Auć, auć, auć... Głowa...
Obrazy pojawiały się i znikały w jakimś szaleńczym pędzie. Jeden z nich pojawiał się nadzwyczaj często...
.
.
Uczucie strachu, które pojawiło się znikąd, udało mu się jakoś opanować... Ale coś niewątpliwie się działo, coś co nie mogło być tylko kacem...
Wstał z łóżka uważając, aby nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów...
Przeszedł przez nowocześnie urządzony pokój ogólny:
.
.
korytarzyk i wszedł do łazienki. Wsadził głowę pod zimną wodę i usiłował wrócić do jakiegokolwiek "normalnego stanu". Lodowata woda go otrzeźwiła i pozwoliła skoncentrować się na zimnie... Umysł pozwolił się okiełznać i
Katsuhiro, bo tego imienia - nadanego przez matkę - używał w Japonii powędrował do kuchni.
.
.
Kuchnia (razem z aneksem jadalnym i salonem) stanowiła fragment "zachodniej części" jego 76 metrowego mieszkania. W przeciwieństwie do jego prywatnej "części wschodniej" obejmującej sypialnię, niewielką salę do karate i pokój ogólny. Wychowany w domu dwu kultur dobrze czuł się w takim dualiźmie... Zresztą obracał się w towarzystwie, które... Hmmm... Niektórych lepiej było przyjąć we wnętrzach urządzonych w określonym stylu...
Mężczyzna wycisnął trochę soku z pomarańczy i usiadł starając sobie przypomnieć co stało się wczoraj wieczorem... Co dokładnie stało się wczoraj wieczorem.
Przyjęcie w "Sheratonie" wydane przez ambasadę Chin z okazji 50 rocznicy urodzin ambasadora zaczęło się po południu i skończyło przed północą...
Katsuhiro uczestniczył w nim z ramienia ambasady amerykańskiej, w której pracował oficjalnie jako atachee kulturalny... Na przyjęciu serwowano różne alkohole, ale
McCadden pił tylko czerwone wino i to też nie w takich ilościach, które mogły by wywołać tak "rewolucyjny" efekt... Może to sałatka szwedzka? Nie miała wielkiego wzięcia i może to ona była odpowiedzialna za efekty poranka???
E... raczej też nie...
"Trzeba coś zjeść" - pomyślał wyciągając tosty i opiekacz. Sytuacja nie dawała mu jednak spokoju...
"O co chodzi?"