Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2009, 21:56   #386
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Arakawa Shizuka & Karol Lipiński & Artur Portman

Pisk zepsutego zegarka elektrycznego. Jakby zrobiło się spięcie, a on wył błagając o pomoc. I ten zapach - coś się paliło. Shizu otworzyła oczy. Pociągnęła nosem, aby zlokalizować źródło zapachu. Nagle drzwi wypadły z framugi i stanęła w nich Sasha z płonącym ramieniem.
- Mam cię! - wrzasnęła rzucając ognistą kulę.



Shizu otworzyła oczy. To tylko sen. Dalej była w objęciach Matki, w jej łóżku, w jej domu. Nikt nie wpadał przez drzwi, jedynie słychać było przyciszone dźwięki muzyki. Czuła, że słońce jeszcze nie zaszło, ale powoli chyliło się ku zachodowi. Co do jednego miała pewność, dziś już nie zaśnie.
Spojrzała na śpiącą Matkę. Przez tą całą sytuację nawet nie zapytała, czy jej nic nie jest. Nie wzięła nawet pod uwagę, że może być równie zmęczona. Może nawet bardziej? Założyła Matce figlarne kosmyki za ucho. Tak spokojnie spała...

W przeciwieństwie do Artura, Shizu spędziła wieczory ze swoim rodzicem i dowiedziała się tyle, ile powinno pozwolić jej przetrwać pierwsze "kontakty społeczne". Ale niczego konkretnego o Matce. Kim tak naprawdę była? Czemu wylądowała na Islandii? Skąd pochodziła? Jakie miała życie? Dlaczego wybrała akurat Shizu na córkę?

Mimo to ufała jej całkowicie. Nie była przekonana, co do metod. To prawda. Ale to nie zmieniało sytuacji. Mimo, że Matka nie ufała jej. A może nie o to chodziło? Może po prostu nie zadawała pytań, a Shizu to źle interpretowała?

Zresztą ufała także Tylerowi czy Lasallowi. Arturowi i Rolandowi również. Ale Matkę ma się jedną. Pogładziła ją po głowie i pocałowała w czoło.

Ciekawe czy to doprowadzi ją do śmierci? Zapewne. Ale jak już raz się umarło trochę zmieniają się priorytety. Teraz była inna. Tamto życie i ciało wyżęła jak cytrynkę i nie zostawiła ani kropli. Osiągnęła doskonałość, jeśli chodzi o jedną z dziedzin sztuki i nikt jej tego nie odbierze. Z nowym życiem czekały ją nowe wyzwania. Ponownie miała zamiar poszukiwać perfekcji. Na miarę nowego ciała i nowego życia.

Czas wstać. Przeszła chyłkiem do swojego pokoju. Miała ochotę schować się w ubraniu. A najłatwiej to zrobić w czymś, co jest swojskie. Wyszarpnęła z szafy sukienkę, dobrała odpowiednie rajstopy i wysokie buty z licznymi sprzączkami. Do tego białą kurtkę ze skóry i rękawiczki. Na szyję obrożę. Wita rodzinny, japoński gotyk.





Z resztek torebki wyciągnęła lekko przytopioną Motorolę V3 z przywieszką Hello Kitty.


Miało to przynieść szczęście. Na razie dawało pozytywne efekty. Wykręciła numer do posesji Lasalle'a.
- Witam - powiedziała i nieświadomie się ukłoniła. Musiało to wyglądać zabawnie, zwłaszcza że akurat była w drodze do salonu. - Z tej strony Ar.. Shizuka Arakawa, córka pani Ortegi. Czy zastałam pana Lasalle'a?
- Przykro mi, ale niestety nie ma go.
- odpowiedział kobiecy głos zapewne należący do sekretarki.
- Czy wrócił na noc? - aż jej coś w gardle stanęło, ale podeszła właśnie do "barku" i miała nadzieję, że jej niepewność zagłusza zabawa trwająca tutaj w najlepsze.
Głos w słuchawce chwilę milczał.
- Nie.
- Nie dzwonił?
- nalała jedną ręką do szklanki krew i włożyła słomkę.
- Nie jestem uprawniona...- głos w słuchawce zatrzymał się niepewny.
Na tacy postawiła trzy karafki, po które najczęściej sięgała Matka.
- Po prostu się martwię. - powiedziała zgodnie z prawdą. - Obawiam się o jego "życie". Czyli nie odezwał się?
Dostawiła kieliszek i rozejrzała się za kartką papieru, długopisem i kimś, kto jej szybko pomoże w skreśleniu kilku zdań w tym dziwnym alfabecie.
- A dlaczego się pani obawia?
Machnęła na Młodego. I tak zdawał się nie robić nic ciekawego.
- To nie sprawa na telefon. Podjechałabym nad ranem i wszystko wyjaśniła, dobrze?
Usiadła na blacie stolika i pocałowała na przywitanie chłopaka w policzek.
- Jeśli widzi pani taką potrzebę.
Ten przytulił się do niej i powiedział, że wygląda dziś "naprawdę spoko".
- Tylko miałabym małą prośbę. Gdyby jednak się pojawił, proszę mu przekazać, żeby do mnie, znaczy nas zadzwonił. Martwimy się.
- Oczywiście, to nie stanowi problemu.
- Dziękuje i życzę miłego wieczoru.
- Nawzajem.

Zagryzła wargę, zamykając z trzaskiem klapkę telefonu.
- Coś się stało? - Młody uśmiechnął się i usiadł przy stoliku.
- Jeszcze nie wiem. - odparła pociągając spory łyk ze swojej szklanki. Zapach ludzkiego ciała przypomniał jej, że należy uzupełnić "braki". - Napiszesz coś dla mnie.
Uśmiechnęła się ujmująco.
- Dla ciebie wszystko, Shizu.

Po chwili już wchodziła do pokoju, gdzie jeszcze spała Matka. Postawiła tackę na stoliku nocnym zaraz obok jej telefonu. Przykryła starszą wampirzycę szczelniej kołdrą i wyszła na paluszkach.
Koło trzech karafek i kieliszka leżał liścik.

Cytat:
"Mamo, przepraszam cię za wczoraj. Nawet nie zapytałam, czy dobrze się czujesz. Możesz pospać trochę dłużej, zajmę się wszystkim.

Nie pytałaś wczoraj o nic. Jeśli chodzi o szmaragd, nie wiem, czemu Lasalle dał go akurat mi. Powiedział tylko <<Przechowaj go dla mnie>>, a potem kazał go przynieść i wręczył Rossie. Jeśli i o tym wcześniej nie powiedziałam, to przepraszam.

Shizu
"
Drugą część liściku napisała sama. Japonka zdecydowała w końcu, że tego nie powinny wiedzieć osoby trzecie, tym bardziej ludzie.

Po wyjściu od Matki poszła do Simona i zapytała czy wiadomo coś o tym poszukiwanym mężczyźnie - historyku. Chwilę jej zajęło przekonanie ghula, że może jej przekazać informację. Zapisała adres.

Potem poświęciła jeszcze kilka minut na szperaniu w internecie w poszukiwaniu informacji dotyczących Króla Artura i Okrągłego Stołu. Coś tam na studiach miała o tym, choć ledwo wspomniane. Jej wiedza głównie pochodziła z kreskówki Disney'a. Zarys złapała, ale czas gonił.

W momencie, kiedy w końcu zdecydowała się na wizytę u wiedźmy, nadszedł Lipiński. Wpuściła go do środka. Przywitała głębokim ukłonem.
- Właśnie miałam ją odwiedzić. Ale proszę się nie spodziewać za dużo, wczoraj była nieprzytomna. - powiedziała prowadząc Nosferatu do najodleglejszego skrzydła willi.

***

Przeczytała liścik i zwróciła się do wiedźmy.
- Jak sobie życzysz. - powiedziała oddając notkę Lipińskiemu i ucałowała Rossę w dłoń.
- A ty Ojcze, powinieneś odpocząć. Prześpij się. - powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Przyślę kogoś, aby z nią posiedział.
"Z pewnością znajdzie się chętny."
- Nie ma żadnego "ale".
- stanowczo przerwała księdzu, kiedy ten chciał protestować. - Wyglądasz gorzej niż śmierć, a jesteś jej potrzebny silny i energiczny. Zajmę się również zatrudnieniem jakiejś ekipy remontowej, jeśli idzie o Kościółek, abyście mogli tam jak najszybciej wrócić.
Ukłoniła się i wszyła z Lipińskim z pokoju. Zamknęła drzwi.
- Może pan spróbować jej odebrać kamień na siłę. - popatrzyła mu w oczy, stanowczo się sprzeciwiała takiemu obrotowi sprawy, ale to Matka decyduje, jej dom jej prawa - ale dziewczyna połączona jest ze swoim bratem Kaiem, który jest wilkołakiem. Z pewnością przybędzie, a nie mamy czasu do zmarnowania.
Zamilkła na chwilę.
- Czy można się dowiedzieć, po co potrzebny panu kamień?


Lipiński milczał początkowo najwyraźniej siłując się ze swoimi myślami, choć jego nerwowe drobne gesty nie wskazywały na nic dobrego.
- Ten kamień jest mi potrzebny żeby podyskutować na równych prawach z niejakim Sashą Vykosem, tym samym, który spalił wczoraj część miasta. – powiedział całkiem spokojnie, tak jakby podjął już decyzje. - Tak się nieszczęśliwie składa, że pojmał moją znajomą i chce zamienić ze mną parę słów, a bez kamienia taka pogawędka może się dla mnie z łatwością skończyć sproszkowaniem. Muszę go wyeliminować i potrzebuje do tego kryształu.

Złapał niepewnie za klamkę, lecz zatrzymał się jeszcze na moment spoglądając na młodą wampirzycę.
- Posłuchaj…zrobię co będę musiał. Spróbuje zwyczajnie poprosić o kamień, jednak jeśli to nic nie da to…przykro mi. Dobro ogółu jest ważniejsze.

Butem zablokowała drzwi. Dobrze, że otwierały się na zewnątrz. Uśmiech nie zniknął z jej twarzy, ale nabrał cech nieprzyjemnych. Bynajmniej nie miała zamiaru zastraszyć starszego wampira. Po prostu imię Sashy wywołało u niej nerwową reakcję. I kim mogła być ta "znajoma"? Raczej nie miał ciepłych stosunków z Fin. Czyżby Marry? Matka wróciła bez niej, ale to o niczym nie świadczyło. Chociaż...
- Ona ci go nie da. - Zamachała liścikiem trzymanym między palcem wskazującym a środkowym. - A Lasalle nigdy by...
Tak Lasalle, ale go tu nie ma. A walka z Nosferatu skazana była na porażkę.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę z wilkołakiem, któremu nie dał rady Lasalle? - naciągane. Nieprawdziwe. Gorliwie chciałaby w to wierzyć, ale miała naprawdę złe przeczucia. Dobrze, że nauczyła się świetnie kłamać w poprzednim życiu.
- Zadzwonię po kró.. po Portmana i porozmawiasz z nim. Daj mi 45 minut. A ja załatwię ci wszytko, czego będziesz chciał. - odrzuciła włosy do tyłu. - Tylko bez przesady.

- Nie zamierzam walczyć z żadnym wilkołakiem, ani też nie mam czasu czekać na Portmana.Lipiński nie poruszył się ani o cal, mówił spokojnie starając się wytłumaczyć jak najszybciej sytuację, w której się znalazł, lecz jego nerwy były na krawędzi. - Muszę o równej północy znaleźć się na szczycie Hekla czyli… nie mam czasu na pogawędki, więc sama widzisz, że twoja prośba abym czekał 45 minut wydaje się być sporym nietaktem.

Muzyk szybkim ruchem odwrócił się w kierunku Shizuki i złapał za jej drobną rękę, po czym odgarnął poły szala kryjące jego szpetne oblicze. Uśmiechnął się paskudnie do rozmówczyni ukazując swoje rekinowate zęby.
- Masz 20 minut na próbę załatwienia sprawy z Portmanem, a potem nie próbuj mnie nawet powstrzymywać. Zrozumiano? – jego głos zazwyczaj niezwykle przyjemny dla ucha tym razem był niczym dźwięk paznokci drapiących o tablice.

Zadrżała. Choć jej mina nie zmieniła się. Trzymanie siebie w ryzach miała wyćwiczone. Przez chwilę milczała, żeby jej głos się nie trząsł. Potrzebowała czasu.
- Pół godziny, szybciej nie zdobędę odpowiedniego samochodu. - czuła jakby targowała się z diabłem o własną duszę. Po co ona właściwie broni Rossy? A tak. Obrona domu przed wilkołakiem jej się nie uśmiechała. - A teraz Lipiński-san, gdyby pan był łaskaw mnie puścić to zaczęłabym się spieszyć. Sam pan stwierdził, iż nie ma czasu.

- Naturalnie.
- Nosferatu puścił dłoń kobiety i skinął głową potwierdzając przyjęcie propozycji. Już nie sprawiając większych kłopotów udał się do jednego z pokoi, ponoć należącego do samej Ortegi, lecz wątpił w to po prawdzie. Teraz pozostało już tylko czekać.

Odeszła kilka kroków od drzwi pokoju, chwyciła za telefon i wykręciła do Elizjum, mając nadzieję, że trafi akurat na Portmana. Musiał tu przyjechać. Im szybciej tym lepiej. Usiadła na jakimś porzuconym krześle. Przebierała niespokojnie palcami po poręczy. Nie odbierali. Jeszcze spali? Wybrała ponownie. W końcu po drugiej stronie odpowiedział jej "halo". Poznała głos Artura.
- Witaj jankesie, jak się spało? - uspokoiła się, kiedy usłyszała jego głos. Po wczorajszym dniu zaczynała jej się paranoia pt "Wybij wampiry w Reykiawiku".
- Słuchaj jest taka sprawa, nie na telefon. Rossa zostawiła liścik. Raczej się nie ucieszysz, "królu Arturze".
- Twierdzi, że teraz ty musisz być Wieżą. Musisz to natychmiast przyjechać.
- Chwilowo mamy tu niezły burdel, też nie na telefon, ale postaram się przyjechać najszybciej jak będę mógł. Sprawdźcie wszystkich waszych.. no, tych co to lubią chlać i balować, oraz systemy zabezpieczeń. Bez odbioru
- nie czekając na jej odpowiedź odłożył słuchawkę. W jego głosie słychać było zdenerwowanie.

Świetnie. Tu się za dużo dzieje nie po wampirzej myśli. Przymknęła oczy i poleciała do Simona. Kazała mu sprawdzić zabezpieczenia. Miał też przyjrzeć się "klubowiczom".

Przechodząc przez salon zabrała sporą piersiówkę jakiemuś kumplowi Młodego, rzucając, żeby sobie kupił nową. Napełniła ją krwią i schowała do kieszeni. Nigdy więcej się bez niej nie ruszy. Po wczorajszym wieczorze miała dość niezapowiedzianych "niespodziewajek".

Minęło dziesięć minut. Cholera. O tej porze pewnie wszystkie wypożyczalnie już zamknięte. Można by posterować tłumem i wyłudzić coś od tej masy ludzi. Na ulicach widziała pełno jeepów.
Nalała sobie krwi do szklanki i pociągnęła kilka łyków. Minęły kolejne dwie minut.
Chwileczkę. Stuknęła szklanką o blat stołu i wgniotła go lekko.
Skoro na Islandii jeździ tak dużo tego... Garaż! Wyleciała pędem z salonu, wypadła na śnieg przez drzwi główne i już była w garażu. Zapaliła wszystkie światła. Rozejrzała się. Jeep. Wysokie podwozie, duże koła, masywny. Coś takie MUSI tu być.



I było. Dzięki ci kami-sama. Shizu rzuciła się w stronę tablicy z kluczykami. Minęło kolejne pięć minut na chaotycznej próbie znalezienia odpowiedniego - dobrze, ze każdy miał zainstalowany alarm. Westchnęła.
"To Toyota tak? Tak. To pewnie te."
W końcu znalazła odpowiednie.
W kilku susach z powrotem znalazła się w willi. z salony wzięła kieliszek i karafkę po czym poszła do Lipińskiego.

- Proszę - postawiła to na stoliku przed Nosferatu. Zostało pięć minut. I oboje świetnie o tym wiedzieli. Gdzie się podziewa Artur?

Ponownie zadzwonił ktoś do drzwi. Dopadła ich pierwsza. Otworzyła uśmiechając się szeroko.
- Cieszę się, że cię widzę. - widząc Portmana i zaprosiła go gestem do środka. - Nic ci nie jest? Co się stało?

***

Shizu przyglądała się zafascynowana scenie. Kamień. Jego moc, którą jeszcze wczoraj czuła w dłoni. Potęga. Uśmiechnęła się. Zabawne było to, że nie chciała go. Coś wewnątrz niej mówiło, że nie potrzebuje drogi na skróty. Spacer dłuższą drogą ku perfekcji bardziej ją fascynował. Tak samo było z łyżwami. Pomimo wszelkich przeciwności losu - chorobie serca, oddechu śmierci na ramieniu, braku wiary rodziców, zdobyła złoty medal olimpijski. Teraz też sobie poradzi. Trudniejsza ścieka sprawia więcej przyjemności.
Jednak ciekawiło ją, czy Król dogadał się ze swoim Eskaliburem. Zajrzała mu zza ramienia, delikatnie łapiąc go za ramię.
- I co? Odpowiedział?

Lipiński według umowy czekał spokojnie i na szczęście dla Shizuki nie pożałował swego wyboru. Portman przybył na czas i teraz zostało już tylko przekonanie go, aby pożyczył mu kamień.

- Woda, wciągnij powietrze przez nos, wypuść przez usta. Powtarzaj pięć razy wizualizując siebie jako wodę, falę, rzekę. Niech Twoje ciało delikatnie faluje. Ogarnia Cię spokój. Możesz przywołać też cudowne uczucie dotyku wody na skórze, gdy płyniesz w gorący dzień w ciepłym, cichym jeziorze. – wyrecytował spokojnie instrukcję jaką znalazł w księdze czarownic, po czym zwrócił się do Artura Postępując według tego powinieneś móc zapanować nad żywiołem, a teraz żeby nie marnować czasu. Potrzebuje tego kamienia żeby pokonać Vykosa i nie mam więcej czasu żeby to wytłumaczyć. Możesz albo pożyczyć mi kamień, albo jechać ze mną narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, a wszystko wytłumaczę po drodze.

Spojrzał swoimi wielkimi oczami na wampirzycę i zapytał krótko.
– Wszystko gotowe jak rozumiem?

Skłoniła się Lipińskiemu.
- Samochód w garażu, zaraz po niego pójdę. Wewnątrz jest zamontowany Nawitagor GPRS firmy Sony - strzelała, bo nawet nie zajrzała przez szybę, ale z tego co wiedziała to wszystkie samochody Matki wyposażono w taki gadżet. - Co ułatwi dojazd. Mogę w czymś jeszcze pomóc?

Artur spojrzał znowu na kamień, który trzymał w dłoni. Zaczął już wierzyć w te wszystkie "legendy arturiańskie". A i wydawało mu się, że kamień jest do niego dobrze nastawiony.
-Skoro tak-spojrzał na Karola-To jadę z tobą. Na tej wyspie nic się nie dzieje bez obecności krwi Rolanda. I tego będę się trzymał.

Po krótkiej pauzie zwrócił się do Shizuki:
-Miałem nadzieję, że może dłużej zabawię, ale cóż. Do zobaczenia, trzymaj kciuki- pochylił się bliżej do niej i szepnął- za dzielnych rycerzy na wyprawie.

- Wspaniale. - klasnął w dłonie kompozytor i udał się do wyjścia. - Prowadzisz, ja niestety nie posiadam tej umiejętności. A tobie młoda damo życzę powodzenia i mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Shizu uśmiechnęła się do Portmana, pocałowała go w policzek, figlarnie puszczając mu oczko i ukradkiem włożyła mu do kieszeni swoja zdobyczną piersiówkę wypełnioną krwią. Mu się bardziej przyda.
- I za króla. - szepnęła odsuwając się o krok - Skoro tak, to obu panom życzę szczęścia. Przyda się wam. A i panie Portman, da mi pan swój numer telefonu?

-Oczywiście- szybko podał numer z pamięci- Aha, panie Lipiński, czy w tym całym pośpiechu znalazłby pan chwilę, żeby zlecić swoim szczurzym informatorom, żeby szukali Waltera Singa? Jak może już pan wie, okazał się być zdrajcą i trzeba go dorwać, jak już wrócimy- Artur uparcie nie dopuszczał do siebie możliwości, że nie wrócą.

Odprowadziła ich do samochodu i czekała aż wyjadą z posesji. Dzisiejsza noc była... pełna wrażeń. Kłusem przebiegła przez salon, poprosiła Młodego, żeby jej kupił na jutro jakąś piersiówkę, ponownie udając się do Matki. W drzwiach uświadomiła sobie, że jeszcze nie widziała tej nocy Tylera. Oby jemu też nic się nie stało. Zajrzała przez szparę w drzwiach.
Matka właśnie się ubierała.
- O to ty Shizu. - rzuciła przez ramię na powitanie. - Mój ojciec odwołał swój przyjazd - Ortega uśmiechnęła się lekceważąco, ale japonka miała wrażenie, że jednak ją to dotknęło. - Dlatego pojedziemy razem do tego "historyka", chyba że nie chcesz? - potraktowała to jako pytanie retoryczne - Weźmiemy ze sobą Simona. Zanim ruszymy zleć mu jeszcze wstępne poszukiwanie srebrnego Renault Thalia. - podała jeszcze numer rejestracyjny.

Dzisiejsza noc zdawała się niekończącą bieganiną.
- Oczywiście Mamo.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 26-03-2009 o 12:12. Powód: Obrazek toyoty hilux się nie wczytał
Latilen jest offline