08-05-2009, 21:15
|
#4 |
| Lato rok 1150, Cherran, Zamek Yannick schodząc na dół po schodach nagle spadł, przeturlał się przez schody, obrócił się już na ziemi, podniósł głowę i nagle "Trzask!". Obrócił się i zobaczył kamień jakiś na oko 15 kilogramowy na miejscu gdzie sekundy temu była jego głowa. Spojrzał w górę i... ciemność, nie widać daszku wieży. Dookoła niego leżały tylko kamienie oraz różna rzeczy. -Chędożone, przez psa, nieludzie! Wieżę nam rozdupcyli! Nosz!-Słyszał tylko jak Al-Kahran klnął na krasnoludów i elfów. Wieża widocznie została zawalona z katapulty. Zginęło kilku ludzi pustyni, a w ich sytuacji była to gigantyczna strata, ponieważ z dnia na dzień malała ich armia, która broniła Zamku... Jedyne co teraz trzebabyło zrobić to słuchać dowódcy... -Yan! Żyjesz? Ruszasz się to chyba tak. Nic nie połamałeś? Dobra, nie interesuje mnie odpowiedź, grunt, że żyjesz. Teraz musimy coś wymyślić, aby wydostać się z tej zawalonej wieży. Jest tu jedynie klapa w podłodze, która prowadzi do piwnicy, ale nie ma z niej wyjścia, a znajduje się tam tylko trochę chleba, mięsa oraz beczka wody... Nie miał planu, pierwszy raz dowódca był bez planu... Lato, rok 1150, Korsan Ludzie, a tak przynajmniej zdawało się Krasnoludowi odeszli w tłum, zniknęli. Szli jedynie w kierunku spichlerza, niczego więcej nie był pewien. Rekruci przesuwali się, kolejka malała. Ludzie coraz bardziej znikali z rynku, zmieniała się powoli pogoda, nadchodziły chmury. Było prawie pewne, że będzie lało i to dość mocno, bo jak lato to tylko burza. Legioniści chodzili sobie spokojnie po rynku. Rekrutacja mogła jeszcze najwyżej trwać godzinę, no może dwie i nad ranem wyruszenie. Marsz miał trwać kilka dni, a miasto przepustoszeć. Każdy mieszkaniec czekał na zwycięstwo nad ludźmi pustyni, nowe ziemie, na których można coś zbudować były potrzebne, więc każdy na to czekał... |
| |