Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2009, 00:09   #384
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po przebudzeniu w tym dziwnym pomieszczeniu, Artur odruchowo sprawdził, czy przypadkiem znowu nie jest ubrany w szaty Dżejów. Jeden plus całej sytuacji- nie był.
Zaczął przyglądać się lustru nad sobą. Naprawdę wyglądało, jakby ktoś wybił je z drugiej strony. Ale tam była tylko lita ściana. A właściwie sufit. Kto normalny, robi lustro w suficie? Hmm, normalny, co? Właśnie.

Rozglądanie się po pomieszczeniu nic nie dało. Artur nie umiał też sobie przypomnieć, jak się tu znalazł. Ze snów zapamiętał tylko wiele wizji o królu. Królu Arturze, na miłość boską! No i coś o gumowej kaczce. O ile pamiętał, Dżejowie mieli taką kaczkę, nazywali ją Lilith i trzymali na smyczy. Ciekawe, czy nadal była gdzieś w budynku, czy spłonęła z którymś z jego braci? A właśnie.
-„Hej, ty, odezwij się”- jak by to nie brzmiało, starał się myśleć na tyle głośno, żeby słychać go było w całej głowie- „to ty mnie tu przyprowadziłeś? Ty, sumienie, czy czym tam jesteś? Gadaj, jak cię pytam!!”
- Gadaj, cholera jasna! Co ja tu robię!?- niechcący krzyknął na całe gardło. Po piwnicy rozeszło się echo. Ochłonął trochę. W piwnicy nic nie znajdzie. Ruszył na górę. Stanął w drzwiach i rozejrzał się. Oczy rejestrowały korytarz i widoczny fragment holu. Sięgnął ręką do kabury. Zaklął, pistolet został pod poduszką. Doświadczony umysł policjanta- paranoika nie dał się długo zwodzić. Coś było nie tak.

- „Camelot napadnięty. Strzeżcie się, rycerze”

Nie umiał powiedzieć, o co chodziło. Jakaś subtelna zmiana w powietrzu, dziwne ustawienie mebli na drodze od drzwi do schodów, nadmierna cisza. Rozpłynął się w najbliższym cieniu (niewidoczność) i wyostrzył słuch (nadwrażliwość). Nic. Nie słyszał zupełnie nic. Ruszył ostrożnie do swego pokoju po broń, po czym skierował się do komnat Aligari'ego. Nie znalazł go tam, więc ruszył do jego gabinetu. Drzwi były otwarte. Zły znak, ale i tak nie przygotował go na to, co miał zobaczyć.

Na kanapie Portman zobaczył leżącą postać księcia.
- Książę, czas wstawać- szepnął, aby nie zaalarmować nikogo, kto kryłby się w innych częściach domu- ktoś był w Elizjum.
W tym momencie zauważył kołek sterczący z piersi Roberta. Szybko zamknął za sobą drzwi i podbiegł do kanapy.
- Książę, co tu się stało?- zapomniał już o szeptaniu. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi, poza nerwowymi ruchami gałek ocznych. Schował pistolet do kabury i obiema dłońmi złapał za kołek. Pociągnął mocno i po chwili kawałek drewna opuścił klatkę piersiową Aligariego.

-Tkwił mocniej niż się spodziewałem- mruknął pod nosem- Książę, co tu się stało?

W pierwszym, dramatycznym ruchu Aligarii położył obie dłonie na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był kołek, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno go nie ma. Nie było. Spojrzał na Artura. Jego oczy, na co dzień zimne, pozbawione uczuć teraz wyraźnie prosiły o chwile. Książę potrzebował chwili, by doprowadzić się do ładu, by wyciszyć swój umysł, w którym zachodziły kolejne eksplozje wściekłości i nienawiści, uczuć w końcu niegodnych Ventrue.

- Cóż... - westchnął Stańczyk, poprawiając swe włosy. Proste gesty, którymi każdy człowiek - żywy czy ożywiony - stara się uspokoić samego siebie. - Przede wszystkim, dziękuję. - na twarzy wampira pojawił się delikatny uśmiech - Postaram się okazać ci moją wdzięczność, ale tym zajmiemy się w bardziej sprzyjających okolicznościach...

- Słyszałeś zapewne o fakcie, iż mój kamerdyner, Walter Sing, usiłował mnie zamordować. Pracował na zlecenie potężnego wampira, Dominika z Ventrue. Mojego ojca. Ojca, który przebudził się po zapewne setkach lat snu, co mocno odbiło się na jego umyśle. Postanowił mnie zgładzić... Chociaż sam nie wiem, czemu tego nie zrobił. Stara się mnie zaszczuć. Oto nasz prawdziwy wróg, Arturze. Oto piętno mej przeszłości... - uderzył o ziemię znalezioną obok łóżka laską.

- Musimy działać. - odezwał się po kilku sekundach milczenia, a głos jego wzmocnił się - Oni... Wydaje mi się, iż mogli uprowadzić Finney, moją córkę. W nocy słyszałem krzyki. A ta krew... - wskazał na czerwone słowa wypisane na ścianie - Pachnie nią. Nie wydaje mi się, żeby była martwa, ale... Jest w niebezpieczeństwie. Musimy ją odszukać. Przeszukaj willę. Znajdź wszelkie dostępne poszlaki. Odszukaj też Alexandra, zleciłem mu dorwanie Singa. Jak najszybciej chce was obu widzieć u mnie. Niezwłocznie wyruszymy na poszukiwanie porywaczy. - w głosie Roberta słychać było niezwykły gniew i determinację - Ach, i gdybyś mógł mi użyczyć swego telefonu... Te tutaj mogą nie być bezpieczne, a ja muszę zadzwonić do jednego z mych przyjaciół...

-Co takiego? Sing zdradził? Książę, gdybym o tym wiedział, na pewno nie poszedłbym ot tak spać. Co najmniej ustawiłbym jakiś alarm na systemie monitoringu!- chwilę zajęło mu pozbieranie się. "Cholera, a Ty po prostu tutaj spałeś?"
- Zaraz zajmę się przeszukaniem willi, choć wydaje mi się, że Sing znał ją na tyle dobrze, żeby nie zostawić zbyt wielu śladów. Proszę, oto mój telefon- wręczył Aligariemu komórkę- Ale mam też do zdania raport. Po pierwsze, mamy kolejnego wroga, możliwe, że potężniejszego niż ów Dominik. Nazywa się Sasha Vykos, i to ona dysponuje kamieniem Ognia. Zeszłej nocy spaliła Rolanda. Nie wiem, czy na tym poprzestanie. Ponadto- przez chwilę zamilkł, zbierając myśli- byłem przed chwilą w piwnicy i znalazłem tam w suficie lustro. Zbite. Jakby od środka, choć była za nim ściana. Wiesz coś o nim? Bo wydaje mi się że było ważne dla Rolanda i Dżejów. I, choć głupi to zabrzmi, mogła mieć związek z kaczką, którą bawili się Malkavianie. Tą, którą nazywali "Lilith". Przyznaję, że sprawa Finney jest poważna, ale obawiam się, że mamy na karku coś gorszego. Teraz idę przeszukać Elizjum, kiedy skończę, będzie można planować dalej.

- Sing mógł nie działać sam. Jako sługa Dominika z pewnością mógł liczyć na wsparcie. Trzeba liczyć na to, iż twoje zdolności detektywistyczne, drogi Arturze, pomogą nam odnaleźć wszelkie możliwe poszlaki...- przerwał na chwilę Robert.

- Sasha Vykos... Niestety, nasi przyjaciele większość tego typu informacji pozostawiają dla siebie. Podobnie jak działanie owych kamieni. Ten ognia, jak mniemam, pozwala na panowanie nad tym żywiołem, czyż nie? Przyjmij także me wyrazy ubolewania po utracie Rolanda, mi również będzie go brakowało... A cóż stało się z grupą Dżejów? Pamiętam, iż Roland opowiadał mi o ich niezwykłej zdolności... odradzania się...

Znów krótka przerwa, znów uderzenie laską.

- Jeżeli zaś chodzi o powagę całej sytuacji... Tracimy kolejnych przyjaciół. Nie możemy stracić następnych. Finney, jak zapewne wiesz, była moją prawą ręką. Po prostu za dużo wie. Nie możemy pozwolić, by Dominik zdobył tę wiedzę. To Ventrue, potężny manipulator, kto wie, jakie sojusze może zawrzeć w mieście. Sashą, jak mniemam, zajmą się nasi przyjaciele, Dominikiem zaś zajmiemy się my. To decyzja księcia, Arturze, możliwa do obalenia tylko przez radę.

- Będę czekał w sali tronowej. Do zobaczenia. - rzucił jeszcze Robert i również opuścił pomieszczenie, wpatrując się intensywnie w komórkę pożyczoną od Artura.

Artur, niewiele myśląc o dalszych planach i rozkazach księcia, ruszył szybko do centrali monitoringu. Niepotrzebnie.
Monitoring szlak trafił. Ekrany były potłuczone, elektronika zniszczona, taśmy zniknęły.
-„Pięknie, teraz znają naszą tożsamość. A ja nie wiem nic.”
Używając dyscyplin, był w stanie wyczuć, że było tu trzech albo czterech ludzi. Działali sprawnie, to widać, ale zdaje się, że byli pod wpływem jakiejś używki.
Następnie skierował się do pokoju porwanej. Bez wyraźnych śladów walki, nawet w aurze nie wyczuwał strachu czy złości, jedynie zaskoczenie. Jakby przyszedł po nią ktoś znajomy? Ruszył na zewnątrz budynku, sprawdzić, czy tam czegoś nie znajdzie.
Po drodze, w desperacji, zaglądał do wszystkich pokojów. I bardzo dobrze się stało, gdyż w jednym z nich znalazł kolejną zakołkowaną postać.
- Donovan! Ciebie też dopadli?- szybko podbiegł do Brujaha i wyszarpnął z niego kołek. Momentami zastanawiał się, czy nie należało zostawić księcia zakołkowanego, ale Alex wydawał się być rozsądniejszy. Mimo że z gangu- Nie wiedziałem, że tutaj nocowałeś. Cały jesteś? Widziałeś coś? Wiesz coś o Singu?

***

Gdy oba młode wampiry się rozstały, Portman ruszył, zgodnie z planem, na zewnątrz. Niestety nie dowiedział się tam wiele, ślady samochodów niedaleko od Elizjum rozmywały się wśród wielu innych. I bądź tu mądry.

Wracając z podjazdu, usłyszał telefon w holu. Szybko podbiegł do niego i podniósł słuchawkę.
-Halo?
To była Shizuka.
- Witaj jankesie, jak się spało? - uspokoiła się, kiedy usłyszała jego głos. Po wczorajszym dniu zaczynała jej się paranoja pt "Wybij wampiry w Reykiawiku".
- Słuchaj jest taka sprawa, nie na telefon. Rossa zostawiła liścik. Raczej się nie ucieszysz, "królu Arturze".
- Twierdzi, że teraz ty musisz być Wieżą. Musisz to natychmiast przyjechać.
- Chwilowo mamy tu niezły burdel, też nie na telefon, ale postaram się przyjechać najszybciej jak będę mógł. Sprawdźcie wszystkich waszych.. no, tych co to lubią chlać i balować, oraz systemy zabezpieczeń. Bez odbioru- nie czekając na jej odpowiedź odłożył słuchawkę. W jego głosie słychać było zdenerwowanie.

-”Pięknie, jeszcze tego brakowało. Nie rozdwoję się przecież. Tutaj napad i porwanie, tam kamienie. Dobra, pomyślmy.”- zachodząc w głowę, ruszył w stronę dawnego pokoju Singa, gdzie miał nadzieję znaleźć jakiekolwiek ślady- „Tutaj jak nie mam żadnego tropu, a moje kontakty raczej nic nie dadzą, policja ma sporo na głowie dzisiaj. I to przez nas, w dużej mierze. U Ortegi przynajmniej mają jakiś trop, chyba wiedzą, co się dzieje. Tak, tam przynajmniej coś powinno się udać osiągnąć. Ale nie mogę bezczelnie olać rozkazu Aligariego, w końcu teraz musimy być zjednoczeni. Jak cholerni Rycerze Okrągłego Stołu, a co!”

Po drodze do sali tronowej, Artur sprawdził pokój Singa. Niestety, facet okazał się być profesjonalistą. Żadnych rzeczy osobistych. Artur nie wyczuł też żadnych specjalnych uczuć. Na przykład nienawiści do księcia. Po prostu zimny zawodowiec w trakcie zlecenia.

Gdy wreszcie dotarł do sali tronowej, Portman miał już w głowie ułożony pewien plan. Stanął w drzwiach i chrząknął głośno.

-Książę, niestety nie udało mi się znaleźć nic więcej, ponadto, co wcześniej przekazałem. Aha, i to, że napastnicy mogli być na jakichś używkach, ale mimo to działali nad wyraz skutecznie. Sing okazuje się prawdziwym profesjonalistą. Obawiam się, że póki co nie możemy wiele zdziałać. Moja propozycja brzmi tak- zwrócił się w stronę Donovana- Alex, ty pojedź do waszej kryjówki i przekaż Georgowi, że sytuacja jest kiepska- nagle coś sobie przypomniał- Aha, jakby Sashy i ojca Księcia było mało, możliwe, że straciliśmy Archonta. Ostatnio widziano go w czasie walki z jakimś przerośniętym wilkołakiem, potem kontakt się urwał- zrobił krótką przerwę- Książę, co do nas, proponuję udać się w bezpieczniejsze miejsce, którego nasz wróg nie zna tak dokładnie. Mam na myśli rezydencję pani Ortegi. Po drodze opowiesz mi, książę, jak nawiązałeś kontakt z Walterem Singiem.

***

Razem z Robertem opracowali trochę inny plan. Koniec końców stanęło na tym, że Artur ma zawiadomić policję, że Sing ma coś wspólnego z pożarami z dnia poprzedniego. To powinno uniemożliwić mu opuszczenie wyspy. Szybki telefon, a potem do Shizuki.
-„Co to za bzdura z tą Wieżą? Nie dość już mi namieszali w głowie?”
Wybrał numer Olafa, znajomego islandzkiego gliniarza. Noc nie trwała jeszcze tak długo, wątpił, czy obudzi swego znajomego. Zwłaszcza że policjant, obecnie w randze komisarza, musiał mieć dzisiaj naprawdę dużo na głowie. Co znaczyło też, że nie będzie miał czasu na wypytywanie Artura. Wyjaśnienia zostaną na później.
- Olaf? Tak, tu Artur. Słuchaj, wiem, że masz urwanie głowy, ale poczekaj chwilę. Siedzę w tych wczorajszych pożarach. Ty też? Tak myślałem. Jedne klient ma -przerwał- No nieważne. Słuchaj, mam jednego podejrzanego. Walter Sing. Jeden z informatorów wiąże go z jakimś podpaleniem wczoraj- podał adres nieopodal miejsca wczorajszego starcia z Sashą i rysopis byłego kamerdynera. Kilka razy mimo wszystko go widział- Facet może próbować uciec z wyspy. I jest niebezpieczny. Gdyby się pojawił gdzieś, daj mi znać, dobrze? Będę też wdzięczny, jeśli po prostu go zamkniesz i skopiesz tyłek od mojego klienta. Jasne, mam u ciebie dług. Trzymaj się.

Gdy usiadł za kierownicą, przyszła mu do głowy śmieszna myśl. Całą poprzednią noc kierował różnymi samochodami. I ani razu nie był to jego własny. Stęsknił się.
Jechał, jak zwykle ostatnio, szybko, na granicy przepisów. Nie ma czasu do stracenia.

Wreszcie Portman stanął przed drzwiami rezydencji. Trzeba przyznać, robiła wrażenie. Wcisnął energicznie dzwonek, raz i drugi, czekając na reakcję. Ciekaw był, kto mu otworzy. Pierwsza była Shizuka. Otworzyła uśmiechając się szeroko.
- Cieszę się, że cię widzę. - zaprosiła go gestem do środka. - Nic ci nie jest? Co się stało?- ubrana była w białą kurtkę skórzaną, buty po kolana z duża ilością sprzączek i kloszowaną sukienkę. Wyglądała jak jakaś japońska gothic lolita.
- Ha, widzę, że co noc nowy styl- mruknął, patrząc na jej strój- Stało się, oj stało się trochę. Sing zdradził, córka Aligariego porwana, generalnie mamy coraz więcej na karku- gdy już zamknęła drzwi, kontynuował- O co chodzi z tym byciem Wieżą? Rosa chce mi dać kamień?
Gdyby jej ciało pamiętało jak, pewnie by się zaczerwieniła.
- Wczoraj to była przykrywka - rzuciła, żeby zagłuszyć jego ostatnie zdanie. Uniosła lewą brew - najpierw mówisz o bezpieczeństwie, a potem...? - wskazała ruchem głowy w kierunku salonu, gdzie zabawa trwała w najlepsze. - Też lepiej wyglądasz niż wczoraj.

Zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu. Porwanie Fin zaskoczyło ją i przeraziło zarazem. Kiedy już skierowali się do odległego pokoju Rossy, powiedziała:
- Tak. Chce ci dać kamień. I tylko tobie. Proszę - podała mu liścik.
- Kurwa- zaklął, gdy zauważył, że wygadał się przy sporej ilości ludzi. "Skup się!" Gdy dała mu list, milczał przez chwilę. A i potem mówił szeptem.
- Legendarne imię. Świetnie. Jakbym jeszcze miał nie dość namieszane w głowie. Król Artur, rycerze, sumienie, teraz jeszcze to- westchnął ciężko- Czy twoja matka ustaliła coś wczoraj, po tym, jak poszła za Sashą?- bał się zapytać, czy w ogóle wróciła. Podobnie jak bał się zapytać, czy nie ma jakichś wieści o Archoncie.
Shizu wyczuła jego emocje. Pytanie, które nie padło, zawisło w powietrzu.
- Wie jakim samochodem odjechała Sasha. Odpoczywa teraz w swoim pokoju. - poklepała go po ramieniu - Jesteś Malkavianienem, nie powinno cię to ruszać. - uśmiechnęła się szeroko, jednak szybko uciekła wzrokiem. - Natomiast Archont nie wrócił do siebie na noc... Dzwoniłam, ale jego lokaj powiedział, że go nie ma i że się nie odzywał. Martwię się.

Zareagował uśmiechem na jej uśmiech. "Skoro ona zachowuje ducha, to i ja mogę"
- No to chyba wezmę to cacko. W sumie powinienem się cieszyć, przynajmniej mnie nie spalą. Potraktuję to jako swojego Excalibura. A co do Archonta, jeśli przez najbliższe dwadzieścia minut nie zacznie się kolejny koniec świata, możemy pojechać w okolice kościoła i poszukać śladów. Może ukrył się tam gdzieś?- miał nadzieję, że to ją pocieszy. I miał też nadzieję, że faktycznie będą mieli na to czas.

Westchnęła, ale miała nadzieję, ze nie usłyszał.
- Ma zadzwonić. - powiedziała pewnie, przekonując zarówno siebie jak i jego. - Zadzwoni. Na pewno zadzwoni. - uśmiechnęła się. Od wczoraj zdążyła już trochę odbudować siły, choć sam dźwięk zapalniczki powodował u niej gęsią skórkę. I te wszystkie... Wystarczy! - A co do Excalibura, - złapała za klamkę drzwi - uważaj królu.
Rzuciła na koniec zaczepnie.

Zajrzał przez otwarte drzwi. Rosa siedziała na łóżku, wpatrując się w ścianę na przeciw. Jednak, gdy Portman wszedł do pokoju, spojrzała w jego stronę. Jej twarz na moment przestała być obojętna, choć nie zdążył ustalić, jaki wyraz przybrała. Czy to była ulga, może rezygnacja? Powoli sięgnęła gdzieś za siebie, po czym wyciągnęła w jego stronę rękę z kamieniem. Był... niebieski. To chyba jedyna, co dało się o nim stałego powiedzieć. Pulsował, zmieniał odcienie, chyba nawet kształt. Jak woda. Portman wpatrywał się w niego przez chwilę. Twarz Rosy miała jakby zachęcający wyraz. Chciała, żeby wziął kamień? Chciała się go pozbyć? Wyciągnął dłoń i chwycił kamień. Początkowo niepewnie, w końcu wziął go od Rosy.
Czuł...czuł jego uczucia. Kamień był niepewny. Obaj byli. Obaj też byli ciekawi tego drugiego. Stał w miejscu, wpatrując się w kształt, który trzymał w dłoni.
- I kim ty właściwie jesteś, co?
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline