Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2009, 16:15   #1
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
[Autorski] Wszechrzecz

Wszechrzecz



28 grudnia 2011, środa
8.00

Tokio, Japonia

Takako "Taki" Asuhara miała dzisiaj na późniejszą godzinę do szkoły w przeciwieństwie do jej współlokatorek. Błogie wylegiwanie się przerwał zapach. Duszący, dławiący zapach dymu. I chociaż otwarła swe oczęta i nie czuła nigdzie ognia bo trzeba wiedzieć, że ten żywioł wyczuwała niemal tak pewnie jak człowiek wyczuwa i rozumie swe własne słowa. Lecz zamiast roztańczonych płomienie oraz czarnej mgły powitał ja zgoła inny widok. W drzwiach od jej pokoju stał europejski mężczyzna, postawny osobnik o figurze kulturysty oraz aparycji modela u szczytu formy z długimi blond włosami i błękitnymi oczyma uśmiechał się do niej. Miał tylko obcisłe slipy odznaczające przyrodzenie. Nie wstydząc się z miną kochanka który przybył do swej lubej oraz kąśliwym uśmiechem rzucił w wiatr pierwsze słowa.

-Mówili, że jesteś ładniejsza.

Potem tylko usiadł przy biurku dziewczyny i sięgnął po pusty kubek. Bez słowa ugryzł się w nadgarstek, chrzest rozrywanych żył był niczym w porównaniu z jego niewzruszoną miną. Krew poleciała strumieniem do kubka, a kiedy opuścił dłoń poczęła kapać na podłogę. Kładąc kubek na brzegu łóżka, wskazał go palcem.

-Nie mamy czasu. Słowa nic nie mówią. W krwi życie i wiedza. Napij się moje kochanie i sobie przypomnisz.

Takako poczuła zrazu awersję do tego człowieka. Zapach osocza był tak znajomy i zdawał się mówić coś. Tylko co? W głębi jaźni pobłyskiwał obraz greckiej świątyni i kapłanki palącej krew miast woła. Zapach jego potu, męskiego potu wydał się tak wielce znajomy i bliski, że aż dziewczyna poczuła do niego sympatie.

-No śmiało skarbie.

Dover, Wielka Brytania

Adam Stone zwany częściej Chrisem musiał przeklinać dzisiejszy ranek. Czemu nikt nie chce kupić najczystszego złota,m czemu każdy jest podejrzliwy, czemu w tym zapchlonym mieście nie ma lepszych mieszkań. W tej okolicy sen umilały tłuczone butelki pod oknem oraz płacz tłuczonych żon piętra wyżej i niżej. Nawet te przeklęte pęknięcie w ścianie zaprzysięgło się przeciw niemu każdego ranka po naprawie zjawiając się ponownie.
Z rana wypadało przeczytać odebraną wczoraj wieczorem pocztę. Czysta, biała koperta kryła dwa stalowe kluczyki na kółku oraz aluminiowy numerek 651. Test zaś głosił:

Jak najszybciej wynoś się z mieszkania. O 9.15 na lotnisku otwórz skrytkę.
Przyjaciel.


Znowu grzmot wyważanych drzwi. Znowu policja znalazła narkotyki u sąsiada, znowu zeznania. I jak stąd wyjść. Pytania. Już ktoś stukał w drzwi a senną okolicę wybudziło światło syren.

Tokio, Japonia

Joseph Katsuhiro McCadden nie czuł się dzisiejszego dnia najlepiej. Wina wczorajszej imprezy jak i samego wypitego... wina. Zegarek radośnie zapikał o 8.00 lecz Morzeszczyna damno już nie spał. Co może być gorszego od kaca? Kac zwielokrotniony zdolnościami swego umysłu. To było straszne. I straszne było uczucie, że komuś bliskiemu dzieje się krzywda.
Zakuło go w piersi, a potem w gardle. Mentalna fala pomknęła w pokoju jak reakcja na czkawkę. Potem kolejna. To nie mógł być alkohol. Coś trawiło jego możliwości i mąciło myśli. Nie czuł ani smaku ani zapachu.
Pstryk. Ciemność przed oczyma. I cisza nie wiadomo czy to spokój czy też utrata słuchu. Bał się jak nigdy. Uciekać czy ratować? Ratować siebie. Łza spłynęła po licu, a wysiłek woli przywrócił do władania czarno-białe widzenie.

-Hej!

Słowo powtarzało się po tysiąckroć a za nim galopowało jego psychiczne echo. Był chory na umyślę czy raczej swym darze. Lecz znowu mógł być pewien, że owe obijające się echem w głowie hej jest czymś wiecej jakby jego własna dusza wołała doń, aby spojrzał tylko.

-Hej! Hej! Hej! Patrz!

Rosja, Kaliningrad

Z całą pewnością Rodion Michajłow Marładow mógł być zaniepokojony. Aromat posranej kawy unosił się i mieszał w spaniały sposób wonią smażonej właśnie jajecznicy. Kot Behemot, imiennik pewnego diabła z powieści Bułhakowa wpatrywał się w okno jak zahipnotyzowany. Miarowy stukot dobiegł uszu weterynarza. Raz i kolejny. Wielka pierzasta fala gołębi uderzyła znagla w okna. Spanikowane zwierzęta chciały za wszelką cenę dostać się do mieszkania. Ciemno jakby wszystkie gołębie z miasta postanowiły szukać arki.

-W całym mieście odnotowano dziwne zachowanie zwierząt. Prosimy właścicieli aby uważali na swych pupili.

Znużona spikerka zakomunikowała w telewizji. Kocur wydał się wielce uradowany jakby myśląc, że to kolacja sama pcha się do domu.
I pchała się. Marładow przechodząc do salonu zdumiał się wielce, jak nigdy. Na dywanie jak wylegiwały się trzy kundle spoglądając nań leniwie. Tylko własny rozsądek podpowiadał mu, że to nie sen. Niestety było inaczej. Odruchowo poczuł wielki strach i panikę pośród zwierzyny. Behemot czmychnął do większego okna opierając kocie łapy na szybie i wpatrując się w ptaki.

Kraina Cienia, Cień World Trade Center

Kalwin Keloh od rana przeszukiwał nowe, doryte przez siebie miejsce w krainie. Było niezwykłe, z każdym mrugnięciem inne. W odcieniach czerni i bieli jawiły się dwie srebrzystoczarne wieżowce bez drzwi czy okien, tylko czerń. Wokół trwało pole bezkresnego pyłu a na horyzoncie pobrzmiewały już kolorowe sceny od prawej – budowy dwóch wież, ich upadku i usuwania gruzów. Na białym niebie krążyły metalowe ptaki niczym orły nurkujące z kolei w wieże, wbijające się w nie i wylatujące z drugiej strony. Płuca Kalwina wypełniał piasek i chociaż czuł go wewnątrz ciała to nic mu nie szkodziło.
Wnet niczym z fontanny, krew trysnęła zewsząd zraszając pył i chlapiąc mężczyznę. W przeciwieństwie do wszystkiego krew była prawdziwie krwawa i czerwona. Stalowe orły zaskrzeczały złowieszczo a dotychczas niebo w naturalnej barwie dla Krainy Cienia teraz zmieniło się na rdzawe. Jeden z ptaków w akompaniamencie krwawych potoków wyladowąl przez Wybranym.

-Było czterech braci których nazwano przegranymi. Urodzili się w tej samej wiosce. Jednemu dano na imię Prawy, drugiemu zabrano imiona a trzeci ruszył w dół nieść zarazę. Bacz na słowo każde bo prawda pobrzmiewa w pękniętym sercu Manhattanu.

I odleciał zostawiając go brodzącego po kostki w krwi. I nic nie zapowiadało, ze miało być lepiej.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online