Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2009, 17:52   #383
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Godzina 23.53, Osiedle mieszkaniowe ZWM, Opole, Polska.

Eugenia Staszecka miała szczególnie wielki sentyment do swojego owczarka niemieckiego od śmierci męża Romana. Pies stał się jej jedynym powiernikiem tajemnic i słuchaczem od czasu, kiedy zostali sami. Musiała więc wybaczyć temu wiekowemu już zwierzęciu, że coraz częściej zdarzało mu się sygnalizować potrzebę fizjologiczną o bardzo późnych albo bardzo wczesnych porach.

Mimo to jednak staruszka drżała i to bynajmniej nie od chłodu nocy. Okolica była coraz podlejsza, ciągle gdzieś włączał się alarm albo było słychać kłócące się, nasączone wulgarnością głosy. Niestety, czworonożny przyjaciel Eugenii stanowił kiepską ochronę. Może w latach młodości dałby radę odstraszyć miejscowych drabów, ale teraz, kiedy był całkiem głuchy i prawie ślepy... to raczej właścicielka musiałaby go chronić.

Gdy tak przemykała się w cieniu szarych bloków, nagle zamarła. Jakiś młodzieniec z rozwianymi włosami przebiegł środkiem podwórka po to tylko, by jak małpa zwinnie wspiął się na najwyższą drabinkę na placu zabaw. Choć był ciemno, Eugenia była niemal pewna, że ów młodzian uśmiechnął się do niej, po czym spoważniał i kierując obliczę w stronę kościoła zaczął mówić. Choć nie krzyczał, jego głos odbijał się od ścian budynków, a kłótnie i inne odgłosy nagle zamarły.

- Czym całe życie? Szaleństwem
Czym życie? Iluzji tłem
Snem cieniów, nicości dnem
Cóż szczęście dać może nietrwałe
Skoro snem życie jest całe
I nawet sny tylko są snem!


Jego głos nagle ucichł. Czar prysnął. Gdzieś z sąsiedniej bramy dało się słyszeć męskie, pełne agresji pokrzykiwania. Eugenia pociągnęła lekko smycz przyjaciela i czym prędzej skierowała się do swojej klatki. Mimo iż nie przystawała, głos młodzieńca dalej dźwięczał w jej uszach równie wyraźnie co poprzednio.

- Delirium... sen szaleńca spłynął na oczy wielkich, na oczy przedpotopowych... I choć słyszą to, słyszą gdzieś w głębi klozetowej muszli: „śmierć”, nie robią nic. Zapomnieli wszak cóż owo słowo oznacza. I spłynie na ziemię anioł o czarnych skrzydłach i smoczyca o żmijowych jęzorach. Walczyć będą ze sobą po siedmiokroć na każdej ziemi, niosąc ze sobą pożogę i zniszczenie. Lecz nie ich korona, nie dla nich wyroki pańskie. Oto bowiem przebudził się król Artur, który wezwie swych rycerzy do ostatniego boju, a na ustach ich będzie pieśń i nadzieja. Tako rzecze królowa Saba, pierwsza spośród orszaku wielkiego Malkava...

- Tam jest!

- Zajebać! Zajebać maniura!


Ciężkie drzwi prowadzące do klatki schodowej właśnie zamykały się za Eugenią, gdy jeszcze przez ich szparę dostrzegła, jak grupa łysych mężczyzn w dresach zmierza w kierunku szalonego młodzieńca.

„Miej go Panie w swej opiece...” – szepnęła.

Tej nocy długo nie mogła zasnąć, a następnego ranka pełna lęku, gdy wyszła ze swoim czworonogiem zaglądała w pobliskie krzaki czy nie najdzie tam zmasakrowanego ciała długowłosego chłopca. Nie mogła wszak wiedzieć, że ów szalony młodzian nie tylko wyszedł cało ze starcia z gangiem, ale i większość jego członków wysłał na odpoczynek do pobliskiego szpitala rejonowego.


***

Po zachodzie Słońca, Reykiawik.


Robert

Dawno nie spał tak źle. Zjawa o złocistych oczach nękała go raz po raz, to katując starcze ciało, to znów kusząc swą nagością i zmysłowymi kształtami. Chciał się obudzić. Na Boga, niczego bardziej nie pragnął! Chciał wyrwać się marze, lecz ta nie miała zamiaru wypuścić go ze swoich okowów uśmiechając się nadzwyczaj figlarnie. Sen trwał i trwał, aż wreszcie... Otworzył oczy i... nic więcej.
Chciał wstać, lecz ciało go nie słuchało. Chciał kogoś zawołać, lecz wargi ani drgnęły. Jedyna częścią ciała, jaka pozostała ruchoma, były jego gałki oczne.

Spojrzenie w dół przyprawiło go o zgrozę. Nie mógł się mylić – osikowy kołek sterczał prosto z jego piersi. Kto? Jak? No tak... nie było Singa, który pilnowałby go za dnia. Co więcej, ów kamerdyner okazał się zdrajcą! Zdrajcą, który znał wszystkie tajemnice tego domu.

No nic... na pewno ktoś niedługo przyjdzie... uwolni go. W domu przecież nie był sam. Nagle przypomniało mu się, że w śnie znikąd pojawił się kobiecy krzyk, bardzo znajomy krzyk, który rozrywał jego serce. Czyżby...?!

Spojrzenie w górę przyprawiło go o panikę. Na suficie bowiem widniał wymalowany krwią napis:


Znał zapach tej krwi. Finney!


Artur

„Królu Arturze.... królu Arturze... gumowa kaczka... królu Arturze...”

Sceny z filmów, bajek i książek dotyczących legend o królu Arturze oraz rycerzach okrągłego stołu nawiedzały Malkaviana niemal przez cały okres snu. Ktoś go wołał, ktoś chciał, by to on nawoływał... Ktoś ostrzegał i kazał ostrzec innych... Czy kryło się w tym delirium choć ździebko sensu?

Obudził się gwałtownie, choć pewien był, że wciąż śni, bowiem ciemność wylewała się ze wszystkich stron. To nie było łóżko, w którym zasnął to nie był jego pokój! Rozejrzał się uważnie, starając przyzwyczaić do panującego mroku oczy i uzmysłowił sobie, że oto jest w pomieszczeniu piwnicznym pod dworkiem księcia Aligariego. Jak tu trafił? Nic nie pętało go, był zupełnie sam w tej ciemności, stojąc wyprostowanym tuż pod...

Na piwnicznym sklepieniu dostrzegł coś dziwnego. Jakąś ramę, a w jej wnętrzu... sterczące kawałki, które połyskiwały od skąpego blasku sączącego się z dalszej części piwnicy. Lustro! Zbite lustro, jakby coś z niego się wydostało... Czy to możliwe?

Jak długo Artur szukał jednak odpowiedzi w tym pomieszczeniu – nic nie znalazł. Zaś na zewnątrz czekać miał na niego nowy zestaw niespodzianek.


Alexander

Śledztwo stanęło w martwym punkcie... jeśli w ogóle istniała jeszcze szansa na zakończenie sukcesem. Sing nie miał auta, ktoś musiał po niego przyjechać – ledwo tyle ustalił, gdy wschodzące Słońce zmusiło go do tego, by udał się do swego pokoju w rezydencji księcia.
Zasnął od razu, mimo kłębiących się w głowie myśli...

Dłonie...małe, słodkie rączki błądziły po jego ciele i pieściły każdy skrawek jego ciała, pokonując nawet wampirzą oziębłość, budząc zapomnianą zmysłowość. I gdy już miał się im poddać, zatonąć w rozkoszy... usłyszał krzyk kobiety. Chciał się zerwać, by zobaczyć, co też było przyczyną owego krótkiego wrzasku, lecz małe słodkie rączki nagle przeobraziły się w szpony, które przygniotły do posłania. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł wydobyć z siebie dźwięku... chciał się wyrwać, lecz jego ciało pozostało nieruchome...

... i wtedy się obudził! Ręce zniknęły, lecz on nadal pozostawał unieruchomiony. Z trudem nawet poruszał gałkami ocznymi. Co się stało?

Jego odpowiedzi ukryte były w sterczącym z piersi kołku i napisie na przeciwległej ścianie, napisie sporządzonym z vitae wampira:


Cokolwiek myślał, cokolwiek pragnął zrobić, był całkowicie unieruchomiony i jedyne, co mógł, to czekać... czekać, aż ktoś zjawi się w drzwiach pomieszczenia.
Przyjaciel lub oprawca.


Shizuka, Karol

Lipiński opuścił swoje schronienie, jak mógł najwcześniej, czyli zaraz po zachodzie słońca. Jeśli chciał odwiedzić dom Ortegi, a potem jeszcze uratować Marry, musiał się streszczać. Wyprawa na Heklę oznaczała jakieś 2-3 godziny jazdy dobrym wozem terenowym, a on nie dość, że nie potrafił kierować takiego wozu, to nawet nie miał go w posiadaniu.

Tym jednak postanowił martwić się później, najważniejszym wszakże było pożyczenie kamienia od Rossy. Kiedy zapukał do posiadłości Mercedes, nawet nie spodziewał się, że otworzy mu, któraś z wampirzyc, spodziewając się, że wciąż jeszcze śpią. Zdziwił się jednak widząc odświeżoną i całkiem ubraną Shizukę.

Japonka poprowadziła go do pokoju, który ostatniej nocy sama wyznaczyła na sypialnię Rossy i księdza. Otrzymawszy pozwolenie, weszli do środka.

Młoda dziewczyna imieniem Rossa mtrzymała się nadzwyczaj dobrze. Siedziała przytomna o własnych siłach, a mający się wprost przeciwnie, czyli źle – Ojciec Munk, karmił ją jakimś grysikiem. Dziewczyna nawet nie spojrzała na nowoprzybyłych, była raczej jak... lalka.

- Witajcie. – rzekł słabym głosem Munk – Rossa... Rossa co prawda nie porozmawia z wami raczej, bo... od wczoraj nic nie mówi. – jego głos był głosem złamanego człowieka – Jednak...zostawiła wam wiadomość. Cały czas jest apatyczna, tylko wczoraj, zaraz po przyjeździe wzięła kartkę i papier, żeby napisać to...

Podał Shizuce niewielki liścik:

Cytat:
Ten, którego kochałam, lecz którego serce nie do mnie należało, dał mi pomimo woli kryształ cudowny i kazał żyć, mimo iż powodów ku temu nie mam. Będę jednak trwać, by sny dla was czytać, lecz kamień nie przy mnie winien zostać.
Ród Kaina obudził demony przeszłości i on też winien się z nimi rozprawić. Niech ten z was, który nosi legendarne imię, który krwią jest z krwi Rolanda, weźmie ode mnie kryształ i jednym z Wielkiej Czwórki zostanie.
Żaden inny, żaden więcej.
***


Karol

Kiedy stał w progu i opuszczać miał już dom Ortegi, nagle ze studzienni kanalizacyjnej wyszedł znajomo wyglądający gryzoń – jeden z jego szpiegów. Zwierzak miał kolejne mrożące krew wieści: w środku dnia jakaś grupa 5 osób włamała się do posiadłości i zabrała zeń młodą kobietę (Finney), uprzednio krępując ją, raniąc i wrzucając do czarnego worka, który zabrali z sobą. Choć zmierzch już zapadł, to pozostali Kainici wciąż się nie ruszają, czuć od nich krwią. Tylko jeden (Artur), jeszcze przed świtem zszedł do piwnicy jakoś tak dziwnie stawiając kroki, dlatego jego nikt nie znalazł.


Mercedes

Obudziła się wcześniej niż zwykle, choć też już pół godziny po zmroku. Tej nocy bowiem nie mogła się wylegiwać, tej nocy miała spotkać się z ojcem – księciem Paryża, który pragnął poświecić kilka swych cennych godzin na spotkanie z córką. Zanim jednak zaczęła się ubierać, rzuciła okiem na swoją komórkę... dwa nagrania na sekretarce. Ciekawe.
Włączyła odsłuchiwanie.

Pierwsza wiadomość, jak Toreadorka się spodziewała, pochodziła z policji. Dostała nazwiska i adresy właścicieli samochodów. Jak się przy tym okazało – jedno auto pochodziło z wypożyczalni, mowa o srebrnym Renault Thalia.

Druga wiadomość... to był jej ojciec!

- Wybacz córko, ale niestety zmuszony jestem odwołać wizytę. Doszły nas słuchy, że ostatnio Sabat skupił szczególną uwagę na statkach i samolotach mających kontakt z Islandią. Jeden statek, którym płynęły dwie nasze krewniaczki z Wielkiej Brytanii został zatopiony. Rozumiesz chyba, że nie mogę ryzykować. Twój brat obawia się ponadto, że Wasza telefonia komórkowa może być na podsłuchu, dlatego dzwonię do ciebie z satelitarnego łącza. Nie martw się skarbie, postaram się dowiedzieć jak najwięcej. Nie dzwoń do nas. Gdy będziemy mieć jakieś informacje, sami się z tobą skontaktujemy. Uważaj na siebie, mon cheri.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline