod tą warstwą martwego złota jednak kryła się jakaś iskra życia. Jego usta nie poruszyły się ani o cal, ale było w nim coś co mogło szokować bardziej niż imiona nawet najstraszniejszych demonów.
 
Rusty jest offline