Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2009, 19:11   #2
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Stała w otwartym oknie. Alabastrowa cera mocno kontrastowała z czającą się za nią czernią nieba. Blask pełnego księżyca oświetlał ją niby poświatą anielską. Och! Jakże złudne to wrażenie było.
Patrzyła na zmięte łoże i leżącego w nim równie wymiętego mężczyznę.
- Nic z tego nie będzie. - Decyzja przyszła w pół zdrowaśki. Zaczęła szukać porozrzucanych po alkierzu części swojej garderoby. Odziała się szybko. Nagły pomruk ze strony posłania sprawił, że zadrżała.
- Nela? - mruczał, szukając jej ręką wokół siebie.
Nie miała wyjścia. Szybko położyła się obok niego. Westchnienie zadowolenia towarzyszyło mu gdy głowa jego odnalazła jej piersi i zaległa na nich z błogim wyrazem zadowolenia na twarzy. Czekała, wsłuchując się w jego oddech. W końcu, gdy już cierpnąć zaczęły jej wszystkie członki, zsunęła delikatnie jego głowę z siebie. Włożyła cicho buty i sięgnęła po leżący na stoliczku dokument. Krzyknęła zaskoczona, czując twardy ucisk na nadgarstku.
- A ty gdzie? - wycharczał tuż przy jej uchu.
- Ja... - głos jej zadrżał, nie była przygotowana. - Do siebie chciałam, jeszcze by nas kto tu zoczył...
- Nigdzie nie pójdziesz! - Groźbę wprowadził w czyn, rzucając ją na łóżko.

Szamotali się przez chwilę, on dużo silniejszy targał jej przyodziewek, ona drapieżnie broniła się czym umiała: pazurami i zębami. Wszystko to za mało. Czuła, że przegrywa. Wtedy wzrok jej padł na świecznik.

Pozwoliła mu zbliżyć się ku zwycięstwu. Rozsunęła uda, co on skwitował wrednym chichotem zdobywcy. Jeszcze chwila i jej palce złapały zimną podstawę, jego palce zaś rozdarły haftki dekoltu. Dopadł do niej dokładnie w tym samym momencie, w którym świecznik wiedziony jej ręką wylądował na jego skroni.

Celnie. Zbyt celnie.

Wysunęła się spod bezwładnego ciała.

- Bożesz ty mój, nie! - ogarnęło ją przerażenie. Potrząsnęła Janem. Nie zauważając ni drgnięcia, rzuciła się do ucieczki. Tuż przy drzwiach, zawróciła po papier.
Mogła bać się bycia zabójczynią, ale jeszcze bardziej bała się ujawnienia tego faktu.

**

Mikołaj patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem. Gdy skończyła opowieść, westchnął lekko słyszalnie.
- Musisz wyjechać z miasta. On ci nie daruje.

Poczuła jak łzy napływają pod powieki i nie chcą słuchać próśb, by się nie ujawniać.

- Wiem. Ale pomyślałam... Nie mógłbyś?
- Nie tym razem. Zostałem mianowany instygatorem. Nie mogę sobie pozwolić...
- Rozumiem...

Patrzyli na siebie w gęstniejącym kłębie niedomówień. W końcu ona spuściła wzrok, przygryzając wargę. On odwrócił się i usiadł przy biurku. Przez chwilę ciszę orały dźwięki skrzypiącego o papier pióra.

- Proszę. - Zapieczętował, nie martwiąc się tym, że nie pozwolił jej odkryć treści pisma.
- Dokąd? - zapytała cicho. Nie pierwszy to już raz przychodził jej w potrzebie.
- Dębno. - rzucił po chwili.

Znów mierzyli się wzrokiem. Nagłe wspomnienie przebiegło jej umysł...

Mikołaj gościł u nich ponownie. Tatko bardzo go szanowali. Mama zaśmiewała się do łez z krotochwil jego, Kornelia zaś... uwielbiała go. Z roku na rok nic się nie zmieniało. Najpierw był ukochanym wujciem, potem starszym bratem, którego nie miała, na koniec stał się źródłem pierwszego afektu, który w niej zakwitł. Miała już czternaście wiosen, a w jej głowie wciąż był tylko on.
Czyż dziwnym było, że po powrocie ze spaceru, po tak długim rozstaniu, dowiedziawszy się o wizycie ukochanego gościa,wparowała bez pukania do alkierza, który mu przyznano?
Zamarła w bezruchu, ściskając kurczowo klamkę. Zamarł i on wzbudzając tym niezadowolenie u Kaśki, która niedawno na służbę przyjęta została.
Wybiegła jak oparzona. Nie miał kto wytłumaczyć jej , że dziesięć lat różnicy to dużo, że mężczyzna musi, potrzebuje... Poczęła hodować w sobie nienawiść zrodzoną z niezawinionego odrzucenia.


Otrząsnęła się z wspomnienia nielubianego. Popatrzyła na niego tak jak powinna. Jak na przyjaciela rodziny. Druha wiernego jej ojca, poplecznika i wspomożyciela.

- Dziękuję – wzięła z pozorną pokorą pismo i już zbierała się do wyjścia, gdy nagle silne dłonie chwyciły ją w pół. Wciągnęła powietrze, nie wierząc, że w końcu jej marzenia się spełniły. Odwrócił ją w swoją stronę. Wstrzymała oddech. Patrzył jej prosto w oczy:
- Skończ z tym, zaklinam cię. Na pamięć twych rodzicieli... Proszę...

O mało nie udławiła się wydobywającym się z krtani śmiechem. O naiwności... A ona myślała..

- Dobrze wujciu drogi. Obiecuję poprawę... - rozczarowanie zamaskowała drwiną – tylko na tyle się zdobyła. Wciąż zbyt trudne to były rozgrywki.

**
Propozycja była zaskakująca jak żadna inna. Trochę już żyła na tym świecie, a od śmierci Hieronima niejedno wyzwanie przyszło jej podjąć. Bez skrupułów zaczęła negocjacje o cenę.

Usatysfakcjonowana, jęła wypytywać o drogę do „Pod Krzywym Rogiem”, starając się na razie nie przejmować skomplikowaniem zdania, którego się podjęła.

W karczmie nie zdradziła się najmniejszym ruchem, nic nie dała po sobie poznać. Wysłuchała ze spokojem całego wywodu tego, do znajomości którego nie wolno było jej się przyznawać.
Właściwie, cóż to za różnica. Nie wiedziała nic więcej niż jej przypadkowi towarzysze. Nie wnikała w ich intencje, nie chciała, by ktoś badał prowiniencję jej pobudek. Lustrowała wszystkich chłodnym wzrokiem, starając się wyciągnąć jak najwięcej wiadomości z pierwszego wrażenia jakie na niej wywarli.

Prawie nigdy się nie myliła...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline