Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2009, 00:49   #4
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Rutynowy zwiad przerodził się w akcję w momencie, kiedy Kaldor usłyszał krzyk wołający o pomoc.
Bezzwłocznie udał się w tamtym kierunku by odkryć, że na drodze w lesie stoi człowiek… i trójka orków zamierzających go ubić jak psa.

*Tylko trójka? Czuję się niedoceniony…* pomyślał łowca wyjmując broń i wychodząc z ukrycia… wolnym krokiem.

Chciał by go zauważyli, bowiem od jakiegoś czasu prowadził swojego rodzaju ankietę wśród orków. Pytanie było proste i nawet nie trzeba było go zadawać – „Czy uciekasz na widok Zguby?” W większości odpowiedź okazywała się twierdząca.

Jednak tym razem orkowie nie uciekli – być może czuli się odważni, lub go po prostu nie poznali. Jego. Kaldora Daretta, zwanego przez orków Zgubą, a przez nielicznych Świerszczem – tych niewielu, którzy go znali.
Czyli przez nikogo.

Otrząsnął się z zamyślenia dzięki wielkiemu buzdyganowi, który opadał ciężko na jego głowę.
Łowca uskoczył zwinnie i wyprowadził krótkie cięcie w szyję orka – atak tak masywną bronią wyprowadził go z równowagi i stwór aż się prosił by go zabić.

Pozostała dwójka przeciwników – widząc łatwość z jaką Kaldor zabił ich towarzysza, po prostu… no cóż.
Wystarczy rzec że w następnej chwili ich już nie było – zostawili po sobie jedynie upuszczoną broń i ślady prowadzące do lasu.

- To by było na tyle. – stwierdził łowca nie fatygując się by zapytać człowieka jak się czuje. Miał zamiar zrobić to co zawsze – odwrócić się na pięcie i odejść.
- Czekaj! – zawołała niedoszła ofiara napadu. Świerszcz westchnął i spojrzał na niego. Z upragnieniem czekał na dzień, kiedy nie będzie musiał wysłuchiwać „gozgonne dzięki ci za ratunek”. - Ci orkowie… skąd wiedziałeś?
- Byłem w okolicy. – stwierdził lakonicznie łowca.

Wtedy człowiek wyjął z kieszeni małą karteczkę i zaczął naprzemiennie czytać ją i patrzeć na Kaldora.
Czekając, łowca wpatrywał się swoimi szmaragdowo-zielonymi w liście przydrożnych drzew i czuł jak wiatr rozwiewa mu jego długie, czarne włosy.

Jak się nad tym chwilę zastanowił to doszedł do wniosku, że cały jest czarny – czarne buty, spodnie, zbroja, rękawice, włosy… brakowało tylko czarnej skóry!

Westchnął znowu czekając aż człowiek coś powie. Zaintrygował Kaldora – nie każdy po wybawieniu od bandytów zaczyna coś czytać. W międzyczasie schował swoją broń do pochew przy pasie – dwa miecze, jeden długi i jeden krótki… jedyne pamiątki po dwóch najdroższych mu osobach…

Zaczynał już się lekko denerwować, kiedy wreszcie człowiek przemówił.
- Świerszcz? Kaldor Darett? – Na to określenie Kaldor uniósł brwi i utkwił oczy w rozmówcy.
- Skąd to wiesz?
- Po prostu wiem…Eee… potrzebujemy cię.
- My? – zdziwienie Kaldora zaskoczyło jego samego. – Jacy my? I… do czego?
- Wielkie zło wisi w powietrzu, dobry panie. Jednak resztę wytłumaczy mój mistrz, jeśli raczysz ze mną pójść.

Znów się zaczynało. Znów poczuł to irytujące swędzenie w piersi. Bezczelnie nawiedzało go zawsze, gdy tylko czuł że osiągnął harmonię w życiu – że wreszcie może być szczęśliwy z takim zajęciem które robi.

Chęć przygody… Kaldor nie mógł się jej pozbyć, jakkolwiek się nie starał.
- Prowadź. – odparł po chwili łowca.

* * *

Czekali na czymś, co można było nazwać dziedzińcem. On, półelfka i dwójka mężczyzn.

Jednak gdyby to była trójka ogolonych krasnoludów, Kaldor czułby to samo – nic. Nie wiedział kim byli i w gruncie rzeczy mało go to obchodziło. Wolałby być sam. Jednak nie mógł, bowiem ktoś pomyślał że będzie zabawniej jeśli każde łowcy „zbratać” się z innymi w zadaniu… no właśnie, jakim?

Drzwi do wieży się otworzyły i weszli – cała czwórka. Ciemne pomieszczenie do jakiego trafili zupełnie nie odpowiadało łowcy przystosowanemu do krycia się pośród drzew. Na środku sali, nawet tak ciemnej jak ta, czuł się jak żywy cel. Brakowało mu tylko namalowanego „X” na piersi dla lepszego trafiania.

Zaś po minucie wrażenie się nie polepszyło ani trochę. A wręcz drastycznie pogorszyło, kiedy głos zabrała jedna z osób…

*Powiedzcie coś o sobie?! Czy on ma nas za idiotów?! Pomóc Zakonowi? I królowi Godrykowi? Ech… To chyba jakiś żart… Choć z drugiej strony nikt mnie nie zmuszał bym tu przychodził…*

Jak się okazało, pozostali podzielali jego pogląd, bowiem jedynie się przedstawili.

- Sharami, druidka. – zaczęła jedyna wśród nich kobieta i dodała po chwili. – Półelfka.

Kaldor prawie się zdziwił. Co też mogła tutaj robić druidka by „pomóc Zakonowi i królowi Godrykowi”?
Łowca spędził nieco czasu wśród druidów i wiedział że polityka i inne religie mało ich obchodziły – mieli swoje lasy o które dbały. Co ona tutaj robiła?

- Bailey, wojownik. – powiedział mężczyzna obok półelfki.

Wojownik… gdzież byli ci wszyscy wojownicy, kiedy orkowie palili i grabili bezbronnych? Kaldor nie mógł tego pojąć. Sensem życia wojowników powinna być ochrona słabszych, którzy sami siebie obronić nie mogli.
Gdzież więc byli, kiedy Kaldor odpowiadał na rozpaczliwe wołania o pomoc tak wielu na drogach?

Nagle łowca spostrzegł się, że wszystkie oczy są zwrócone na niego.
- Kaldor Darett. – powiedział szybko i zamilkł.

*Jeśli myślą, że bezmyślnie dodam „łowca” to chyba rzeczywiście powinienem stąd wyjść. To kim dla nich jestem wyjdzie prędzej czy później.*
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 15-05-2009 o 01:02.
Gettor jest offline