Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2009, 17:12   #9
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Kiedy poczułem, że kroi się coś większego? Może już wtedy, kiedy okazało się, że nasz szpieg milczy jak grób.
Czułem, jak opanowanie powoli przeradza się w gniew, strach, wszystko to, czego dobry dowódca powinien się wystrzegać.
- Wiadomo już czy to ich robota?
- Zarówno Władimir jak i nasz szpieg nic o tym nie wiedzą... - odpowiedział mi sierżant.
Przez chwilę zastanawiałem się, co teraz zrobić.
- Zabierzcie się za tego szpiega... Solidnie - powiedziałem do Jóźwiaka. Miałem nadzieję, że zrozumie o co chodzi - A jak skończycie, to go rozwalcie. I tak jest już dla nas spalony.
Pieprzony szpieg i tak nie mógłby już wrócić teraz do Władimira, nawet zakładając, że ten ostatni nie ma nic wspólnego z atakiem na Mazogród. A poza tym i tak pożytek z niego był jak z koziej dupy.
- Panie Woronow, chyba coś złapałem! - usłyszałem za swoimi plecami. Kazałem przełączyć na głośnik.
Struga zimnego potu popłynęła po moich plecach.

Po tym jak przynieśli do miasta Franka, bankowo już wiedziałem, że ktoś się za nas zabrał na serio. Pytanie tylko - kto. Ale to w sumie było gówno warte pytanie, bo najważniejsze było żeby się obronić. Trupy mogliśmy pooglądać później. Północna wieżyczka płonęła trupiobladym blaskiem. Widocznie zapalił się magazyn flar.
- Słuchajcie mnie, sierżancie - powiedziałem - Ściągnijcie wszystkie posterunki do miasta i obsadźcie na murach. Rozdajcie z magazynów broń mężczyznom i kobietom. Chorych i dzieci do schronów. Tylko, kurwa, Jóźwiak, nie pakuj mi przypadkiem popromiennych do tych schronów. Im i tak chuj pomoże.
Burmistrz kiedyś, w przypływie dobrego humoru, pozwolił zrobić kilka cementowych wylewek. Wieśniakom udało się z tego skombinować kilka małych schronów. Nie przetrwałyby one uderzenia czymś większym; ba, pewnie rozsypałyby się przy mocniejszym jebnięciu z panzerfausta - ale przed zwykłymi kulami ochraniały. A nie sądzę, żeby ci którzy atakowali Mazogród fatygowali się z czymś większym.
Sam stary wieprz miał własny, porządny bunkier, ale nawet ja nie wiedziałem gdzie dokładnie go sobie wybudował, w takiej tajemnicy to trzymał. Gnida, zdążył wybić całą ekipę budowlaną, zanim zdążyłem ich "przesłuchać".
- Ty, młody! - krzyknąłem na radiotelegrafistę - Wypierdalaj do burmistrza i zamelduj mu, że miasto jest atakowane! Tylko niech mi żaden chuj nie włącza syreny alarmowej!
Panika to była ostatnia rzecz jakiej potrzebowałem.
- Tak jest, kapitanie!
Spojrzałem na młodzika. Jakoś nie miałem pewności, czy nie spierdoli widząc co się dookoła święci.
- Jóźwiak, poślij kogoś ze swoich razem z nim! - rzuciłem. Wolałem mieć pewność. Wziąłem do ręki lornetkę i spojrzałem na horyzont. Nic nie było widać.
- Za dziesięć minut wygasić mi całe miasto - mruknąłem. Nie wiedziałem, czy jednak zgnilce nie mają jakiejś artylerii. Po co miałem więc im oświetlać cel.
- Idę do Władimira - powiedziałem w końcu - Jóźwiak, wyślij kogoś jeszcze do Czarnobyla. Może ktoś będzie chciał walczyć. Daj im broń w razie czego.
- Im?
- A kurwa komu, aniołkom w niebie? Wypierdalaj!
- Tak jest!
Czarnobyl to była dzielnica Mazogrodu w której mieszkali popromienni. Wiedziałem, że większość z nich czeka paskudna, bolesna śmierć, więc może będą chcieli ją sobie skrócić walcząc za własne rodziny. Albo po prostu dla samego faktu, że przy odrobinie szczęścia od kuli nie umiera się miesiącami w przeciwieństwie do choroby popromiennej.

Stanąłem przed hangarem w którym byli ludzie Władimira. Kazałem ich wyprowadzać pojedyńczo na zewnątrz i rozstrzelać. W takiej sytuacji jak teraz, nie mogłem sobie pozwolić na ryzyko, jakim byli ludzie od karawany. Co by było, gdyby nagle zaatakowali nas w samym mieście? Nie bylibyśmy się w stanie obronić walcząc na dwa fronty.
- Ich broń i zapasy skonfiskować i wysłać do żołnierzy na Rynek! - krzyknąłem - Niech rozdają ją ludziom!
W asyście żołnierzy wszedłem do środka hangaru. Władimir nie zgrywał już takiego chojraka. Obok niego siedziała jego dupeńka, której, nagłym przypływem litości nie kazałem jeszcze rozwalić. Jeszcze.
- No co, Władimir, dalej będziesz pierdolił farmazony, czy też cię zajebać? Bo nie mam wiele czasu... - podszedłem do więźnia i od niechcenia sprzedałem mu kopa pod żebra. Mocnego. Usłyszałem chrupnięcie żeber a Władimir przewrócił się na glebę kaszląc i krztusząc.
- Nie chcesz mówić? - kolejny cios - No to może trzeba do sprawy podejść subtelniej? - ruchem głowy wskazałem żołnierzom na dziwkę Władimira.
Kiedy się za nią zabierali, podniosłem z ziemi przewrócone krzesło i usiadłem patrząc na leżącego ciągle więźnia.
Nie sprawiało mi jakiejś szczególnej przyjemności wydanie rozkazu zgwałcenia tej dziewczyny, no, może poza miną tego pieprzonego Ruska. Ale też nie miałem przed tym jakichś oporów. Twardy świat i twarde zasady. Jeżeli szybko się wszystkiego nie dowiem, to zginie dużo ludzi. I zginę ja, a moje życie ceniłem sobie dużo bardziej od życia jakiejś rosyjskiej dziwki.
Kiedy żołnierze skończyli podszedłem do Władimira.
- To jak, powiesz kto mi właśnie napierdala w miasto, czy chcesz skończyć jak ona? Wiesz, żołnierze nie mają nic przeciwko żeby i ciebie przecwelić...
To pewnie była nie do końca prawda, szczególnie, że dopiero co bzyknęli całkiem ładną dziewuchę. Ale rozkaz to rozkaz. A zresztą ich samopoczucie chuj mnie obchodziło.
Chciałem skończyć z Władimirem jak najszybciej, strzelić mu w łeb i wrócić na Wieżę. Nie wiedziałem jak długo chłopaki będą sobie w stanie poradzić bez dowódcy.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline