Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2009, 23:51   #7
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Zilvtana wpatrywała się beznamiętnym wzrokiem w dym unoszący się ze zgliszczy pałacu ich sąsiadów. Teraz tylko jej dom, pobłogosławiony przez Lolth dom Torkreth znał tajemnicę jej dziedzictwa. Jej błogosławieństwa, jak mówiło się w zaciszu domowym. Jej przekleństwa, jak boleśnie się o tym przekonała.
Adrul zwisała z pajęczyny tuż nad jej ramieniem. Delikatnym kołysaniem się święty pająk wprawiał w ruch powietrze, które muskało skórę zgrabnej szyi drowki. Zilvtana co jakiś czas głaskał po odwłoku swoją pupilkę, która w nachalny sposób domagała się pieszczot, gdy tylko kapłanka przestawała ją dotykać. Święty pająk był jej nieodłącznym towarzyszem. Strażnikiem. Powiernikiem największych tajemnic. Adrul spała w komnacie. Towarzyszyła swej pani, a właściwie pozwalała sobie towarzyszyć w wprawach po jaskiniach. Adrul też była błogosławieństwem dla Zilvtana. Tylko głupiec nie doceniałby darów bogini. Tylko głupiec odrzucałby je.
Być może i ten wczorajszy atak był darem od Królowej Pająków. Być może.
Z zamyślenia wyrwał ją głos jej służki, która poinformował ją iż jej matka pragnie się z nią widzieć.
Zilvana z pewnym niepokojem szła do kaplicy. A może to fakt iż Adrul nie podążyła za nią??

W kaplicy, na kamiennym tronie siedział jej matka. Ta która wydała ją na świat. Ta która będąc brzemienną… zresztą nieważne. Qualnkacha poderwała się na nogi gdy tylko jej dziecię weszło do komnaty i nie czekając na przywitanie rozpoczęła swój wywód. Który to, niestety, potwierdził złe przeczucia Zilvana.
Ktoś przeżył!! Ktoś przeżył i mógł wyjawić najgłębszą z jej tajemnic. Być może i dom Torkreth wyszedłby jakoś z tej, hmmm…, niekorzystne najłagodniej mówiąc sytuacji, ale ona sama z pewnością nie. Ktoś przeżył, a jej matka poleciła jej dopilnowanie by jednak podążył za całym swoim rodem. Tylko niegodziwcy porzucają swoją rodzinę podczas niebezpiecznych przepraw. A z pewnością droga, którą teraz podążali była niebezpieczna.

Audiencja skończona. Zilvana otrzymała wyraźne instrukcje. I jak zwykle pouczono, by wykonała swoje zadanie solidnie.

W drodze do sali przywołań pojawiła się Adrul. Miała dziwny zwyczaj pokonywania swojej drogi chodząc dookoła korytarza, którym podążała. Raz była obok swojej pani, raz nad nią.
Zilvana nawet nie oglądała się na świętego pająka. Jej myśli krążyły wokół maga, który mógł ściągnąć na jej śliczną główkę tyle nieszczęścia. Pewnie można było sprawę załatwić szybciej. Przecież ten cały Verrna mógł zakończyć sprawę. Czyżby Qualnkacha miała jakieś wyższe uczucia?? W końcu nie pozwoliła zabić szlachetnie urodzonego jakiemuś tam najemnikowi. Miał zginąć z ręki kogoś jego pozycji.
Zilvana uśmiechnęła się sama do siebie.
Przynajmniej taki szacunek należy się wrogowi, SWOJEMU wrogowi.

Pierwsza w drzwiach do sali przywołań ukazała się Adrul, a właściwie jej włochate odnóża. Zaraz za nimi oczom dwóch mężczyzn ukazał się arachnoid w całej swej okazałości.



Święty pająk przystanął na chwilę czyszcząc swoje szczękoczułki i ukazując ostre jak brzytwa zęby.
Tuż po chwili koło stwora stanęła drowka o karmazynowych włosach, które kaskadami spływały na jej pełne piersi.



Suknia w kolorze włosów, a może to włosy były w kolorze sukni?? Karmazynowa suknia, nie do końca zakrywająca ciało kobiety, doskonale podkreślała wszelkie detale jej pięknego ciała. A gracja z jaką wyminęła czyszczącego się pająka przykuwały męski wzrok w równym stopniu co uroda Zilvana. Kołysząc wdzięcznie biodrami zbliżyła się do mężczyzn. Arachnoid dalej zajęty był toaletą. Młoda przedstawicielka domu Torkreth tylko kątem oka spojrzał na tropiciela. Cała jej uwaga skupiła się na magu.
- Trzeba było podążyć za swoimi, magu. – Odezwała się beznamiętnie do szlachetnie urodzonego, ale obecnie znajdującego się jakże w nie szlachetnym położeniu drowa.
Po chwili jakby od niechcenia przeniosła swój wzrok na drugie mężczyznę. Prześlizgnęła się wzrokiem po jego twarzy, po jego ciele, by ponownie przenieść spojrzenie na ostatniego przedstawiciela rodu swoich sąsiadów. I przyglądając się ranie po uchu zwróciła się do tropiciela.
- Tobie to dom Torkreth zawdzięcza złapanie tego… - Było to raczej stwierdzanie niż pytanie. Uniosła prawą dłoń do góry i dodała. – Mówić możesz swobodnie. - Jednak nadal przyglądała się magowi. Święty pająk przerwał na chwilę wyczesywanie swojego odwłoka i jego cztery wielkie ślepia utkwiły w Verranie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 09-04-2009 o 12:45.
Efcia jest offline