Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2009, 23:14   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ciemnoszare oczy lustrowały powoli pustkę nocy. Wielka jaskinia Menzoberranzan wypełniona była mrokiem. Jak przypuszczał, właśnie teraz Arcymag Gromph Baenre, jego kuzyn i jeden z dwóch najpotężniejszych czarodziejów miasta stał przy kolumnie Narbondel, która służyła mieszkańcom za zegar i rozpoczynał inkantację zaklęcia. A może nie? Obecne czasy nie sprzyjały stabilizacji i Gromph niekiedy miewał inne sprawy na głowie, niż standardowa procedura codziennego rzucania czarów na największą kolumnę miasta. Dawne, spokojniejsze czasy, kiedy na tronie matki opiekunki pierwszego domu siedziała Yvonnel, dawno minęły. Jej następczyni i najstarsza córka Triel nie była głupią, ani pozbawioną wyobraźni kobietą, ale żeby sprawnie kierować takim kłębowiskiem sprzecznych interesów, jak Menzoberranzan, potrzebny był geniusz o niezwykłym sprycie i wielkim doświadczeniu. Triel jednak geniuszem nie była i to, co jej matka potrafiła sprawić mocą swojego autorytetu i cichymi machinacjami, ona nieraz załatwiała brutalną siłą. Za czasów Yvonnel nie do pomyślenia były tak otwarte wojny w rodzinie. Zarówno Gromph, jak i Quenthel rozgrywali swoje racje i tylko to, że obydwoje mieli często przeciwstawne zdania pozwalało Triel utrzymywać jaką taką równowagę w domu Baenre.

***

Sos'Umptu, jak zwykle spędzała czas w kaplicy. Jego matka, najspokojniejsza z córek Yvonnel jak zwykle spędzała czas w kaplicy rodu, gdzie usiłowała zgłębić zamiary Pajęczej Bogini. Nie przeszkadzał jej zdając sobie sprawę, że przerywanie medytacji oznaczało poważne kłopoty. Sos’Umptu może była najcichszą spośród sióstr rządzących Baenre, ale to nie znaczy, że była mnie okrutna od nich. Czekał więc, aż matka zauważy jego obecność i zdecyduje się poświecić mu parę chwil. Przecież sama go tu wezwała. Normalnie Elvolin spędzał czas w wieży swojego nauczyciela Jaylnfeina zwanego "Pajęczym Magiem", a od niedawna w swoim gabinecie w Sorcere.

Talent do rzucania magii zdradzał od młodości, dlatego naturalną drogą dla szlachcica stała się magia i szkoła Sorcere, której przewodził Gromph. Jednak kiedy już udawał się do szkoły na 30oletnią naukę wziął go pod swoje skrzydła Jaylnfein, który przejął edukację dobrze rokującego czarodzieja. Gromh był wtedy zbyt zajęty, żeby się sprzeciwiać, a ówcześnie rządząca domem Yvonnel, zaakceptowała prośbę Jaylnfeina, by oddać mu Elvolina na ucznia. Prawdopodobnie spodziewała się, że kiedyś jej wnuk pozyska wiedzę swego nauczyciela, jedynego, który dorównywał potęgą Gromphowi. Jaylnfein miał opinię niezrównoważonego, ale jego szaleństwu ponoć dorównywało tylko fanatycznie oddanie Lloth. Dlatego matka opiekunka zdecydowała, że Elvolin może być nauczany poza Sorcere, choć wprawiło to w wściekłość Grompha, który osobiście pragnął kształtować wszystkich magów swojej rodziny. Jednakże decyzji Yvonnel podważać nie miał, choć pragnął rewanżu. Dopiero, kiedy dowiedział się o związku swojego siostrzeńca z Nil i kiedy dowiedział się, że ona jest Do'Urden … ale to przyszło wiele lat później.

Oskarżenie o przeciwstawienie się słowu Lolth by nie przeszło. Nikt nie uwierzyłby, że uczeń Jaylnfeina nie spełniałby nawet najsurowszych reguł kultu, ale udział w spisku przeciw władzy Triel to była zupełnie inna sprawa. Pajęcza Bogini uwielbiała kłótnie wśród swojego ludu. Wygrywać mieli najlepsi, najsprytniejsi, najbardziej bezwzględni. Że Sos'Umptu planowała sprzeciwić się siostrze, także nikt by nie uwierzył, ale Quenthel? To zupełnie inna sprawa. Quenthel, która pozyskałaby poparcie Elvolina ... mogło to oznaczać, że przełożona Arach Tinilith, zwanej także Akademią, buduje swoją frakcję, w opozycji do siostry. I te podejrzenia, ze przyjaciółka siostrzeńca może pochodzić ze zniszczonego domu Do'Urden. Czyżby to miał być spisek przeciwko Triel? Gromph wiele zrobił, żeby ja o tym przekonać. Najważniejsza kapłanka Lolth wspierana przez ucznia fanatyka Jaylnfeina i zaklinaczkę upadłego domu - to miało sens. Tyle przynajmniej czarodziej wiedział do tej pory, od nauczyciela, matki i z innych źródeł, które informowały, że opiekunka Triel jest mu coraz bardziej niechętna. Teraz jednak od lat Nihillara zniknęła, a Jaylnfein ukrył ją … dobrze, zbyt dobrze. Elvolin rozumiał go i był mu wdzięczny, ale dni bez niej dłużyły się i rozciągały w lata. Kiedyś myślał, że dla elfów czas nie ma wielkiego znaczenia, ale kiedy jego ukochana zniknęła odkrył, jak bardzo się mylił.

***


- Al'doer – witaj - zwróciła się do niego po chwili Sos'Umptu, kiedy wreszcie skończyła medytację.
- Al'doer, wysoka kapłanko – jak zawsze zwracał się tytułem do matki.
- Jak w Sorcere? – Zapytała wypranym z emocji, ale mimo to jakimś cudem melodyjnym głosem. Poprawiała sobie długie, białe, rozpuszczone włosy, a jej ręka odruchowo delikatnie pieściła trzonek stalowego bata, którego kolczaste linki niosły groźbę każdemu, kto odważy się ją zdenerwować.
- Niepokój, jak zwykle ostatnimi czasy – odparł wystudiowanym tonem, pełnym elegancji, zimna i czającej się wewnątrz groźby. Długo zajęło mu wypracowanie takiego stylu mówienia. - Studenci się burzą, frakcje pomiędzy sobą walczą wspierane nawet przez niektórych nauczycieli. Tacy jak ja, którzy nie wtrącają się w wewnętrzne rozgrywki, stanowią mniejszość.
- Triel nie wierzy, że się nie mieszasz. Ponadto twój dawny związek z ta kobietą. Dobrze, że kiedyś rozstaliście się, ale to dalej ciąży na tobie. Uważaj, jeżeli prawdą jest, że ona pochodzi ze zniszczonego domu, sama oddam cię w ręce Triel. Tak samo, jeżeli kiedykolwiek dojrzę cię w jej towarzystwie. Pojmujesz, czarodzieju
– wygięła usta, co zapewne miało wyglądać kusząco, ale w porównaniu z jawną groźbą jawiło się, jako zwiastun chorej radości wypływającej ze spaczonej nienawiścią osobowości.
- Zdaję sobie sprawę z sytuacji, ale matka opiekunka nie ma racji podejrzewając mnie o cokolwiek zdrożnego. Mam nadzieję, że przekona się z czasem, iż miała o mnie błędne zdanie – wyjaśnił zdając sobie sprawę, że inteligentna kobieta doskonale zrozumie podtekst tkwiący w jego wypowiedzi. Nie zawiódł się, choć, oczywiście, udała, że bierze jego słowa, jak brzmią.
- Możliwe – pokręciła głową piękna, smukła drowka splatając pukiel swych włosów z końcówką bata – ale wątpliwe. Siostra Quenthel stanowi dla niej zbyt duże zagrożenie. Liczy na to, że uderzając w ciebie nie tylko poskromi zapędy przełożonej Arach Tinilith, ale jednocześnie zastraszy innych. Na zabicie kapłanki nie zdecydowałaby się, zwłaszcza w czasach takiej niepewności, ale ty jesteś mężczyzną i, jak przekonał ją Gromph, ponoć bardziej oddanym Jaylnfeinowi niż Baenre.
- Cóż więc
? – Zapytał po chwili Elvolin, jakby nagle zrozumiawszy, że decyzja praktycznie została już podjęta. Matka opiekunka, ciotka Triel wzięła go na celownik. Otwarcie nie zaatakuje wprawdzie, ale drowy miały tak wiele innych metod ... Uprzedzić jej cios oraz uratować Nil, bo ze ona jest również zagrożona, był całkowicie pewien. To było konieczne i zmuszało go do opuszczenia Menzoberranzan. Żaden dom nie dawał bowiem gwarancji ochrony przeciwko gniewowi opiekunki Baenre. Wręcz przeciwnie, byliby szczęśliwi móc zrealizować jej pragnienie pozbycia się czarodzieja, zdobywając tym samym trochę punktów u najpotężniejszej osoby w podziemnym mieście.

Chaotyczne pozornie myśli, jak zwykle, przykrywały jego prawdziwe decyzje. Doskonale sobie zdawał sprawę od jakiegoś czasu z takiej możliwości, przygotowując właściwe środki zaradcze. Wprawdzie nie mógł zmienić decyzji Triel, ale przynajmniej potrafił sprawić, żeby skutki gniewu opiekunki Baenre nie dosięgły bezpośrednio jego. Wiedział o tym i wiedziała także matka, że on wie. Ale przyzwyczajenie druga naturą … drowa. Zwłaszcza tam, gdzie kobiety miały niezwykle denerwującą umiejętność czytania w myślach. Musi przemyśleć sprawę w spokoju, w swoim chronionym wieloma czarami gabinecie w Sorcere. Jeżeli uda się, Triel będzie mogła najwyżej wściekać się w swojej komnacie robiąc dobrą minę do zlej gry.

- To twoja, nie moja sprawa – wyjaśniła chłodno Sos'Umptu.
- Wiem, wysoka kapłanko. Przedsięwezmę odpowiednie środki.
- Tak też myślę. Często udajesz znacznie głupszego, niż jesteś. Ale kapłankę Lolth, zwłaszcza taką, która wydała cię przypadkiem na świat, niełatwo zwieść. Bez względu na to, czy rzeczywiście współpracujesz z siostrą Quenthel, zabicie ciebie zbytnio wzmocniłoby Grompha. Brat wprawdzie jest ważny dla Baenre, jako czarodziej, ale zbytnio się wynosi i nie pojmuje, że prawdziwa siła drowów leży w zrozumieniu planów naszej Królowej. Jest przecież, pomimo całej swojej potęgi, tylko mężczyzną
– dodała lekceważąco. - Wprawdzie także ty jesteś, ale uważam, że ocalenie ciebie jest zgodne z interesem Baenre. Postaraj się usunąć na jakiś czas z widoku.
- Dziękuję za ostrzeżenie, wysoka kapłanko. Możesz być pewna, że nie pozostanę na nie głuchym.
- To czy zostaniesz głuchym, czy nie, to już twoja decyzja. Nie planuję zajmować się tą sprawą więcej. Możesz odejść, czarodzieju. Będę dzisiaj zajęta i nie mam ochoty, żebyś dalej przeszkadzał mi swoją obecnością
– przeciągnęła się lubieżnie dając do zrozumienia, ze oprócz służbie Lolth nie ma też nic przeciwko spędzaniu czasu w ramionach kochanków. Właśnie takie, pełne pożądania spotkanie stworzyło następne życie. Stworzyło jego. Sos'Umptu nawet nie pamiętała, kto był jego ojcem, ot, jakiś mężczyzna o zmysłowym ciele i wytrzymałości w łóżku, zdolnej zaspokoić jej chuć. Wyraz twarzy ciemnoskórej kobiety dawał dobitnie do zrozumienia, ze tej nocy nie zadowoli się byle czym. Elvolin miał nadzieję, że wybranemu mężczyźnie uda się spełnić oczekiwania matki. Ów kolczasty bat, którym z takim zapamiętaniem się bawiła, dawał dobitnie do zrozumienia, co się stanie w innym przypadku.

Westchnął. Czekała go jeszcze rozmowa z nauczycielem. Musi mu powiedzieć, gdzie ukrył Nihillarę! Nawet, jeżeli wcześniej schronienie jej miało sens, to przecież Baenre byli tuż tuż od uzyskania pewności, że Nil jest Do'Urden. A może już mieli pewność? Może Sos'Umptu bawiła się nim? Może ucieczka leżała w jej planach? W drowim mieście wszystko miało drugie, czy dwieście drugie dno. Co jest bezpieczne, a co nie? To stanowiło najważniejszy element układanki. Wyważyć ryzyko i uratować ich obydwoje. Nie wyobrażał sobie bowiem, ze odejdzie teraz od dziewczyny, której wdzięczny obraz przechowywał na dnie swego serca.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 06-04-2009 o 23:52.
Kelly jest offline