Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2009, 15:54   #69
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 8 - 2008-07-22 (wtorek) do godziny 23:00.


Sabine Schwartzwissen



Kurt powiedział coś z cyklu: „nie ma sprawy“, kiedy Sabine wspomniała o wyjeździe do berlińskiego domu. Uwaga o pasożytowaniu wywołała krzywy uśmiech – w stylu tych prezentowanych przez gwiazdki w telewizji, kiedy dowiadują się, że to nie one wygrały nagrodę MTV...

- Byłbym naprawdę zobowiązany, gdybyś przestała zachowywać się jak... Nieważne. Sprawy zawsze dzielą się na ważne i ważniejsze. Prosiłaś mnie o pomoc, więc teraz nie rezygnuj zasłaniając się czymś tak nieistotnym jak pieniądze.
- Ale... – zaczęła Sabine, ale jakby na zawołanie komórka Kurta znów wydała z siebie zdziwioną fanfarę:
- Przepraszam – urwał i spojrzał na wyświetlacz. Szybko wstukał wiadomości i zaczepił przechodzącego kelnera:
- Poproszę „Kotka”.
- Oczywiście –
Kelner uśmiechnął się i odszedł. Po chwili na stole pojawiła się śmietanka w dużej koktajlowej szklance.

Panna Schwartzwissen
skończyła swoje śniadanie, a Kurt dopił kolejną śmietankę. Kilkanaście minut później wyszli z hotelu i wsiedli do samochodu. Po następnych kilkunastu minutach Kurt zatrzymał pod poprzednim domem Sabine.

Medium mogłoby przysiąc, że widzi budynek po raz pierwszy od... od bardzo dawna. Wczoraj... Wczoraj na pewno tu nie była...



- W domu nikogo nie ma. – Powiedział kierowca kątem oka spoglądając na Sabine. – Masz jakieś 45 minut spokoju... Nikt nie zajrzy do domu, nikt tu nie przejdzie, nikt nie zauważy, że tam jesteś... Pamiętaj o tym co powiedziałem rano. Więc jeżeli jesteś gotowa, aby przekroczyć tę linię... Ten krok zawsze trzeba zrobić samemu...

Sabine wysiadła z samochodu i rozejrzała się. Faktycznie na ulicy było pusto. Może wszyscy udali się do pracy? Zacisnęła rękę na spoczywających w kieszeni kluczach i poszła w kierunku domu. Minęła ogrodzenie i zmierzała do budynku... Budynku, który nawet w dzień przywoływał wspomnienie nocy... Doszła do drzwi i wyciągnęła klucz z kieszeni. Wątpliwości ciągle nią targały. Nie wątpliwości związane ze „średnio legalnym” wejściem do domu, ale... Jeżeli Kurt ma rację? Jeżeli to co robi jest drogą tylko w jedną stronę? Czy wiedzieć oznacza być spokojnym? Czy to co się tu stało było... Każda sekunda stania przed drzwiami z kluczem ściskanym kurczowo w dłoni była udręką nieskończoności...

Panna Schwartzwissen zdusiła w sobie wszystkie wątpliwości, albo tylko zepchnęła je gdzieś do podświadomości... Gdy zamierzała włożyć klucz do zamka drzwi odskoczyły jakby ktoś z wewnątrz nacisnął klamkę... Pchnęła drzwi i weszła do środka... Ciche „pip,pip” dobywające się z skrzynki na ścianie uświadomiło jej, że w budynku może być alarm. Zanim jednak pomyślała co zrobić dźwięk ustał jakby właśnie ktoś właśnie go wyłączył... W budynku wszystko wyglądało inaczej... Tylko schody na górę były takie same – z białą poręczą i dywanem wyłożonym na stopniach i przytrzymywanym złotymi nitami.

- P...i...e...s...z...c...z...e...k... – dźwięk kolejnych głosek był raczej czymś na kształt zgrzytu blachy po szkle, czy skrzypienia starych nigdy nie oliwionych drzwi piwnicznych.
Starała się nawiązać jakiś kontakt z istotą, która przemówiła, ale tutaj nie było żadnego ducha... Nikogo kto potrafiłby odpowiedzieć na jej sygnał.
- Pie...Sz...Cze...k... – Ktoś powtórzył, tym razem dźwięk był wyraźniejszy, dochodził z bardzo bliska, ale... znów w pobliżu nie było żadnej egzystencji. – Jak długo... odeszłeś... On też... istnieje z tobą... to dobre...

Percepcja dziewczyny zmieniła się. Nagle poczuła chłód wiejący z góry ze schodów, wszystko pociemniało, a za oknem zapadł wieczór. W jakiś sposób wiedziała, że właśnie w tej chwili jej rodzice... na górze... Byłaby w stanie stanąć twarzą twarz z mordercą, zapamiętać tę twarz i...
Nie była w stanie tego zrobić. Nie była w stanie się ruszyć... Realność wizji ją przygniotła... To była rzeczywistość...




Coś wdarło się do jej jaźni i spowodowało, że... w bieli dostrzegła najpierw stalowe oczy. Kocie oczy. Biel z wolna przybierała kształt futra. W końcu biały tygrys odciął się od białego tła...

- Sabine... Jak się czujesz? – pytanie padło gdzieś z jej własnej podświadomości.

Uświadomiła sobie, że siedzi w samochodzie kilkanaście metrów od domu. Jest rozdygotana i mokra od potu, w ręku cały czas ściskając klucz... Wokół było pusto. Totalnie pusto. Kątem oka widziała siedzącego obok mężczyznę... Widziała, ale nie czuła... NIE CZUŁA!



Eric Gower


Odpowiedź nadeszła bardzo szybko. Zaledwie po kilku sekundach jego telefon wyświetlił wiadomość:
„Będę po południu od 16:00 w herbaciarni. Wieczorem, po 21:00 będę w IX.”
Odpowiedź tak samo niewiele mówiąca jak... cała ta sytuacja. Przy kolejnej kanapce poczuł ten sam zapach kadzidełka, który w nocy wydawał mu się spalenizną... Zanim zareagował jego umysł skojarzył kilka informacji... „komandosi”; „GSG-9”; „szkolenie”...

Grenzschutzgruppe 9 (Grupa nr 9 Straży Granicznej) niemiecki oddział antyterrorystyczny , uznawany za jeden z najlepszych na świecie, będący wzorem dla brygad z innych państw, utworzony po tragicznych wydarzeniach z Olimpiady w Monachium 1972r za zgodą ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych RFN Hansa Dietricha Genschera. Miejscem stałego pobytu brygady jest miejscowośc St. Augustin (okolice Bonn). Przepisowym nakryciem głowy jest w niej zielony beret.
GSG 9 jest używana do zwalczania terroryzmu, odbijania zakładników, eskortowania, zabezpieczania obszaru, oraz "neutralizacji wyznaczonych celów". Członkowie GSG 9 dzieleni są na pięcioosobowe oddziały odpowiedzialne za bezpośrednią realizację wyznaczonych zadań.

Informacje pojawiły się, jakby w jego mózgu otwarła się strona www... Po chwili znikły gdzieś w podświadomości. Tylko, że... Po co...

Walcz... Pokażę Ci coś... Czego on nie potrafi...

Kadzidełko i wizja zniknęły... Przez chwilę siedział otępiały, jakby wszystko działo się za szybko, za poukładanie, za dziwnie...




Adrian Hasse



Na dworze było koszmarnie gorąco. Przez otwarte okna wlewało się tylko więcej słonecznego żaru. Na wykładzie był komplet, jak zawsze... W totalnej ciszy słychać było nawet pisk flamastra po białej tablicy...
- Równanie różniczkowe cząstkowe to równanie, w którym występuje niewiadoma funkcja dwóch lub więcej zmiennych oraz niektóre z jej pochodnych cząstkowych... co, w podstawowej definicji wyraża się następująco:
Profesor Weiss – zmora wszystkich matematyków i fizyków na matfizie odwrócił się i spojrzał na salę: - Panie Hasse – czym jest ?

Teatralnie zawiesił głos, po czym nie czekając na odpowiedź kontynuował:
- Ja wiem, że pan się tutaj nudzi... Na najbliższym kolokwium podyskutujemy o rozdziałach 1 i 2 z Elementary Introduction to the Theory of Pseudodifferential Operators – Xaviera Saint Raymonda. To w sumie banalna notacja wielowskaźnikowa... Przechodząc dalej...

Adrian spuścił wzrok i do jego uszu dotarł trzask tablicy. Podskoczył i ujrzał aulę fizyki z wielkimi starymi tablicami – kiedyś w kolorze czarnym – obecnie brudnobiałym. Kubistyczny ludzik z trzema rękami i dwoma nosami wyrecytował: „Mutationem motus proportionalem esse vi motrici impressae, et fieri secundum lineam rectam qua vis illa imprimitur.” Jak wszyscy wiedzą... Panie Hasse! Cieszę się, że się pan obudził! Więc możemy przestać zajmować się bzdurami i wrócić do tunelu...

Mamy więc jakiś układ kwantowy... Nakładając przestrzenie Hilberta obrazujące sam tunel – w powietrzu zawisło wieloliniowe coś z tysięcy niebieskich linii – oraz pociąg metra, a także damę w czerwieni z torebką, ale bez łasiczki – kolejne dwa kolorowe „wielolinie” zawisły w powietrzu – Oraz może do smaku trochę losu... Dostajemy całkiem ciekawy iloczyn tensorowy... Ciekawy, ale idiotyczny - bo prowadzący do niczego... Dorzućmy więc coś jeszcze... Może... Thomasa... Może pomoże nam równanie Schrödingera, które jest jednym z podstawowych równań nierelatywistycznej mechaniki kwantowej (obok równania Heisenberga, czego państwo i tak nie chcecie wiedzieć). Powiem jednak, że opisuje ono ewolucję układu kwantowego w czasie. W czasie... Panie Hasse a co pan wie o czasie... Pan wie dużo o czasie, bo pan się bawi czasem... Wracając jednak... Łącząc wszystko razem uzyskujemy równanie Schrödingera zależne od czasu:

A to już wygląda jak...


Hasse obudził się:

- To wygląda jak mural!

Przed jego oczami wisiało jeszcze coś:
Co po chwili rozsypało się w tysiące iskier, które znikły w słońcu wpadającym przez okna. Było późne popołudnie. Młody Matematyk... brzmiało to prawie jak MM’s... czuł się świetnie. Wypoczęty, wyspany, z umysłem ostrym jak brzytwa... „Coś dużego” kryło się gdzieś w rozwiązaniu banalnego równania z dwoma niewiadomymi: 32x^459+y^21+... znalazł się na ziemi, kiedy zaplątał się w koc usiłując zmienić pozycję z horyzontalnej na wertykalną... „Ponieważ rozwiązanie znajduje się w zbiorze liczb rzeczywistych dodatnich... x=51,23 a y=7,06”Adriana jakoś nie zdziwiło to, że jego umysł przeliczył równanie, które nawet dla komputera powinno być „lekkim wysiłkiem”... Wywinął się z koca i powędrował do łazienki, po drodze zrzucając ubranie. Odkręcił wodę i pozwolił jej płynąć po sobie przez chwilę... Chwilę wynoszącą dokładnie 413 668 429 650 okresów promieniowania odpowiadającego przejściu między dwoma poziomami F = 3 i F = 4 struktury nadsubtelnej stanu podstawowego S1/2 atomu Cezu 133...

Wyszedł z łazienki i wziął do ręki monetę otrzymaną na stacji metra. Podrzucił ją kilkukrotnie i zaśmiał się – Twierdzenie Lindeberga-Lévy'ego... Jeżeli spełniony jest warunek Lindeberga to:

, wtedy:


Wystarczy... czas. Nic więcej.



David Mallory

Pod koniec obiadu do restauracji wszedł młody chłopak. Przechodząc koło stolika przy którym siedzieli mężczyźni powiedział:
- Białe M3, kluczyki pod siedzeniem kierowcy. – Chwilę później był przy barze i wziął dużą kawę na wynos. Potem wyszedł z lokalu jakby nic się nie stało.

Siedzący z Davidem również dopił colę i wstał od stołu:

- Świetnie było się spotkać po tylu latach – powiedział nieco za głośno – Ach! Bilety na koncert – wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kartki papieru przypominające bilety teatralne i położył na stoliku. – Do zobaczenia.



Po tych słowach Mallory został sam. Wlał do ust trochę coli i spojrzał na bilety. Były na godzinę 18:00 do kina – pewnie jednego z tych wielkich „plexów”. Na jednym z biletów napisano: „476111324”, koło zakreślonej reklamy darta w sąsiadującym z kinem lokalu.

Dokońcył jedzenie i po kilku minutach wyszedł na zewnątrz. Toyoty już nie było, natomiast w pobliżu stało białe BMW na rejestracji z drugiego końca Niemiec.
Ruch pieszych był dosyć spory, więc nie wygłupiał się z badaniem czy samochód czasem nie wyleci w powietrze. To już nie miałoby najmniejszego sensu. Otworzył drzwi i usiadł za kierownicą. Kluczyki faktycznie były pod siedzeniem i bez problemu do nich dosięgnął. Uruchomił silnik i pokładowa nawigacja wyświetliła zapisaną trasę. Adres docelowy był adresem jego kancelarii... Byłej kancelarii – poprawił się natychmiast. Ktoś opisał cel podróży jako „Przedstawienie 22:00”.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 31-03-2009 o 19:58. Powód: Mallory...
Aschaar jest offline