Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2009, 01:07   #385
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Starał się nie myśleć o tym wszystkim. O zdradzie Singa, o porannej niespodziance, o porwaniu Finney. O własnej głupocie. Przecież mógł już wczoraj załatwić jakąś ochronę. Cokolwiek. Kogokolwiek. Byleby narobił hałasu. Walter był silny, ale nie na tyle, by pokonać czterech kainitów. Stańczyk przypuszczał, że nawet sam sprawiłby mu niemały problem. A nawet jeśli nie działał sam, to pozostali tez byli ludźmi, najwyżej ghulami. To nie były wampiry. To nie było w stylu przeciętnego krwiopijcy, a już na pewno nie w stylu uczniów Dominika...

Nie zabił go. Dlaczego? Czy to znowu miała być nauczka? Kolejny etap jego chorej gry? A może zależało mu właśnie na młodej Ventrue? Tylko po co ...?

Pytania rozsadzały głowę Roberta.

Powoli wciskał kolejne klawisze. Dwa telefony do wykonania. Dwa kluczowe połączenia. Młoda Haarde dzięki Bogu w czas nauczyła go obsługi, przynajmniej podstawowej, tego urządzenia - potrafił już zadzwonić, odebrać telefon, a nawet odczytać SMSa. Jego wysłanie wciąż było dla księcia tajemnicą, ale przypuszczał, że te małe literki na klawiaturze telefonu mogą być z tym związane.

- Słucham? - odezwał się Sorre. W tle szum ulicy. Musiał właśnie gdzieś jechać.

- Aligarii z tej strony. - mruknął - Mój przyjacielu, tym razem bez przesadnej kurtuazji. Sing okazał się zdrajcą.

- CO!? - krzyknął prawnik, wyraźnie zaniepokojony. Chwila ciszy, zapewne zaparkował gdzieś na poboczu - Jakim cudem...? Nic ci nie jest, książę?

- Ja i młody Alex obudziliśmy się o poranku w stanie... Unieruchomienia. Chyba wiesz, o co mi chodzi. Próbował mnie zabić, przeżyłem, a w trakcie dnia... Porwali Finney.

- Jezu... Ja... Przepraszam...

- Nie winię cię o nic, przyjacielu. - uspokoił delikatnie rozmówcę - Teraz posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze, najpóźniej do godzin porannych chcę mieć tu jakąś grupę. Ochronę. Skuteczną ochronę. Sześć do dziesięciu osób. W kontrakcie mają zakaz wchodzenia do wnętrza rezydencji, mają się o nic nie pytać, w nocy siedzieć grzecznie przy wejściu, w dzień patrolować teren. Co proponujesz?

- Dziś w nocy... Nie, na dzisiejszą noc nie dam rady zorganizować niczego większego. Zadzwonię po tutejszych ochroniarzy, ponoć bardzo skuteczni, może się uda, przed dwa dni będą zajmować się ochroną. Za jakieś dwa dni mogę załatwić kogoś lepszego, słyszałem o jednej grupie, prawdziwi najemnicy...

- Byle byli skuteczni. I jeszcze jedno. Od każdego pobierz, nawet w naszej stacji krwiodawstwa, próbkę krwi. Powiedz, że na badania. Cokolwiek. Muszę sprawdzić w niej parę rzeczy... - Aligarii odchrząknął cicho, przechodząc do drugiego tematu - A teraz druga sprawa. Jak znalazłeś Singa?

- Jest taka agencja, włoska, zajmuje się kamerdynerami, kucharzami i innym personelem dla bogaczy - tam go znalazłem, nie był drogi, miał naprawdę dobre referencje...

- Nie musisz się tłumaczyć. Wyślij mi adres i telefon do tej agencji. Natychmiast. Może być i tą krótką wiadomością tekstową odbieraną przez telefony komórkowe...

Pożegnał prawnika, odłożył telefon. Po chwili doszła wiadomość od Sorre. Dokładne dane, Sing przyleciał prosto z Florencji.

Czas na drugi telefon.

- Kto? - zachrypnięty, niezbyt uprzejmy głos rozległ się w słuchawce.

- Johann? Robert Aligarii z tej strony...

- Aaa, księciunio! - Nosferatu rozpoznał przyjaciela z dawnych, powojennych lat, który swego czasu pozwolił mu przetrwać parę zdecydowanie gorszych lat. - Co, tęskno za kontynentem?

- Też. Ale nie o to chodzi tym razem. Miałeś u mnie spory dług wdzięczności, pamiętasz? Chciałbym to wykorzystać.

- No, mów o co biega.

- Za chwilę podyktuje ci adres pewnej agencji. Ogólnie zajmuje się kamerdynerami, kucharzami, służbą domową. Włochy, niedaleko Florencji, ładna okolica. Poleć tam jak najszybciej. Poproś o pomoc kogoś, kto zna się na dyplomacji, kto słowami potrafi zmusić do wielu rzeczy. Na miejscu wydobądźcie jak najwięcej informacji o mężczyźnie nazywającym się Walter Sing, kamerdyner, ostatnio pracujący u mnie, Reykjavik, Islandia. Koniecznie, jak najszybciej.

- Coś poważnego, Robciu? Bo coś nie za wesoło gadasz...

- Strasznie. Ale to nie rozmowa na telefon. Błagam, znajdź kogoś i leć, już, teraz. Szybko.

Podał adres, wymienili jeszcze parę kurtuazyjnych uwag, a potem zakończył rozmowę i, rozsiadając się na swym tronie, zaczął wspominać. Johann był strasznie blisko wiedeńskiej Rady, nie "pracował" dla nich w pełnym tego słowa znaczeniu, ale często wykonywał pomniejsze zlecenia. Lokalizował ludzi, wyszukiwał o nich dane, prowadził różnego rodzaju badania. Jeśli tylko mu się uda...

Cóż. Na pewno będą wiedzieć więcej.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline