Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2009, 00:18   #10
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację

Ściemniało się. Fioletowa kula słońca skryła się za horyzontem, zdobiąc nieboskłon arią różu i granatu. Z północy zawiał ciepły wicher. Tumany pustynnego pyłu poderwały się, tańczącego dziko w resztkach wieczornych promieni. Po paru minutach, wiatr, tak nagle jak się pojawił, zniknął. Pognał gdzieś dalej nad pustkowia. Powietrze stało się gęste i ciężkie. Zaniepokojony koń zastrzygł uszami i zachrapał krótko. Jeździec nie miał mu tego za złe, czuł to samo. Mdlący zapach wojny i śmierci. "Więc to już tu" Uśmiechnął się do siebie, przygryzając tlący się już tylko papieros. Poklepał szyję konia i wyszeptał - Bóg czuwa tylko nad odważnymi, przyjacielu, jedźmy dalej - Koń zarżał zrezygnowany i podjął posłusznie jazdę, uderzając kopytami o rozoraną powierzchnię starej międzystanówki.

Po dwóch godzinach jazdy w mroku, nocne niebo rozświetlił imponujący pokaz sztucznych ogni, dawany właśnie przez stanowiska rakietowe obu stron. Jeździec i koń przystanęli, spoglądając zafascynowani w niebo. Jamesowi widok kojarzył się z zasłyszanymi przy ognisku indiańskimi opowieściami o duchach przodków, toczących od wieków swoje bitwy na niebie. A może to co widział, było walką samego Boga z Szatanem? Nawet nie próbował sobie wyobrazić niszczycielskiej mocy takich broni. Zmarszczył brwi i skrzywił się boleśnie. Pierwszy raz od wielu lat, zaczął czuć się bezsilny i zbędny. Nie wyobrażał sobie w jaki sposób mógłby się tutaj przydać. "I po co żeś tu jechał. Przecież ty się wcale na tym nie znasz... Na co im głupi klecha ze starą spluwą, jeśli posiadają taką broń?" - Z myśli wyrwał go dopiero odgłos pobliskiego starcia. Nim zdążył się dokładniej przyjrzeć, w samym środku konwoju wybuchła burza ognia. Żywioł w mgnieniu oka strawił część pojazdów i ich zaskoczonych pasażerów. Wrzask mordowanych ludzi, i terkot broni niósł się echem po całej okolicy. James westchnął ciężko i spojrzał przed siebie. Prosta, bezpieczna droga, prowadząca do miasta. Spojrzał w bok. Rozbłyski broni ludzi walczących desperacko o życie. Westchnął ponownie. Boleśniej. Zaciągnął się ostatni raz chciwie papierosem i zsiadł z konia. Dla pewności sprawdził, czy broń jest naładowana. Sześć grubych pocisków .44 tkwiło pewnie na swoim miejscu. Przynajmniej tyle. Po krótkim zastanowieniu chwycił jeszcze drewniany krzyż wiszący mu u szyi. Pocałował go z szacunkiem i przywiązał do uzdy konia.

- Ruszasz do miasta - wskazał koniowi prostą drogę - Później cię znajdę - Po czym mocno klepnął go w zad, spoglądając, jak zwierzę rusza w stronę Denver.

Szkoda mu było towarzysza ale tutaj na nic mu się już nie przyda. Wiedział, że szanse odnalezienia go później będą minimalne. O ile oczywiście nie zastrzeli go jakiś spanikowany dureń albo ktoś go sobie nie przywłaszczy. Cóż, ewentualnymi koniokradami zajmie się w swoim czasie - myśląc o tym, pogłaskał czule zimną lufę Magnuma, uśmiechając się brzydko. Rozejrzał się jeszcze krótko po okolicy i ruszył pędem w stronę zaatakowanego konwoju, starając się kluczyć między przeszkodami, mogącymi zapewnić mu osłonę.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-05-2009 o 01:42.
Tadeus jest offline