Yannick wszedł szybko na schody prowadzące do wieży. Stamtąd było już tylko kilkanaście stopni na górę. Gdy wreszcie tam dotarł, to przeląkł się na chwilę, bo zobaczył hordy elfów i krasnoludów. Otrząsnął się szybko z przerażenia, wyciągnął łuk i zaczął strzelać. Posyłał w kierunku wrogów strzałę za strzałą, a żadna z nich nie chybiła celu. Podczas strzelania czuł narastającą nienawiść do tego wszystkiego. Chciał sam powstrzymać całą wrażą armię za jak największą cenę. Wiedział ,że to jest mało możliwe. Nagle z ciągłego strzelania do elfich łuczników wyrwało go to, że nie ma już strzał w kołczanie. Zobaczył ,że towarzyszom też się kończy amunicja. -Pójdę po strzały - powiedział kładąc łuk na ławce i poprawiając toporek przy pasie i dodał - nie dajcie im wytchnąć nieludziom przeklętym. Yannick pobiegł po strzały do jednego z oficerów rozdających wyposażenie, który znajdował się na placu pod wieżą. |