Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2009, 23:43   #379
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Shizu oparła głowę na ramieniu Portmana. Zęby schowały się.
- Przepraszam. - odsunęła się, kiedy już trochę otrzeźwiała. - Co się...? - zaparła z dłonią na czole. Nic nie pamiętała. Jakaś wielka czarna wyrwa powstała w miejscu kilkunastu minut. Czy to... jak jej mówiono... Spojrzała na Artura przerażona. Bestia. Rozpaczliwie się rozejrzała, jakby szukając ofiar. - Czy ja kogoś? Nic ci nie jest?
Spojrzała bezradnie. Dalej czuła ssący głód. Ciało zdawało się nawet słabsze niż wcześniej.

Artur dłuższą chwilę patrzył w kierunku,w którym oddalił się Czarny Dżej. Do wszystkich pytań, które już sobie zadawał, doszło kilka nowych.
Nie było czasu na wymyślenie odpowiedzi. A legendę o królu Arturze znał głównie z „Jankesa na dworze króla Artura”. Gdy Shizuka się odezwała, potrząsną głową.
- Wszyscy zdrowi - rzucił roztargniony- Chyba. W każdym razie ty nikomu nic nie zrobiłaś - powoli jego głos nabierał pewności siebie- pojawił się Czarny Dżej i - szukał słowa przez chwilę- uspokoił twoją Bestię. A teraz poszedł polować na Vykos. A co z tobą? Musimy szybko dotrzeć do Elizjum, książę ma zapas krwi.

"Czyli Bestia, ale dlaczego nic nie pamiętam?" - Tak, tak. - usilnie starała sobie przypomnieć, co się działo. Dlaczego nie pamięta? Odkąd wyszła z kościółka, gdzie pozostał Lasalle...
- Najpierw do Kościółka, vanem będzie szybciej, - powiedziała wykończona - i nie zostawimy Lasalle-san.
Złapała Artura za nadgarstek i pociągnęła w stronę, z której zdawało jej się, że przyszli.
- Nic nie pamiętam, mówił coś? - miała na myśli Czarnego Dżeja.

- Właściwie szybciej by było - chrząknął- pożyczyć któryś z tych wozów- wskazał dłonią na stojący obok sportowy samochód, któremu ktoś już wybił szybę. W mieście panował chaos, noc należała do odważnych, wliczając w to złodziei samochodowych radio. Mimo wszystko nie opierał się, szedł za Shizuką. Nie chciał jej irytować. Bał się ponownego spotkania z Bestią.
- Mówił, że bierze twoją Bestię, żeby pomogła mu w walce. I - zawahał się chwilę- i jeszcze, że teraz tylko ja mogę obudzić jakichś rycerzy. Rycerzy okrągłego stołu, w dniu sądu ostatecznego? Wiesz, co to może znaczyć? Domyślam się, że wcześniej mógł to zrobić także Roland.

Shizu przyspieszyła.
- Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu w dniu sądu ostatecznego? - westchnęła. Miała wrażenie, że jej ciało "samo się pochłania" - To trochę... pokręcone. Bez obrazy. - uśmiechnęła się blado i uświadomiła sobie, że nadal trzyma Portmana za nadgarstek. Puściła go i przeprosiła. - Artur, Artur, ty masz na imię Artur. - myślenie szło jej powoli. Starała się całą siłą woli ograniczyć pragnienie. - Mianowano cię królem. A my mamy być rycerzami? - ciężko było stwierdzić, czy sobie żartuje czy mówi poważnie, choć może pragnienie trochę jej mieszało w głowie - Ginewry musisz poszukać. Nie, stop. - przystanęła. Coś jej umykało. Tylko co? - Bzdury opowiadam. Król Artur. Załużmy, że to ty. A rycerze to pozostali, tylko na czym ma polegać Armagedon?
Teraz to on złapał Japonkę za ramię i delikatnie pociągnął ją dalej w stronę kościółka.
- Wiesz, też mnie to zastanawia, ale mimo wszystko pospieszmy się. Przede wszystkim dotrzyjmy w jakieś bezpieczne miejsce. Nie chcę, żebyś znowu straciła panowanie nad sobą- oczyma duszy zobaczył, jak kilka minut wcześniej celował pistoletem w jej głowę- co do Armagedonu, to wydaje mi się, że w mieście już mamy niezły Saigon. I naprawdę nie podoba mi się ta cała gadka o byciu królem. A gdyby ci nasi "rycerze" częściej zbierali się przy jednym stole, to niedługo zostałyby z niego tylko drzazgi.

Zaśmiała się.
- Turnieje też odpadają. Bo zamiast o rękę byłoby o krew niewiasty. - na chwilę jeszcze przystanęła, zdjęła buty i odrzuciła je do rowu. - Tak będzie szybciej. - skoncentrowała się na chodzeniu, choć nogi coraz bardziej odmawiały jej posłuszeństwa. Instynkt podpowiadał, żeby się pospieszyła.- Ale myślę, że to dopiero początek. Sasha chce kamieni, wszystkich, pomyśl co by się stało, gdyby je dostała. - utrzymała równowagę, mimo że potknęła się - Ale to Twoja Rodzina wiedziała najwięcej o Islandii. I Roland. Więc wolę pozostać przy jego paplaninie. - "Topiący brzytwy się trzyma", mówił jej trener, kiedy forsowała swoje serce w poprzednim życiu.

- W każdym razie mam już kandydata na Lancelota. I on nawet byłby skłonny walczyć o rękę damy- uśmiechnął się lekko- Może to ma sens? Rycerze mieli zapaść w sen po bitwie. A my właśnie pokonaliśmy wiedźmy. No ale teraz chyba nie potrzebują mojej pomocy, żeby zorientować się, że trzeba znowu kopać tyłki- spojrzał na nią niepewnie- O, przepraszam za mój język. Ale jeśli będzie trzeba, to oczywiście. Jeśli nie będą chcieli walczyć, to już ja ich pobudzę. W końcu jestem teraz starszym klanu Malkavian. To zobowiązuje.

Przymknęła oczy. Znów się potknęła, ale wizja siedzenia za moment w vanie dodała jej sił.
- Ale oni chyba nie wiedzą jeszcze, co się dzieje. A może Okrągły Stół... Nie bierzmy tego tak dosłownie. - mówiła coraz ciszej - Może to chodzi o te zasady... - szukała słowa - Kodeks. Zaufanie i połączenie sił. - wydęła wargi. - Takie to nie wampirze.

Widząc, że Shizuka jest coraz słabsza, wsparł ją szybko swoim ramieniem. Znowu pozazdrościł innym wampirom, które dysponowały nadludzką siłą, albo chociaż szybkością. Oj, to by się przydało. Jeśli będzie trzeba, to pewnie zdoła nieść dziewczynę, ale tak byłoby dużo szybciej.
- Nie wampirze? Cóż, moja wiedza o wampirach nadal opiera się bardziej na "Wywiadzie z wampirem", niż na własnych doświadczeniach. Ale każda kreatura w chwili zagrożenia potrafi cię zaskoczyć. Żebyś widziała jak daleko potrafią posunąć lojalność gangsterzy z Bronxu, gdy się ich aresztuje. Mimo, że na co dzień wsadzają sobie noże pod żebra. A my teraz mamy na karku wielkie zagrożenie.
Spojrzał na nią trochę zatroskany- A teraz już nic nie mów. Ta rozmowa najwyraźniej cię męczy, a jesteś już dość osłabiona.

- Mówienie to jedna z tych czynności, która sprawia mi najmniej trudności.
- rzuciła zaczepnie.

Docierali w końcu do Kościółka, ale ewidentnie coś nie pasowało.
- Choćmy po Lasalle'a i spadamy stąd. Zaraz wzejdzie słońce. - odrzuciła włosy do tyłu, uśmiechnęła się blado (należało przynajmniej udawać, że się jest w dobrym stanie) i wsparta na ramieniu Portmana wkroczyła pewnie do pokoiku, gdzie wcześniej Torreador modlił się nad Rossą.
Zamarła.

Strzaskana rama okna, szkło wszędzie i liczne połamane meble jasno wskazywały na walkę. Rossa nieprzytomna leżała w poduszkach, koło niej siedział Ojciec Munk.
- Gdzie Lasalle? - głucho zapytała Shizu.

Widząc pobojowisko w pokoju, Artur wyszarpnął pistolet z kabury i, nie widząc zagrożenia wewnątrz, szybko przypadł do okna. Wyostrzył zmysły (Nadwrażliwość), nic jednak nie usłyszał, ani nie zobaczył w ciemności panującej na zewnątrz. Cokolwiek tu się działo wcześniej, zdawało się, że teraz jest spokojnie. Skupił spojrzenie na księdzu, czekając na odpowiedź na zadane pytanie.

Ksiądz tylko pokręcił przecząco głową.
- Gdzie Lasalle? - głos japonki zrobił się nieprzyjemnie zimny. Robiła się zła. Miała już dość. Dość trupów ludzkich i pozostałości wampirzych. Krwi, niepewności, kamieni. Tak, przede wszystkim tych cholernych kamieni.
- Przybył Kai, a Lasalle go odciągnął. - zaczął ojciec Munk, ale widząc niezrozumienie, wyjaśnił - Kai to wilkołak. Brat Rossy.
- Ma jakąś szansę?
-podeszła do wybitego okna. Cisza świadczyła, że ojciec nie wie. Ani o którego pytała, ani co się z nimi obecnie dzieje.

Dlaczego wątpiła w Lasalle? Bo miał miękkie serce, a takie szybko się roztapiają pod wpływem słońca. Nie chciała, ale dzisiejszy dzień ją rozbił. Na drobne kawałeczki.
- Dobrze, nie możecie tutaj zostać. - starała się omijać ludzi dużym łukiem. - Ojcze weź jeszcze jakąś zakonnicę, pojedziemy do Matki. Powinna się zgodzić, aby was przenoc... dać wam pokój. Arturze, weź Rossę do samochodu, dobrze?

„Cholera, jeszcze jeden potwór!”
- klął w myślach Malkavianin- „jakby mało ich już tu było. Lasalle, proszę Cię, nie daj się”- nie znał za dobrze Archonta, ale teraz życzył mu jak najlepiej. Zaczął w myślach zmawiać krótką modlitwę za niego, gdy Shizuka zwróciła się do niego..
- Jasne, już ją biorę- odparł krótko i, przy pomocy księdza, który ewidentnie nie zamierzał pozwolić na oddzielenie go od Rosy, zabrał ją do vana. Niepokoił się o Shizu, której wątpliwa teraz wytrzymałość została podana wielkiej próbie, ale postanowił dać jej chwilkę na opanowanie się.

***

Po odejściu wampirzyc, Portman powlókł się do swego pokoju. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek wracał do łóżka aż tak zmęczony. A kolejna zapowiadała się na co najmniej tak samo ciekawą- co się stanie z kamieniem Rosy? Co planuje Vykos? Co na to powie reszta wampirów? Czy na pewno Rolandowi o nich właśnie chodziło, gdy mówił o rycerzach? I czy zechcą go posłuchać jeżeli będzie musiał ich nakłonić do współpracy? Co z Lasallem ? Poradził sobie z wilkołakiem? Co z kamieniem ziemi?

Ten ciąg pytań przerwało mu dotarcie do łóżka. Nie miał sił ni ochoty na żadną higienę osobistą, zajmie się tym po obudzeniu. Zdjął ubranie, pistolet położył pod poduszką i ledwie jego głowa dotknęła miękkiego puchu, zapadł z sen.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline