Lato rok 1150, Cherran, Zamek
Yann razem z Al-Kahran`em szli krętym korytarzem. Usłyszeli u góry różne straszne dźwięki, więc zaczęli jak najszybciej biec. Każdy potknął się kilka razy i zaliczył przysłowiową "glebę". Wyszli z tunelu po dość długiej wędrówce. Pierwsze co ich uderzyło to słońce, palące słońce, pewnie była około 9 następnego dnia. Rozejrzeli się. Zauważyli mury jakiegoś zamku i nic poza tym. Usiedli na ziemi i napili się. Po lekkim opróżnieniu bukłaku z wodą wstali. Poznali zamek. Był to Zamek miasta Cherran... -O kutwa...-zdziwił się Al-Kahran... Lato, rok 1150, Korsan - Granicy Traw
Orrum szedł razem z grupą około 5 tysięcy elfów i krasnoludów oraz około tysiącem ludzi jako najemnicy. Najemnicy, czyli bandyci w służbie byli bardzo przydatni, a zwłaszcza mordercy. Słońce nie przypiekało ich ani tych setek wozów i koni, ponieważ poruszali się po skraju lasu, wiedzieli, że pod wieczór założą obóz na noc, a o świcie ruszą na pustynię i pod Zamek dotrą około godziny 17 lub 19. Jedynym minusem był praktyczny brak obrony w mieście, ale armia była najważniejsza, najważniejsze było to, aby zdobyć Cherran i całą pustynię... oraz skarby. Każdy rozmyślał o skarbach i szedł spokojnie, nawet się nie rozglądając, bo co za idiotyczny imbecyl zaatakowałby całą Armię... Marsz przebiegał spokojnie, każdy był ze swoimi myślami i swoim bukłakiem, a Ci rekruci... ze swoimi kompanami oraz z przyjaciółką, Śmiercią...