Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2009, 12:39   #6
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Rekonwalescencja przebiegła nad wyraz szybko i sprawnie. Aleksander z każdym kolejnym dniem czuł się coraz lepiej. Nawet samopoczucie mu się poprawiło. Czy to za sprawą urodziwych pielęgniarek czy może też za sprawą cudownego ocalenia z pożaru, dziennikarz nabierał chęci do życia.
Pesymizm, przygnębienie i apatia, które go dręczyły w ostatnim czasie powoli opuszczały go. Za oknem świat budził się do życia. Wiosna. Ptaki szczebiotały od samego rana, wzrost pąków na drzewach można było dostrzec gołym okiem i być może także pogoda była powodem poprawy humoru Aleksandra.
Pobyt w szpitalu minął spokojnie, jeśli nie liczyć powracających koszmarów o wielkiej głębienie na dnie, któej czaiło się coś potwornego, coś niewyobrażalnie ohydnego, coś co umykało ludzkim wyobrażeniom o świecie. Po każdym takim śnie dziennikarz budził się zlany potem. Czy to w ramach terapi czy dla zabicia leniwie płynącego czasu Aleksander zaczął spisywać dręczące go sny. Zeszyt, który nabył w szpitalnym kiosku, szybko zapełnił się zapiskami z sennych podróży. Mężczyzna nie był świadomy skąd biorą się te fantastyczne wizje, od zawsze był realistą i obce mu były tak modne ostatnio okultystyczne nowinki i nigdy go to nie interesowało. A mimo to czuł, że to właśnie sny są swego rodzaju kluczem do tego co się wydarzyło w noc pożaru. Policjant, który przesłuchiwał go zapewniał, że prawdopodobną przyczyną pożaru był niedopałek papierosa, który w kontakcie z dużą ilością składowanego nielegalnie alkoholu spowodował tak gwałtowny wybuch żywiołu. Aleksander miał nosa do tego typu spraw i jego dziennikarskie przeczucie nigdy go nie zawiodło. Tak samo teraz czuł, że za tą z pozoru błahą sprawą, kryje się większa tajemnica, która tylko czeka na odkrycie.

Aleksander z każdym dniem pobytu w szpitalu nabierał pewności, że ocalenie jakiego doświadczył nie było dziełem przypadku. Zarówno on, jaki i pozostali ocaleni kryli na dnie swoich dusz mroczny sekret. Coś co każdego z nich doprowadziło na skraj piekielnych czeluści. Nie mówiło się tego otwarcie, ale Aleksander umiał wyczytać z ludzkiej twarzy więcej niż nie jeden jasnowidz. Setki wywiadów nauczyły go czytać między wierszami. Nie pytał nikogo wprost, ale za każdym razem go była mowa o ocaleniu z pożaru, ludzie z któymi był na sali wycofywali się w głąb siebie lub pokątnie mówili, że im się to nie należało. Sam utożsamiał się z tym poglądem, ale czuł jednocześnie, że jego ocalenie miało o wiele głębszy sens niż mógł w tej chwili sobie wyobrazić.
-Bóg daje mi kolejną szansę na poprawę mojego życia, na naprawienie błędów. Dał mi spojrzeć w otchłań piekła, bym się wycofał i ruszył w przeciwna stronę

Po tygodniu spędzonym w szpitalu, Alekander mógł w końcu wrócić do domu. I choć wiedział, że czeka tam na niego tylko pustka, to w głębi duszy cieszył się. Żył nadzieją na lepsze jutro. Powiedział sobie, gdy przekraczał szpitalny próg:
- Stary właśnie zamknąłeś za sobą drzwi do kurwesko złego rozdziału swojego życia, od tej chwili może być już tylko lepiej.
Wsiadł do taksówki i ruszył do domu.
Aleksander zaczął swój powrót od zakupów, trochę normalnego jedzenia by odpocząć od monotoni szpitalnych posiłków, butelka dobrego wina na kolację i na koniec kilka nowych koszul, grawat i nowy garniutur by jakoś zaakcentować zmianę jaka w nim zaszła. Na koniec zadzwonił do redakcji i powiedział, że czuje się już dobrze i że od poniedziałku wraca do pracy.

Kuchenny zegar wybił dwudziestą trzydzieści, Aleksander właśnie skońcyzł jeść kolacje i wkładał brudne naczynia do zlewu. W radiu nadawano jakąś audycję, której dziennikarz słuchał mimochodem. Czekał na kolejny odcinek przygód "Leo i Patricka", powieści krymialnej Stevena McColinsa, którą nadawano właśnie w tych godzinach. Gdy nagle usłyszał z wnętrza odbiornika dziwny szum a po chwili metaliczny brzęk, po czym radio zamilkło. Mężczyzna przerwał mycie naczyć, wytarł ręcę i podszedł do szafki na której stało radio.
- Cholerne wynalazki - burknął pod nosem - zawsze nawalą, gdy człowiek chce czegoś posłuchać.
Zbliżył się do szafki. Radio milczało głuchą ciszą, wyglądało na to że żarówka podświetlająca skalę też odmówiła posłuszeństwa.
- No to pięknie, kolejny odcinek "Leo i Patricka" odczytają bez mojego udziału.
Dziennikarz nie znał się na elektryce i jedyne co przyszło mu do głowy to sprawdzić czy wtyczka jest na swoim miejscu. Upadł na kolana i sięgnął za szafkę by poprawić kabel. Ledwo się schylił, gdy radio nagle ponownie ożyło. Żarówka jarzyłą się ciepłym pomarańczowym światłem a z glośników popłynęła przepiękna muzyka. Człowiek, który grał musiał być wirtuozem. Sposób w jaki wydobywał dźwięk ze skrzypiec był poprostu mistrzowski. Aleksander usiadł na dywanie i słuchał jak zahipnowyzowany. Muzyka koiła jego stargane ostatnimi czasy nerwy i rozlewała się niczym balsam po duszy. Melodia była spokojna i melancholijna, przywodziła na myśl odległe rosyjskie stepy, które Aleksander widział po raz ostatni będąc dzieckiem. Nigdy nie wracał myślami do swojej ojczyzny, aż do teraz. Za sprawą tajemniczego wiruoza skrzypiec Aleksander powrócił myślami do dzieciństwa spędzonego u boku kochającej rodziny. Wspominał ukochaną matkę, która zawsze się o niego troszczyła, surowego ojca, którego tak bardzo nienawidził i za którym, jak sobie teraz zdał sprawę bardzo tęskni i jedynego brata, którego zamordowano i po którego starcie do dziś nosił ranę w sercu. Obrazy z dzieciństwa zalały go niczym lawina, niby rwąca rzeka przeniosły go w lata dawno minione. Łzy napłynęły mężczyznie do oczu, nie mógł ich powstrzymać.
Aleksander siedział na miękkim dywanie w swoim mieszakaniu, słuchał tajemniczego mistrza skrzypiec i płakał nad tym co utracił. Płakał za kochającą rodziną, za ojczyzną, która zniknęła zalana bolszewicką dżumą, i za cudownym i bezpiecznym dzieciństwem. Gorące łzy płynęły mu po policzkach. Aleksander zdał sobie sprawę, że jest na świecie sam, że nie ma już nikogo kogo mógłby nazwać bliskim. Żadnej rodziny, żadnego krewnego, ani żadnego przyjaciela. Bolesna świadomość samotności przygniotła go.
Gdy Aleksander uniósł rękę do góry by otrzeć łzy, radio zamilkło zupełnie. Nastała kompletna cisza.

Mężczyzna nie próbował już nawet spojrzeć co się stało z odbiornikiem. Wstał i nalał sobie kieliszek czerwonego wina, które spożywał do kolacji. Uniósł go w górę i krzyknął:
- Za was moi bliscy zmarli, za was i za mnie. Salute! - po czym jednym haustem wypił zawartość kieliszka, który następnie roztrzaskał o podłogę.
 
brody jest offline