Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2009, 12:30   #7
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tokio, Japonia

Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie. Uśmiech ten trwał kilka chwil aby ostatnie krople krwi z rannej dłoni zdarzyły skapować na dywan. Jego brwi powędrowały wysoko okazując zdziwiony i roześmiany wyraz twarzy.

-O cholera, nawet tego nie pamiętasz? A chociaż wież kim jesteś?

Odstawił kubek z krwią gdzieś w dalej blatu. Poprał się ranną ręka w czuprynę. Obserwował dziewczynę kilka chwil.

-Nawet tego! Dobra, musimy się spieszyć. Jesteś jedna z sześciu absolutnych potęg, ogniem żywym. Twoi wrogowie ożyli. Od wieków każda twa inkarnacja pije moją krew, nieśmiertelnego aby dojrzeć nicy żywotów.

Kłamał. Jak byk od połowy kłamał. Taki miała wrażenie jakby znała go od zawsze i właśnie te odczucie pozwoliło jej bezbłędnie rozróżnić część fałszu w jego wypowiedzi. Jednakże on błogi w swej nieświadomości, że japonka nic nie zrozumiała, podał jej kubek. Wtedy przed oczyma dziewczyny błysnęła wizja, tym razem konkretniejsza, namacalna i oczyma jednej z postaci. Jej, znaczy ona to Taki albo taki to...
...Kapłanka wytargała swe szaty z rąk klęczących sług. Dym rozlazł się po całym pomieszczeniu. Ostatnie promyki zachodzącego słońca padły na marmurową posadzkę odbijając się od wypolerowanej w nieludzki sposób, na lustro i powędrowawszy na szaty kapłanki kąpiąc je w świetle. Następny był cień kiedy to w drzwiach stanął wojownik zasłaniając błogosławione słońce. Zamachnął się mieczem popisując się swą sprawnością.

-Szukałem Cię. Nic nie...

-...nie możemy dłużej czekać.

Dokończył już nie w śnie lecz na jawie mężczyzna o tym samym glosie.

Dover, Wielka Brytania

Pierwsze co dobiegło Chrisa to huk wyważanych drzwi, rozmazany obraz jego mieszkania i jednostki antyterrorystyczne wchodząc do środka. Potem była ciemność a po mniej dźwięk lawiny. Mężczyzna zakrztusił się tumanami brunatnego kurzu. Kiedy kurz opadł, Chris ujrzał błękitne niebo nieskalane obłokiem. Stał po kostki w błocie, wielkiej, błotnistej drodze rozgałęziającej się przed nim aż po horyzont. Powietrze było niezwykle wilgotne, a poza drogą i brązowymi skałami na której była wypiętrzona nie było nic. Z dołu ziała pustka wołająca o pokarm dla trzewi tych skał.
Na prawo w błocie z trudem można było znaleźć samorodki złota zaś na lewo – srebra. Zaś za Adamem ścieżka biegła w samym błocie.

Nowy York, Stany Zjednoczone

Ucieczka z krainy nie domknąwszy wszystkich spraw nie była najrozsądniejszym wyjściem. Mógł się o tym przekonać Kalwin na własnej skórze czy raczej podłodze. Z prysznica ciekło i zalało mu mieszkanie lecz nie wodą – krwią. Ciemna krew niczym morze w przypływie kołysała się i z każdym zakołysaniem połykała kolejne połacie dywanu. Natomiast globalna sieć nie ukazała nic konkretnego prócz fragmentów kilku wierszy. Krew podeszła pod nogi.
Potem ściany. Strugi czerwonego płyny zaczęły swój powolny marsz pod pęknięć w tynku do ziemi. Krew otoczyła Kalwina i tylko jego moc, podświadoma ochrona doprowadziło do tego, że zatrzymała się metr od niego.

Tokio, Japonia

Ból głowy Josepha Katsuhiro McCadden nasilił się z chwilą, kiedy do uszu dobiegł dźwięk tarcia metalu. Coś cierpkiego droczyło po podłodze. Nim chłopak zdążył się obrócić, wypapał w wielkim bólu czyjeś myśli.

”Tak, to on. Trzeba go przeprosić. Inaczej będzie zły., Oj, żeby nie był zły... Żeby nie zniszczył...”

To musiał być sen lecz z drugiej strony jakaś cząstka McCaddena przyjęła to z zupełnym spokojem jako kolejny element krajobrazu. Tak oto przy nim stała istota którą z całą pewnościom można było określić obcym. Istota która stała przed jego oczyma była z grubsza człekokształtna, mierzyła dobre dwa metry i od stóp do głów została przyodziana w stalowy pancerz. Matowy, szary i w wielu miejscach porysowany oraz powgniatany został skonstruowany z wielu kwadratowych blach na których rogach lśniły nity. Nie było widać żadnych elementów zatrzasków, tylko w miejscach stawów wspomagały je zamontowane na zewnątrz siłowniki pancerne s których zewnętrza niczym z paszcz wściekłych ogarów kapał smar i wylatywała para. Okrycie głowy było krągłe i nie zawierało nic prócz dwóch wysadzonych czarnych szlem otworów na oczy pomiędzy którymi biegł rząd nitów. Na ramionach został zamocowany błękitny płaszcz z zarzucanym dalej kapturem. Z wnętrza coś zacharczało, siłowniki na dłoniach w kolejnym rzucie huknęły parą.

-Ambasador ludu Nadi na Nieskończonej Ziemi przeprasza za swe niezapowiedziane przybycie oraz jeszcze raz prosi o przebaczenie za incydent w Persji.

Pod jego kolejnym krokiem kiedy skłonił się lekko pękły płytki na podłodze z trzaskiem i okruchami.

-Moja ojczyzna oczekuje przybycia Wielkiego Umysłu na święto Flag za pięćset lat Nieskończonej Ziemi. Tymczasem jestem w stanie zgłosić meldunek o zbliżającej się koniunkcji gwiezdnej i zapewnić pełna aktywność sojuszu wojskowe....

Joseph wyrwał się ze swego łóżka z krzykiem, cały spocony. Zegarek zdzwonił obwieszając ósma rano już o kilku minut. Dziwny sen, bardzo dziwny. Był tylko jeden element wspólny – ból głowy. Już nie tak mocny, zwykła migrena i przeczucie po raz kolejny się powtórzyło. Komuś bliskiemu grozi niebezpieczeństwo.

Rosja, Kaliningrad

Rodion nie miał prawa odetchnąć. Wpadł do swego gabinetu weterynaryjnego wraz z psami oraz jednym zabłąkanym gołębiem który, zadało się, dotarł do mieszkania przed pęknięciem szyby. Przed drzwi dało się usłyszeć trzepot ptasich skrzydeł, mężczyzna ogarnął gabinet wzrokiem i zrazu rzuciła się mu postawa zwierząt. Spokojny Behemot położył się na jednej z górach półek niczym mebel, osy rozłożyły się na położyły, za to gołąb... Gołąb usiadł na ramieniu weterynarza ani myśląc by się stamtąd ruszyć. Zwierze było do tego nadzwyczaj spokojne.
Smród spalenizny dobiegłybyśmy Rosjanina. Następnie ujrzał, że wszystkie gniazdka w pracowni zostały osmalone, spalone.

Morze Egejskie

Tak wcześnie a Letycja już musiała powędrować na wody, zgodnie z umową, przynieść nowy smak dla harpii – wołowinę. Spuszczając zasłonę milczenia na sposoby jakimi znalazła się na jednej przybrzeżnych skał. Prawda była taka, że harpia obiecała jej coś wyjątkowego. Ptasia kobieta wy człapała z jaskini i objęła swą niby ludzka twarzą lecz ptasimi oczyma twarz greczynki. Harpia zaskrzeczała zadowolona i równie skrzacik głosem podpierając się ramionami i jednyj skrzydłem o skały zaczełą monolog.

-Khesteś i mhałaś... Dhenhi. Czhego chhhhciałaś?

Wiatr szumiał pomiędzy skałami bawiąc się w brewka z swym bratem jak to cztery wiatry toczyły swój bój. Zanosiło sięna sztorm. Harpia zajęła się kawałkiem mięsa. Mlaskała przy tym niemiłosiernie, darła kawałkami szponów, aż strach było pomyśleć, że niegdyś to samo robiła z zabłąkanymi żeglarzami... może dalej robi?

-Mhała, słuchajh mhe. Zhrób w dhmomu i jhurho jeh dho.. dho.. dho... Watykanu! Kha... Tham znajhdziesz pohobnych shobie. Nieh patrzhhhh zah siebhie...

Mitologiczny stwór pochwycił w szpony resztki mięsa i wzbił się w niebo jakby dalej nie chcą się kusić widokiem dziewczyny. Następne były fale uderzające o skały i piana. Po kilku chwilach Letycja była cała mokra.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online