Samotna łódka płynęła brudną rzeką pełną śmieci. Na samym dziobie stał staruszek z długim wiosłem, na czele którego powieszona była lampa naftowa, której w tych czasach nie znano, lecz nikt się tym specjalnie nie przejmował. Starzec miał twarz posępną, skrytą pod kapturem i jedynie jego oczy emanowały światłem wywołującym przerażenie. Mimo bezwietrznej pogody, strzępy płaszczu unosiły się pod wpływem wyimaginowanego powietrza. W końcu zauważył pomost do którego płynął. Z daleka dojrzał delikwenta. Leżał w jakimś szarym worku z którego wystawała jedynie jego głowa z parą oboli na oczach. Przewoźnik - Charon - od razu poznał któż to.
Był to polski wieszcz narodowy - Adam Mickiewicz.
Zastanawiało starca, dlaczego śpi, zamiast oczekiwać na przybycie przewoźnika. Mimo to zapakował zwłoki na swoją łódź. Zdjął również obole i schował. Jak się później okazało, koledzy Adasia zrobili mu dowcip i zamiast prawdziwych monet, na oczy położyli mu czekoladowe dukaty zawinięte w złotka. Jednak w tym momencie Charon tego nie wiedział.
-
Mój mały przyjacielu... - szeptał czule do oziębłego trupa i zwierzał mu się.
Tak dopłynęli do bram Hadesu. Tam dwaj strażnicy w czarnych płaszczach oraz bladych, długich twarzach kłócili się między sobą.
-
Ty mu powiedz... - szepnął jeden obserwując nadpływającą łódkę.
-
Nie, ty... - odrzekł drugi.
Charon czuł w trzewiach, że dzieje się coś złego. Podpłynął i rzekł tak jak od tysięcy lat.
-
Przepuśćcie mnie, capy.
Strażnicy spojrzeli po sobie ze strachem w oczach. W końcu jeden z nich zaczął;
-
Charon, zostałeś zwolniony przez szefa - rzekł. -
Nie potrzebujemy już przewoźników, bo modernizujemy system w zaświatach.
-
Jak to?! Nie!!! - krzyczał Charon -
Nie możecie mi zabrać pracy, którą tak kochałem!
Gdy tak się pieklił, łódka zachybotała i Mickiewicz wpadł w zimną toń rzeki.
Tonął tak w worku, gdy nagle się obudził. Zauważył w jakiej sytuacji, po czym używając skumulowanej energii psychicznej, wyzwolił się z przeszkody, po czym wypłynął na brzeg. Pod bramą toczyła się zażarta walka. Charon rozrywał na strzępy wybiegających z czeluści Hadesu żołnierzy. Stał tak we wnętrznościach i krwi, lecz nie miał najmniejszych szans, by wygrać. Adam Mickiewicz uciekł z tego miejsca.
-
Drogie dzieci, oto stosowna nauka.
Ksiądz pochylił się nad dziatwą z księgą w ręce. W tym momencie ktoś wszedł do środka.
-
Duch! - krzyknęły dzieciaki.
Rzeczywiście, nagły gość wyglądał jak straszydło. Blady, z rozczochraną czupryną, w wypłowiałym ubraniu.
-
Ktoś ty?! Wyjdź, przepadnij! - krzyknął ksiądz.
-
Ja? - zaczął przybysz, którym niechybnie był Adam Mickiewicz. -
Umarły... Umarły dla świata.
Strzał przerwał monolog. Ksiądz w ręce trzymał pistolet prochowy. Mickiewicz spojrzał na podziurawione ubranie i powiększającą się plamę krwi. Wybiegł czym prędzej na dwór. Chciał tam znaleźć romantyczne miejsce do wyzionięcia ducha. Wówczas przypomniał sobie, że już przecież jest martwy.
-
Oto przed państwem Harry Houdini! - krzyknął konferansjer.
Adam Mickiewicz znalazł w swym życiu nowe przeznaczenie. Został iluzjonistą. Nawet gdy jego sztuczki się nie powiodą, nie umrze, gdyż już jest umarły.
-
Dzisiaj Houdini zostanie związany, wrzucony do pojemnika z kwasem nad którym zawiesimy czterdzieści ostrzy, które spadną po czasie - powiedział prezenter. -
Houdini ma się uwolnić w ciągu dziesięciu sekund, następnie zje śniadanie na stoliku przed pojemnikiem, w przeciwnym razie wypuścimy dziesięć głodnych tygrysów.
Po udanym przedstawieniu, Mickiewicz stał mokry przed publicznością i kłaniał się. Kochał tą pracę.
-
...to jest lepsze niż pisanie pedalskich wierszy - stwierdził kiedyś w wywiadzie.
Jednak coś ciążyło nad nim. Było to piętno ojczyzny, która wciąż była zniewolona. W nagłym przypływie patriotyzmu ruszył do przodu, by jej pomóc. Niestety spadł ze sceny i złamał sobie kark.
Czarna wołga jechała powoli ulicą. Za kierownicą siedział starzec, który wypatrywał zwłok z obolami przy drodze. Nazywał się Charon...
***
Obrazek: