Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2009, 23:45   #7
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
- Hah. – uśmiechnął się pod nosem stary Józef, wertując mapę. Na nosie miał jakieś grubsze szkiełka w lekko powyginanych drucianych oprawkach, wyglądał w nich bardziej jak jakiś średniowieczny kleryk, niźli przeszukiwacz schronów. Ale takie było jego zajęcie. Każdy się chwytał tego, co mógł, jedni rabowali, inni się sprzedawali, jeszcze inni zarządzali jakąś dziurą jak ten Mazogród, a on wspominał czynnie czasy przedwojenne. Na mapie nie było zaznaczonego bunkru 02, ale Schindler podejrzewał jego lokalizację. Jednak, żeby do niego dotrzeć, trzeba było się przejść spory kawałek drogi.

Stuknął palcem w jakiś punkt na mapie, i pokazał go druchowi.
- Pamiętasz, co tu było?
Maciejewski wyglądał, jakby próbował sobie przypomnieć, jednak wyraz jego twarzy zdradzał inny efekt od zamierzonego.
- Niezbyt, ale możesz mnie uświadomić.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? 27 lat temu, kwiecień bodajże. Słońce parzy, większość dawno pozamieniała się w piaskowe bałwany, taki wiatr był.
- Że też ty masz pamięć do takich rzeczy! Ledwo pamiętam co robiłem tydzień temu, a ty mi tutaj z takimi rzeczami wyjeżdżasz. Mów od razu, a nie…
- To miasto cię zmiękczyło. Widać, nudno tutaj macie, a ty nie pamiętasz, jak wpadliśmy do tego bunkra, co miał być niby tym jednym z poważniejszych wypadów na naszej drodze. Już mieliśmy się tam dostać, otwieramy właz, a tam co? Przedwojenne zapasy kondomów, dmuchanych lal i innych zabawek rodem z sex shopu. – jak to powiedział, na twarzy wykwitło mu cos w rodzaju zażenowania, które potem zamieniło się w uśmieszek, silnie kojarzący się ze szczeniakiem śliniących się do gołych babek w świerszczyku. Maciejewski chwilę walczył z sobą, po czym wybuchnął cichym, acz szczerym śmiechem. Józef także zaczął się śmiać. Po chwili wreszcie się uspokoili.
- Do dzisiaj mi się śmiać chce, gdy o tym wspominam. – odparł burmistrz. – To były czasy… i najlepsze, że to był ten cały schron 64, za którym tyle tak lataliśmy, i zbieraliśmy ludzi znających się na elektronice, bo ponoć jakieś stare, działające zabezpieczenia tam się znajdowały. I tak w końcu wybraliśmy się tam sami.
- Ech… gdyby to było takie proste. Widzisz, to nie była 64.
- Jak to nie? Przecież oznaczenia na włazie dokładnie wskazywały na prawdziwość schronu.
- To był schron remontowy, 64b, przeznaczony jako magazyn i hangar dla pojazdów mających za zadanie badać skażenie terenu, tylko jakiś sukinsyn musiał nieźle namieszać.
- Skąd to wiesz?
- Byłem tam. I znalazłem 64.
- A niech mnie, niezły z ciebie sukinsyn, staruszku. Było tam coś jeszcze?
- Tiaa. Kupa niedziałającego sprzętu, pełno transporterów, gdzieś jakiś wrak śmigłowca mi mignął, poza tym, żadnych rewelacji.

Józef przez chwilę jeszcze oglądał mapy, po czym zdjął z nosa swoje druciaki i rozsiadł się wygodniej.
- Teraz konkrety. - zaczął poważnie Józef. - Chcę wiedzieć, ilu ludzi byłbyś mi w stanie przydzielić jako ekspedycje do 02?
Burmistrz spojrzał podejrzliwie, wiedział, że z Shindler nie prowadzi wycieczek szkolnych. Pamięta do dziś, jak jego człowieka przytargali w dwóch częściach, uaktywniając systemy bezpieczeństwa w jednym ze schronów.
- 14. Zrób mi przysługę i doprowadź chociaż 5 cało z powrotem. Przydzielę ci Śniegosia i jego odział. - Podrapał się po głowie w zadumie, grzebiąc we wspomnieniach. - Ostatnio i tak nadmiar ludzi mamy, z wszystkich okolic się schodzą. Ale by dostać się do straży trzeba być obywatelem. Włóczęgi najczęściej zostają wygnani z granic miasta, z takimi same kłopoty.
- Mam nadzieje, że nikt inny nie będzie nam przeszkadzał w naszym małym rekonesansie...
- W promieniu 30-50 km nikt nie ośmieli się podnieśc na nas ręki, a im dalej od miasta, tym wiadomo. Coraz gorzej. Bez odpowiedniego sprzętu nie ma co się wybierać w kierunku Warszawy, sam wiesz co się tam dzieje.
-02, to nie tylko propagandowy mit. Wiem, że najlepiej działasz solo, ale żeby splądrować tą kryptę, potrzeba całej armi takich jak Ty.
- Przy odrobinie szczęścia twoja mała armia sama się doposaży na tych wypadach. Wtedy można myśleć o łapaniu większej przynęty. Dlatego proszę cię o wsparcie. To, czego szukam, wam się nie przyda, ale jak dobrze wiesz, pełno jest tam rzeczy, które mogą się przydać swojej osadzie... Swoją drogą, nie myślałeś, aby się stąd wyrwać?
-Większej przynęty - na sędziwej twarzy Maciejewskiego, zawitał srogi uśmiech - Dawno nie spałeś widać, tu nie ma czego plądrować, dookoła tylko dzikusy i pustynia. Ja pragnę tylko, by ludzkość znów stanęła na nogach - dodał z dumą w głosie. Shindler domyślił się z kontekstu dalszej odpowiedzi - Zwiedziłem cały Północny Erg, przez całe życie kryjąc się przed zabójczym słońcem w cieniu, a wędrując w nocy. Tu, w Mazogrodzie, przynajmniej jest namiastka życia
- Chodziło mi raczej o 01 i 2... Wiem, jak tutaj wygląda, istna sielanka, nie licząc nierozgarniętych band rusinów i ukraińców.
- 01 i 02... - Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Stary lis z Ciebie, a powiedz co Tobie na stare lata przyjdzie z tych bunkrów? Zostań tu ze mną, w moim mieście, Twoje doświadczenie może wiele dobrego tu zmienić.
- Nawet jak ci powiem, to nie zrozumiesz. - zaczął smutnie Józef. - Siedzenie w miejscu to nie dla mnie. Widzisz jest pewna różnica, pomiędzy tym, co było kiedyś, a tym, co jest teraz. Masz szczęście, że nie znasz tej różnicy, a ja pecha, że nie zginąłem razem razem z innymi. Powiedzmy, że przez to, co robie, więcej takich jak ty ma pożytek. A ja po prostu tym żyje, nawet teraz, po tylu latach, kiedy te informacje są warte garść piachu, wiem, co te skurwysny knuły za "normalnych" czasów. I jest jeszcze coś, ale wiesz o co chodzi.

Burmistrz z drugiej strony biurka bacznie przyglądał się Józefowi, wsłuchując się w ich sens.
- Może i nudnie tu, ale za to żyję szczęśliwie. Za każdym razem słyszę jak ktoś na ulicy nazywa to miejsce "domem", to zawsze napełniam się dumą. szczerze chcesz, skonać jak kundel na rozgrzanych piaskach, obżarty najpierw z mięsa, a resztę wpierdolony przez mrówki i karaluchy?
- Ostre słowa, ale w pełni oddają taki sens. Jak miałabym tak skonać, śmierć dopadła by mnie już kilkanaście lat temu. I pewno taka jest mi pisana. Tak naprawdę mam to gdzieś, jak i gdzie umrę, jestem tylko wrakiem człowieka, reliktem z czasów sprzed wielkiej wojny, wielkiego oczyszczenia, wielkiej fali i wielkiej odnowy. Pieprzenie. – Józef teatralnie podparł ręką swoje czoło. Jego twarz wyglądała na bardzo zmęczoną. Burmistrz go wyprzedził, zanim cokolwiek powiedział.
- Pewno jesteś zmęczony podróżą.
- Czytasz w moich myślach.
- Prześpij się w moich skromnych progach, a z pewnością jest to jakaś różnica od piasków pustyni, a rano na pewno zmienisz zdanie.
- Wątpię, ale nie omieszkam skorzystać z twoich dobrodziejstw. – rzekł uradowany staruszek, na samą myśl o wygodnym łóżku, po czym zakończyli swoją rozmowę.
 
Revan jest offline