Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2009, 22:43   #7
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Idzie ku mnie przez pole maków. Chwieją się wątłe łodygi, którym kazałem podnieść się z ziemi, aby ucieszyć oczy Marii. Czerwone płatki lepią się do smukłych ud.

Drzewo, które stworzyłem, od korzeni po liście, szeleści jej na powitanie.

Isadora.

Przystanęła na granicy pola maków. Jakby nie chciała postawić stopy w miejscu, które będzie wspólne dla Marii i mnie.

- Gabbeh, zachowujesz się jak dziewica przed nocą poślubną.

***

Choć - chciałem w to wierzyć - Isadorę i mnie łączyła przyjaźń, nasi magowie zawsze się mijali. Tak było, kiedy po raz pierwszy ujrzałem Isadorę. Stała za plecami nieprzebudzonej kapłanki w mezopotamskiej świątyni Isztar. Krąg kobiet w wieńcach ze sznurka na głowach, czekających, aż przybywający do świątyni mężczyźni złożą ofiarę bogini i wybiorą jedną z nich na towarzyszkę jednej nocy. Ponad ich głowami Isadora uśmiechnęła się do mnie figlarnie, pod cienkimi brwiami zapełgały wesołe ogniki.

Czy jej pragnąłem? Nie wiem. Do tej pory nie wiem, ale niewiele rzeczy wzbudzało we mnie tak wszechogarniający zachwyt, jak widok jej roześmianej twarzy.

Nasi podopieczni się minęli. Alef, któremu wtedy towarzyszyłem, szukał w świątyni wiedzy, nie rozkoszy. I , choć z pewnym wstydem, muszę przyznać, że dziś, kiedy w proch obróciły się i tabliczki, na których Alef spisał swoje myśli dla potomnych, i kobieta, która mogła rozjaśnić dla niego tę jedną noc - dziś twarz Isadory ponad głowami świątynnych prostytutek pamiętam żywiej niż ponure oblicze mego maga.

Wieki płynęły, twarz Isadory stawała się coraz bardziej gładka i coraz bardziej pozbawiona uczuć. Nasi magowie nadal mijali się o krok. Zapytałem się jej kiedyś, czy to się zmieni.
- Tak, Gabbeh, tak. Ale gdy oni się spotkają, nie będziesz mnie już lubił.

Myliła się. Ze wszystkich, z którymi dzieliłem swe słowa i myśli w ciągu długich lat mego istnienia, jej przyjaźń była dla mnie najcenniejsza i najtrwalsza.

To jej imię wykrzyczałem, błagając o pomoc, kiedy mury więzienia drgnęły i zapadły się, by pogrzebać pod sobą moją Marię.

***
Spóźniłem się. Krzyk Marii drze sploty osnowy mojego istnienia. Radość z jej mocy miesza się ze strachem o jej życie. Biegnę.

Budynek więzienia drży. Pada ściana.

Cisza.

Ja, sam, w ciszy.

- Isadora! Isadora!

Kiedy rozgarniam gruz, kiedy już słyszałem urywany, spanikowany oddech mojej księżniczki, coś szarpnęło mnie do tyłu. Isadora...
- Ciii, zostaw... Ona żyje. Pozwól mu działać.

Maga Isadory otacza woń śmierci. Ale pozwalam mu odwalać gruz, chociaż Isadora musiała mnie przytrzymać, kiedy brutalnie oczyszczał usta Marii z ceglanego pyłu.

- Werner, Werner - jęczy Maria.
Mag spoglÄ…da pytajÄ…co na IsadorÄ™ i przez chwilÄ™ widzÄ™ jÄ… takÄ…, jaka jest w jego oczach.


Ale czuję ulgę, która wyciska mi z piersi łkanie, kiedy w cieniu czarnych skrzydeł ciągnę Marię w stronę rozcięcia w tkaninie rzeczywistości, a mag Isadory niesie na ramieniu nieprzytomnego Wernera.

***

- Gabbeh, zachowujesz się jak dziewica przed nocą poślubną.
Gdyby powiedział to ktoś inny, doszukiwałbym się szyderstwa. Ale Isadora zawsze stwierdzała tylko fakty.
- Tak samo siÄ™ obawiam. I tak samo siÄ™ cieszÄ™.

Również stwierdzam fakty. A to żeśmy sobie porozmawiali...

Isadorze odpowiedź chyba przypadła do gustu, choć trudno stwierdzić to na pewno - jej twarz nie zmieniła martwego wyrazu, choć pokiwała głową jakby w zadumie.
- Karl stworzył bajkę. W więzieniu wybuchł gaz. Stworzy odpowiednie ślady i zatrze wszystko, co świadczyło o bytności Marii w tym miejscu.
Fala wdzięczności... W natłoku myśli nie przeszło mi to przez głowę. Uściskałbym ją, gdyby nie była taka odległa.
- Dziękuję.
- Nic mu nie kazałam, jemu podziękuj.
- Za wszystko, za to, że przyszliście.
Isadora wzrusza ramionami.
- Nie zrobiłam tego ze względu na naszą przyjaźń, Gabbeh.
Odwraca się i kroczy przez pole maków.
- Idź do niej. Już czas. Twój czas.

***
Maria idzie niepewnie, przystaje co parę kroków. Ogląda kwiaty, niebo... ale jest coraz bliżej. Wiele razy układałem sobie w myślach tę chwilę, ale nigdy nie myślałem, że to ona przemówi pierwsza.

- Powinnam cię znać?
Głos ma ostrożny, bawi się trzymanym w dłoni makiem.
- Niekoniecznie? Ale to możliwe, Mario.
- Aha.

Rozgląda się, a ja czekam na znajomą falę, która odmieni moje ciało według jej myśli. Czekam... i nic takiego nie nadchodzi.

- Jak ci na imiÄ™?
- Ty powinnaś mi je nadać.

Nie rozumiem. Tak nigdy nie było.

- Każdy ma imię - twarz Marii przypomina małą dziewczynkę, którą kiedyś była. Uroczą i upartą.

- Moi przyjaciele mówią na mnie Gabbeh.
- Dobre imiÄ™, Gabbeh, dobre.

Słowa. Dokładnie te same słowa, które wypowiedziała Isadora, kiedy usłyszała o Marii. Ale moja księżniczka wypowiada je z nieśmiałością i znowu wbija wzrok w pole maków.

Fala nie nadchodzi, ale czujÄ™ siÄ™ dobrze. Jak nigdy dotÄ…d.

- Chodź - wyciągam do niej rękę. - Opowiem ci o wszystkim... ale najpierw... - obejmuję Marię i zataczam dłonią krąg, zamykając w nim niebo, szeleszczące drzewo i maki - ...patrz. Słuchaj. Zrobiłem je dla ciebie
 
Asenat jest offline