Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2009, 23:17   #22
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Powolny rozkład społeczeństwa tylko przyspieszył…
…Mój mózg rozpaćkany na ścianie
Bezgłowy szczur wciąż piszczy…



Wciąż jestem. Wciąż żyje. To wszystko, co dzieje się poza domem, musi mieć jakiś sens. Nie wierzę w świat, który po prostu się zabija. Może tak właśnie kończy się ostatni akt?


Thimoty Payton

Mówi się, że czasami czas się dłuży. Że sekundy zmieniają się w godziny. Nieprawda. Życie zawsze przecieka nam przez palce równym tempem. Nieważne, czy siedzisz ósmą godzinę przed laptopem, czy właśni kilka pocisków przeleciało ci obok hełmu. Życie się kończy. Z każdą minutą, krótsze o 60 sekund.

- Kurwa! Jak myślisz, w jaki sposób wyjdę z rękami do góry?! Myślisz, że dlaczego mnie tu nieśli?! Mam połamane nogi, pierdoleńcu! Głos funkcjonariusza zza kosza był coraz bardziej przerażony. Facet bał się. Tacy popełniają błędy.
Thimoty nie odpowiadał.
Rwane wystrzały z pokoju obok. Krzyk bólu. Kolejne wystrzały.
- Dopadłem go! Trafiłem, skurwiela! Głos Małego. Chłopak poradził sobie z rozsmakowanym w krwi mordercą. Dawid znów zwyciężył Goliata.
Payton powoli wychylił się zza swojej kryjówki. Miał przed sobą łatwy cel. Jeden połamany mężczyzna, stary dziadyga, rozochocony młodziak, dogorywająca kobieta i uciekający z podkulonym ogonem psychol… a no i horda nieumarłych na zewnątrz.
Zwierzęcy ryk. Blisko, bardzo blisko.
Uchylone drzwi rozwarły się z hukiem. Biali.
Pierwszy rozchylił przegnitę szczęki, wydobywając z siebie przeciągły skowyt.


Długa seria rozorała twarz. Szary mózg, z kawałkami czaszki przyozdobił drewniane wrota. Ciało ciężko opadło na posadzkę.
Do środka wpadła mała dziewczynka. Długie blond włosy ledwo trzymały się na skalpie zwisającym z głowy. Funkcjonariusz zareagował natychmiast. Trup zatoczył się i wylądował na ziemi. Kolejne dwa potwory padły na progu.
Kałuża rdzawej posoki powiększała się.
Pusty magazynek uderzył o podłogę.
- Mały! Bierz Leslie i zwiewaj! Osłaniam! A my tu zginiemy razem, żołnierzyku!
Dźwięk przeładowywanej broni.
Znów bestia wpadła do środka. Kikuty rąk szeroko rozpostarte, rozgarniały powietrze.
- KURWA!
Biały rzucił się na ładującego karabin policjanta. Szamotanina. Ostrze zęby kłapały w powietrzu, zatrzymywane kolbą karabinu. Kilka wystrzałów, oddanych tuż obok Paytona. Biały wygiął się i stoczył się z funkcjonariusza. Bez czucia.
Timothy spojrzał w lewo. W drzwiach, prowadzących do wnętrza biblioteki stał umorusany chłopak, trzymając w obu dłoniach pistolety, jedną ręką strzelając na ślepo do otwartych wrót, a drugą celując w jego głowę. Jednak nie jest taki cienki.
Żołnierza przebiegł dreszcz.
Ma mnie. Dopadł mnie. A Alex? Nie mogę tutaj skończyć. Nie teraz.
A może wcale o tym nie myślał. Może głowa była pusta, gdy oczy wpatrywały się w lufę i palec na spuście.
Młodziak wbijał w niego obojętny wzrok. Usta powoli cedziły słowa.
- Pomóż mi. Pomóż mi, a nic nikomu się nie stanie. W drugim pokoju jest policjantka. Ranna. Nie pozwól się jej wykrwawić. Ja spróbuje zabarykadować drzwi.
Znów odezwał się karabin drugiego funkcjonariusza.
- Idą! Idzie reszta! Dużo więcej!
Tim powoli kiwnął głową.
Mały odwrócił się i pobiegł w stronę głównego wejścia.
Pieprzony idealista. Tacy szybko giną.


Pat Craven

Kulę się na ziemi, kołysając się raz w jedną, raz w drugą stronę. Jak małe wahadełko. I tu i tam i tu i tam. Pistolet leży przede mną. Wypalić sobie w głowę. Trzy razy. Przeżyłbym. Zawsze żyje. I tu i tam i tu i tam.
Rana na piersi nie przestaje krwawić. Kula jest we mnie. Czuję ją. Jestem cięższy. Wkładam w nią palec. Przekręcam. Boli. Nie powinno. Nie mnie. Podnoszę broń. W kucki pełznę do przodu. WSZYSTKICHICHKURWAPOZABIJAM!

Cichy chichot.


Kaspar Schmeling

Klapa z jękiem zawarła się nad głową Niemca. Światło latarki wyciągało z ciemności poskręcane kształty.
Skrzypiące schody, jeden za drugim prowadziły coraz głębiej. Wąskie korytarze, jeden za drugim prowadziły coraz dalej.
Maszynownia. Duże pomieszczenie, przedstawiało się dosyć upiornie ogarniane światłem latarki. W rogu stał duży generator prądu, który wyglądał na wyłączony kilkoma mocniejszymi uderzeniami. Ostatni mechanik musiał być strasznie nerwowym facetem. Albo mieć zły dzień. Albo to i to.
Schmeling dostrzegł na ścianie rozbitą pociskiem kamerę. Najlepiej zabrać się stąd, jak najszybciej.
Przechodząc Kaspar kopnął mały, metalowy przedmiot. Ten odbił się od metalowej płyty z cichym jękiem. Niemiec wzdrygnął się. Cichy odgłos tutaj był doprawdy przerażający. Zaświecił sobie pod nogi.
Krew.
Dużo krwi.
Ciche westchnienie.
Serce chcę wyskoczyć z piersi.
Schmeling odwrócił się, wyszarpując pistolet. Nie był tu sam. Światło latarki wyciągnęło z ciemności kształt mężczyzny. Leżał w kącie, płytko oddychając. Zalany krwią. Z brzucha wystawał kawał gazrurki.
Nie wyglądał na jednego z nich.
Wtedy Kaspar już by nie żył. Kilka kroków w jego stronę.
Nieznajomy ubrany był w kombinezon roboczy, teraz cały poszarpany. Opuchlizna dopadła całą jego twarz. Na oko miał z 30 lat.
Ktoś go nieźle urządził.
- Ciii… Ci, którzy to Ci zrobili… Oni dalej tu są? Głos Niemca brzmiał nienaturalnie. Nuta strachu.
Mężczyzna przechylił twarz w jego stronę. Z trudem wyciągnął rękę.
- Nie zostawiaj mnie…
Na górze rozległa się stłumiona kanonada.


sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata sen wariata
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 16-05-2009 o 23:59.
Lost jest offline