Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2009, 23:31   #68
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Przeglądając te zdjęcia rzucił w eter głośny "Fuck". Oto po raz kolejny dopadło go był życie. Czyżby ktoś postanowił mu przesłać ostateczny rachunek? Pięknie, cholera, pięknie. Usiadł na łóżku i wybrał numer Steina, otrzymał jednak tylko niezbyt pocieszającą informację ... "Abonent jest chwilowo niedostępny ... ". Włożył swój aparat z powrotem do kieszeni i popatrzył się w sufit. Teraz przyłączenie się do ostatniej pracy nie wyglądało tak wspaniale
********
Restauracja "Americanos" w stolicy Kolumbii - Bogocie była przyjemnym, schludnym, czystym i jednocześnie kameralnym miejscem. Być może te cechy sprawiły, że był to też jeden z ulubionych lokali agentów CIA działających na terenie Kolumbii. Właśnie dlatego znajdował się tutaj on. Po szkoleniu na "Farmie" trafił tutaj aby inwigilować FARC. Praca jak każda inne, tylko rytm życia inny do tego, jaki dotychczas odbywał. Cóż ktoś musiał jednak wykonywać tą robotę i chociaż nie przyznawali za nią medali, była tego warta.

Napił się jeszcze raz łyku herbaty i przypatrzył się zdjęciom dostarczonym przez jego dowódcę. Cel, który miał wyeliminować, być może nie była to jedna z jego specjalizacji, ale przecież ktoś musiał to zrobić. Padło na niego i to akceptował, zaufali mu, a raczej nie powinni wystawić do wiatru ... raczej, ale przecież nikomu nie można ufać w stu procentach. Cóż czas wrócić do dżungli ...
******
Nie było na co czekać, trzeba było działać. Visconti szybko wziął resztę swoich rzeczy i wyszedł z pokoju. Nie miał już tutaj zamiaru wracać, dlatego odłożył kluczyk w odpowiedniej skrzynce.

Chwilę przyglądał się swojemu otoczeniu i samochodowi, kiedy upewnił się, że nikt specjalnie się nim nie interesuje, sprawdził je całe wykrywaczem, który do tej pory spokojnie spoczywał w bagażniku. Wyglądało na to, że jest jednak czysty. Z wyraźną ulgą detektyw włączył się do ruchu.

Szybko jednak zauważył Toyotę Land Cuisier siedzącą mu na ogon od czasu wyjechania z parkingu motelu. Zaklnął głośno to wszystko było jednak zbyt piękne aby było prawdziwe. Na całe szczęście zabrał wszystkie swoje rzeczy z bagażnika, w razie potrzeby mógł spróbować ucieczki. Nie wiedział jednak kim jest ów tajemniczy, samotny kierowca, który postanowił go nie odpuszczać. Raczej nie pracował dla jego byłych pracodawców, już by go zatrzymali ... musiał się jednak upewnić, a to oznaczało pewną szybką akcję. Spokojnie jechał, udając że go nie zauważył, a jednocześnie "ściągając" go do starej, w większości opuszczonej dzielnicy przemysłowej. Skręcił w jedną z małych bocznych uliczek i przyspieszył gubiąc go. Gdy tylko znalazł odpowiednie, puste miejsce przed magazynem wyskoczył z samochodu i z wyciągniętą bronią schował się za stertą gruzu.

Śledzący go wóz zatrzymał się jakieś 10 metrów za jego BMW. Czekał tylko na ten moment, wyskoczył za swojej kryjówki i sprintem dopadł do Toyoty, pociągnął za klamkę i wrzasnął
-Ręce do góry!- Jednocześnie wolną ręką odpiął facetowi pas bezpieczeństwa.

- Wow - gość trzymał obie ręce na kierownicy

-Dla kogo pracujesz?- Zapytał jednocześnie przeszukując go. Nie miał przy sobie nic ...

- Jestem wolnym strzelcem. - odparł tamten

-Ta to świetnie, a kto kazał ci mnie śledzić?-

- Nieistotne. Pytanie co dalej zamierzasz?-

-Nie wiesz, ze to facet celujący z broni zadaje pytania? -

- Nie. Celowanie nie jest dowodem...-


-Wysiadaj i żadnych gwałtownych ruchów - po tych słowach odsunął się lekko. Słowa człowieka zaskoczyły go trochę, spodziewał się, że tamten będzie już wystraszony, wykazywał jednak niezwykły spokój. Wysiadł tak, że że zasłaniał sobą wejście do samochodu. Detektyw wykonał lekki ruch lufą w stronę swojego auta

-Podejdź do samochodu i wyjmij torbę z przedniego siedzenia -

- Żartujesz. - ciężko było stwierdzić czy to było pytanie ..

-And ye shall know the truth and the truth shall set you free. Nieprawdaż? A teraz zadaj sobie pytanie, czy wyglądam na człowieka, który jest skory do żartów, panie wolny strzelec, nie ważne dla kogo pracuje -

- Nie. Jesteś skłonny do działania. Bo nie myślisz. Is that Your truth? Thus this truth set You free?


-Jakie działanie powinienem według ciebie podjąć? Jak dla mnie wszystko jest proste, podjedziesz do mojego auta, wyjmiesz torbę i zamkniesz je. Potem podasz mi ja i pojedziemy w pewne miejsce. Tam zostawię cie na chwile, kiedy sam pożyczę sobie twój samochód -

- Nie wchodzi w rachubę. Chcesz się zabrać, nie ma problemu, zbieraj swoje manatki i wsiadaj. Mój samochód nie jest z wypożyczalni, a z drugiej strony, nigdzie się beze mnie nie ruszysz.


Mimo zaskoczenia i złości zrobił to, co powiedział człowiek. Nie przestał jednak do niego mierzyć ... tak na wszelki wypadek, był w końcu bardzo ciekawym przypadkiem.

-Jesteś dziwnie hardy, jak na człowieka, do którego mierzy się z broni. Nie boisz się, ze cie zastrzelę?- zapytał spokojnie Steve

- A jesteś w stanie pociągnąć za spust? Do nieuzbrojonego człowieka?

-Nie wiesz do czego jest zdolny człowiek, który walczy o życie. -

- Wiem... Jedziemy czy chcesz sobie jeszcze pogadać?


-Jedziemy-

- Gdzie?-


-Powiem ci po drodze-

- Nie wiem gdzie jest "powiem Ci po drodze". To w Europie?- zapytał ironicznie facet

-To mila mieścinka, całkiem nie daleko. Sąsiaduje z "wsadzę ci lufę tam gdzie słońce nie dochodzi" - odparł detektyw -Podjedziemy tam do jednego domku, wtedy cie zwiąże, a twoi kumple z firmy, będą mogli cie odebrać później- dodał w celu wyjaśnień

- I znów jesteśmy w punkcie wyjścia... Czy Wam w CIA zdarza się czasem myśleć? Moi kumple z firmy się o mnie nie martwią...-

-Wiesz, ze już nie pracuje dla CIA-


- Niczego to nie zmieniło. Dalej nie myślisz.-
[i]
-Dobra, wiem ze nie jesteś z CIA, bo już bym pewnie nie żył. Im nie zależy na pytaniu mnie o różne bzdury. Co nie zmienia faktu, ze nie wiem dla kogo pracujesz i dlaczego mnie śledziłeś. Musze odebrać parę rzeczy, a obawiam eis jechać moim starym samochodem. Skoro już eis nawinąłeś, to mi w tym pomożesz-

- Więc gdzie? Skoro ustaliliśmy już, że żaden z nas nie pracuje dla tej sympatycznej agencji...-


-Gelseschkirchen - powiedział detektyw siadając do samochodu.

Droga minęła w ciszy. W końcu dojechali do małego mieszkanka. Tam porzucił swojego towarzysza i zabrał potrzebne mu rzeczy. Dokument tożsamości, to znaczy paszport RPA na nazwisko: David Mallory. 27 letni, urodzony w małej mieścinie, niedaleko Kimberly. Posiadł brytyjską "zieloną kartę" oraz zgodę na stały pobyt i pracę w Niemczech. Był byłym pracownikiem, jednej międzynarodowych "prywatnych firm ochroniarskich", byłym sierżantem spadochroniarzy, który nie posiadał obecnie stałego zatrudnienia, ale pisywał do różnych specjalistycznych czasopism, związanych z jego byłymi zajęciami. David miał również zgodę na posiadanie broni i był dumnym posiadaczem 9 milimetrowego Vektora SP-2, które pokochał jeszcze za służby wojskowej.

Mallory spokojnym krokiem powrócił do samochodu
-Jak ci nie przeszkadza, to ktoś musi odejść z tego świata. Niestety obawiam, się ze pan Steven Visconti zginął- powiedział siadając na przednim miejscu, w nowym ubraniu. Stary pistolet wylądował w kilku częściach w różnych miejscach rzeki podczas wcześniejszego "spacerku", dokumenty mówiące o Viscontim przestały istnieć ...

- Jak dla mnie mało przekonujące.-

-Masz jakiś lepszy pomysł? Powiem ci, ze znajda nawet trochę DNA, chociaż w takich dużych wypadkach, ciało może ulec nawet waporyzacji-

- Może, ale jest to mało przekonujące.-


-Wybacz, ale nie mam zbyt dużych możliwości manewru -

- heh... - westchnął głośno jego towarzysz.

-Widzę, ze aż palisz się, żeby przedstawić mi swoje przemyślenia. Jestem otwarty na wszelkie propozycje -

- Możemy zorganizować niewielki pokazowy wypadek... Co oczywiście będzie kosztowało...-

-Rozumiem, mam troszkę kasy, a poza tym zawsze możecie wziąć pieniądze z konta pana Viscontiego-

- Sensowny układ. Ile tego jest na koncie?

- Kilkanaście tysięcy euro -

- Pracowaliśmy za mniejsze pieniądze... niech będzie moja strata...-

-Cieszy mnie to bardzo -

- Potrzebuję wzoru podpisu takiego jak na dokumentach bankowych...

- Nie ma zadnego problemu -
po tych słowach David wyciągnął kartkę i zamaszystym ruchem podpisał się "umierającą" "świadomością" -Proszę- powiedział gdy skończył podając mu kartkę

- Dzięki. -

-A teraz powiesz mi dlaczego mi pomagasz? Raczej do tego nie przywykłem. -

- Należę do stowarzyszenia "Miłosierny Samarytanin"...-


-Taa ... piękne stowarzyszenie, ostatnio tyle się zdarzyło, że byłbym w stanie w to uwierzyć ... albo i nie. Widzę, że nie jesteś jednak chętny do dzielenia się ze mną jakimiś informacjami. Powiedz mi przynajmniej czy od dawna mnie śledziłeś?-

- Od rana. Zresztą nie Ciebie, tylko samochód...-

-Co teraz? Jeżeli chcesz mnie dalej śledzić to niedługo będę wybierał się na jakiś obiad-


- Mam się wzruszyć? Czy co?-

-Chciałem zapytać, co zamierzasz teraz zrobić-


- Póki co łażę za Tobą... Powiedzmy, że jestem twoim aniołem stróżem...-

-Angele Dei, qui custos es mei, me, tibi commissum pietate superna,illumina, custodi,rege et guberna.Amen - po tych słowach uśmiechnął się szeroko -Powiem ci, ze przy ostatnich wydarzeniach, nie uwierzyłbyś kto mógłby mieć do mnie jakieś pretensje -

- Doprawdy?-


-Samemu nie chce mi się w to momentami wierzyć. Czasami wszystko to wydaje eis jakimś snem. Czytałeś "Hamleta" Szekspira?-


- Niestety miałem okazję... Nie była to moja ulubiona pozycja...-

-Tez nie jestem jakimś dużym fanem, przypomniałem sobie jednak scenę, w której Hamlet rozmawia z duchem swojego ojca, ostatnimi czasy zaczynam rozumieć, co on mógł czuć -

- Znam dobrego psychologa... Gdzie na ten obiad?-

-Wszystko mi jedno. Znasz Essen na pewno lepiej niż ja. Co do psychologa, to tez znam jedną-

- Wiem gdzie dają niezłe steki... -
skręcił w jedną z bocznych uliczek... aby po kilkunastu minutach zatrzymać pod lokalem.

Obaj mężczyźni weszli do środka, Mallory zamówił sobie steki i pepsi do pica, natomiast tajemniczy towarzysz colę. W normalnych warunkach, może drążyłby to dalej, ale cieszył się z perspektywy pozbycia się kłopotów z CIA ... cóż może kolejne życie będzie lepsze.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline