Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2009, 21:51   #4
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Rodion już dawno nie miał tak zakręconego dnia. Może był to efekt monotonii w jakiej żył od jakiegoś czasu. Zaczął przecież jak zawsze - poranne śniadanie, włączenie telewizora na poranne wiadomości i wyjście piętro niżej, gdzie znajdował jego mały, "przytulny" gabinet weterynaryjny. Chwycił już talerz i kubek z kawą. Nim jednak zabrał się za jedzenie, do jego uszu doszedł odgłos miarowego uderzania. Coś tłukło się w okno. Odstawił śniadanie na kuchenny stół. Przeszedł do przedpokoju i zamarł. Szybę atakowała chmara gołębi. Szkło drżało po każdym uderzeniu, a ptaki opadały i unosiły się kołując jak pijane. Na parapecie siedział Behemot - rudy kot-asystent Marładowa. Wpatrywał się z cierpliwością w zwierzęta z wyraźnym apetytem na nie.

- Behemotku, odejdź od okna - powiedział cicho.

Kot spojrzał na niego leniwie i wrócił do obserwacji ptaków.



Odrętwiały weterynarz dosłyszał głos spikerki ciągnący wolno od telewizora. Informowała o dziwnym zachowaniu zwierząt w Kaliningradzie. "Nie da się nie zauważyć" - pomyślał z irytacją Rodion. Przeszedł do saloniku i o mało co nie nadepnął na psa leżącego na dywanie. To były trzy przeciętne mieszańce. Nie mógł dojść do tego, w jaki sposób znalazły się w jego mieszkaniu, ani dlaczego nie widział ich, gdy włączał telewizor. Wziął pierwszego za kark, otworzył drzwi i z dużym oporem wyciągnął na schody. Dwa pozostałe, nieco mniejsze, złapał pod ręce i również wyrzucił przed drzwi. Zaraz doszło do jego uszu drapanie i skowyt tych psiaków. Choć kroiło mu się serce, nie mógł pozwolić, aby kręciły się tutaj obce zwierzęta.

Przy większym oknie z balkonikiem stał Behemot i przednimi łapami opierał się o szybę. Tutaj zaczęła uderzać chmara ptaków. Kilka gołębi leżało martwych i zemdlałych na balkonie. Rodion schylił się po kota, by w przypadku rozbitego okna szkło i rozwścieczone ptaki, nie zrobiły mu krzywdy. Rudzielec jednak wyskoczył spomiędzy rąk weterynarza i dalej czekał na ofiary. Wtedy w umysł Rosjanina wkradły się emocje tych zwierząt - strach i panika. Każdy w jego fachu powinien posiadać zmysł empatii, lecz w tym przypadku było to nazbyt dosłowne. Tak jakby rzeczywiście dzielił z nimi uczucia. Tylko co zrobić? Przypomniał sobie wczorajszy dzień i nie zauważył w nim nic dziwnego. Parę drobnych zabiegów i jeden pies potrącony przez samochód, którego trzeba było uśpić. Czy coś zapowiadało szaleństwo wśród stworzeń?

Pobiegł do małej sypialni gdzie miał biblioteczkę. Wybrał parę podręczników dotyczących weterynarii i rzucił je na niepościelone łóżko. Następnie przewertował je pod kątem szoku oraz paniki wśród zwierząt. Przeczytał, że te emocje spowodowane są czynnikiem - najczęściej śmiertelnym, który powoduje u zwierząt gwałtowną dominację instynktu samozachowawczego. Były również porady zapobiegania takim sytuacjom, lecz jak odnieść je do oszalałych ptaków? A jak słyszał w telewizji to zdarzenie jest masowe. Będzie miał pełne ręce roboty dzisiejszego dnia. Gdyby tylko znalazł rozwiązanie tego problemu. Albo chociaż źródło tego nieracjonalnego strachu...

Dosłyszał brzęk, co oznaczało, że szyba powoli nie wytrzymuje naporu zwierząt. Rodion chwycił natychmiast torbę z zapasowymi materiałami leczniczymi. Telefon w gabinecie pewnie już dzwoni. Spojrzał przelotnie na okno i stwierdził, że i tak już nic nie da się zrobić, więc pewnie pozostanie kontakt ze szklarzem. Gwizdnął na Behemota, który o dziwo pobiegł za panem. Otworzył drzwi i natychmiast został otoczony przez trójcę psów. Schylił się do nich, a następnie przygarnął do siebie. Czuł pod rękami drżenie psiej skóry i przyspieszony oddech. Do diabła z pchłami i innymi chorobami, lekarz nie zostawi pacjenta bez wsparcia.

- Już dobrze, spokój, spokój... - szepnął w ich stronę.

Następnie pobiegł do gabinetu weterynaryjnego, w pośpiechu nie zamykając nawet drzwi. Behemot poczłapał za nim. Nie wiedział, czy psy również.

Tylko jak ten niski, niepozorny, zgarbiony człowieczek da sobie radę z tą nawałą?
 

Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 08-04-2009 o 21:55.
Terrapodian jest offline