Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2009, 21:04   #77
Lunar
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
[media]http://www.youtube.com/watch?v=nmzHRGoKca0[/media]

Siergie Bielyj

- Achh..! Opierasz się?! Opierasz?! Bardzo sprytnie.. O wiele jednak byłoby dla ciebie, gdybyś pozwolił mi się rozgościć! - Siergiej został wypędzony. Albo to wyrwało umysł Bielyja jego alter ego.

* * *


co to jest?

Wrak.
Był wrakiem, a sińce na ciele wypychane były neurosomatycznymi przeżyciami traumalnymi.

- K-k-k-k-kurwa.. - szepnął trzęsąc się z nieistniejącego chłodu. Wypluwając z siebie resztki.
To był przełom. To było.. Pojawia się nagłe pragnienie zaprzestania. Przestań. Przestań. Przestań! Mówił nieustannie jakby przez noc, podtrzymując strumień krwi dłonią.
- Nie mść-ćić. - ponownie szepnął wydając z siebie lekkie dźwięki, jakby nie chciał poruszać wszelkimi chrząstkami, które zmutowały mu delikatny głos w grube brzmienie mężczyzny. - Był cennym źródłem informacji. Kto wie ile szkód wyrządziłem. Ach.. - zamknął oczy wzdychając. - Dopadła mnie pycha Mistrzu. - pełnym wstydu wyrazem przechylił głowę na bok.
Leżał. Nie chciał wstawać. Zawsze nie chciał. Nie chciał wyjść z łona mamy. Nie chciał wychodzić ze swojej kobiety. Nie chciał wysuwać się z ciepłej kołderki. Wychodzenie jest bolesne. Kiedy coś cię popierdoli, czujesz jakbyś umarł. Zatem to co następuje dalej, to kolejne życie. Spacerujesz z rodziną, mały chłopczyku, wkraczasz bezmyślnie na ulicę. Krzyk. Kroki, bieg. Pisk gumy na asfalcie. Potężne szarpnięcie ściąga cię spowrotem na chodnik. Umarłeś. Ale przecież przeżyłeś. Warkot samochodu mknącego jak strzała przez ulicę uderzył twoje alter-ego "co-by-było", ja-pierdole.
Ból w brzuchu. Klucha w gardle, którą doznaje dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa i jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że to zaczątek popularnej choroby cywilizacyjnej, zwanej nerwicą. Jeszcze więcej oddaje się chorobie bardziej. Jeszcze więcej wstydzi się przyznawać. Jeszcze więcej nie idzie z tym do lekarza. Jeszcze więcej idzie z tym wtedy, kiedy jest już za późno. Jeszcze więcej udaje, że to nie choroba. Z takimi statystykami nasza populacja skazana jest na coś innego, niż utopienie się we własnych wymiocinach?
Kurwa.. to boli. Ścisk w gardle uniemożliwia przepływ powietrza, ale jednak czujesz lodowate powietrze. Powiedziałem lodowate? Tak. Lodowate jakby skóra była nawilżona płynem. Była. To prawda. Myśl racjonalnie! To cię ratuje! Siergiej był spocony jak nowonarodzone dziecko oblepione w warstwy śluzu. Jego własny oddech zadawał ból i dreszcz jego własnej skórze, która jeżyła się i drżała nienaturalnie jak galareta. Na samo brzmienie siebie i zdanie sprawy z własnej istnienia śmiertelnie pobladł. Jego lica lśniły inną odmianą potu. Tą matową, wyciskaną siłą strachu, niż słodkiego zmęczenia. Poliki stanowiły chropowate kształty, jakby wylanego, zastygłego wosku, który przyjął kształt jego twarzy kreując beznamiętne karykaturalne wariacje. Podczas niewyczuwalnych przełyków pod jego skórą gardła przesuwało się więcej chrząstek, niż jedno jabłko Adama. Setki wzniesień, ścięgien i gniazd zapewne robactw, które upodobały sobie niszę jego niemytej szyi.

* * *

rany boskie.. chłopie.

Wstał jednak pogodnym.
Coś go wyleczyło. Zrozumiał, że do lodowych kafli posadzki trzymały go łańcuchy złudzeń. Tak jak każdego odkrywcę, który boi się postawić stopę w nicość.
Wyprostował posturę. Chwilę przedtem wolał zdychać i mazać się odpędzając mistrza słowami "idź sam! posiedzę tu! nigdzie nie idę! nie jestem w stanie brać udziału!"
A tu psikus. Wstał i kiedy poczuł jak ciśnienie w jego głowie się stabilizuje, wyszedł z nowym, głębokim namysłem, na którego brzmienie wyjątkowo brzydko wykrzywił usta.

- Trzeba być jakimś zjebanym, żeby lubić kolor zielony.

Wstał. I zapomniał co go dotknęło. Poczuł łaskoczące uczucie ciepłego płynu drążącego drogę pod jego nosem i kapiacego kroplami z ust na podłogę.
Sieroża momentalnie szukał w marynarze chusteczek ręką, której jeszcze nie upaciał krwią. Przyłożył do nosa, przechylając głowę do tyłu. - Aaaachhh.. kurwa. - Kurwa. ~Kurwa. ? Kurwa ! wamać! No nie.. - Czy przekleństwa, czy błagania i modlitwy, nic nie przerywało uprzykrzającej konieczności posiadania cielesnego ciała.

To.. takie frustrujące.

Żal było mu nieprzytomnego oficera. Jeszcze z nim nie skończył. Być może biedak skrył się w głębi swej podświadomości. Może wkrótce wszystko samo wróci do normy, jak nakazuje nieugięta Rzeczywistość. Żal mu było. Szok antyeuforyczny, pokłady testosteronu. Gniew zastępowało powoli doznanie współczucia. "Syndrom Sztokholmski?" Śmiał się w duchu z samego siebie.
Wyszedł za Aureuliuszem trzymając się dłońmi równie chłodnej jak podłoga ściany.
- Spokojnie. Dam radę. Sam. - dyszał ciężko, łapiąc głębokie oddechy nosowo-ustne.
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 17-05-2009 o 08:01.
Lunar jest offline