Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2009, 15:59   #3
Zaelis
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Klatka działała mu na nerwy.
Nawykły do niekończących się stepów i tysiącach hektarów puszcz czuł się w mieście osaczony. Jego czuły węch szarpały co róż nowe wonie, uniemożliwiając mu ulubiony sposób tropienia. W dodatku jego ofiara zaszyła się w najbrudniejszej części, gdzie pełno jemu podobnych szumowin. Wszystko to działało Łowcy na nerwy, jego krew buzowała gniewnie w żyłach. Spacerował przez kilka godzin po ulicach wchłaniając nowe wonie, starając się wyłapać tą jedną, jedyną..niestety – bezskutecznie.
Najbardziej jednak byli Ci irytujący złodzieje, za wszelką cenę próbujący odebrać mu jego i tak skromny dobytek. Wpierw go to bawiło, ale kiedy złamał rękę już szóstemu rabusiowi od przybycia był coraz bardziej zdenerwowany, musiał się powstrzymać by nie sięgnąć po miecz i nie odrąbać kończyny. Na razie trzeba być cywilizowanym i nie rozlewać zbytnio krwi.

Na razie.

Sigil, z każdą chwilą działało mu na nerwy, jego krew buzowała. Każde nazwanie go trepem, niemal momentalnie powodowało złe lśnienie oczu i odsłonięcie kłów, skrywanych przez wargi, choć i to powodowało kolejne napady śmiechu. Każda minuta spędzona w Sigil była udręką, ale nie o to wszak chodzi. Chodzi o odnalezienie złodzieja, odrąbanie jego łba od ciała i zostawienie. W końcu jednak, znużony poddał się. Poszukać go wszak może jutro, nie zdąży daleko uciec. Udał się zatem do karczmy. Ta, którą pilnowały dwa trolle ominął szerokim łukiem, jego wrażliwe powonienie już było torturowane w tym obrzydliwym miejscu, zapach trolli mógł to tylko pogorszyć. Tak też udał się do „Płonącego Człowieka”, gdzie ze zdziwieniem ujrzał żywiołaka. Uśmiechnął się szyderczo, widząc jak istota miota się w swoim więzieniu, swojej własnej małej klatce, wewnątrz olbrzymiej klatki. Wspaniała ironia losu, doprawdy.

Zamówił miód, a przynajmniej coś co tu uchodziło za ten trunek i sączył go, wsłuchując się nadal w to co się dzieje. Wtem, w jego nos wpadł inny zapach. Mokre futro, piżmo..jego krew zagotowała się znowu, uśmiechnięte usta ukazały na chwilę kły, zaś włosy na całym ciele stanęły dęba. Wilkołak. Kiedy podszedł do niego skinął mu głową, starając się zachować opanowanie. Obserwował sylwetkę likantropa, analizował sposób w jaki się porusza, w jaki trzyma broń. Widział, że gdyby przyszło do starcia mógłby mieć z nim problem, choć uważał że dałby jednak radę. Ale nie o samą walkę wszak chodziło. Kiedy usłyszał gardłowe dźwięki uśmiechnął się lekko i skinął zapraszając głową, wskazując ręką wolne krzesło naprzeciw.
-Astiroth wita syna księżyca. Z chęcią wysłucha co wilczy brat ma do powiedzenia. Astritoh kocha dobre historie. – wypowiedział, ostrożnie artykułując słowa, jednak, nie mógł się powstrzymać od swej zwyczajowej gierki jaką prowadził z nowo poznanymi osobami. Uwielbiał zmieniając się mimikę twarzy, to zdziwienie ustępujące miejsca oburzeniu. Chciał też zobaczyć, czy nieznajomy mu wilkołak odgadnie, że shifter jedynie się z niego naigrywa z tym rodzajem mowy.
Wilkołak wyszczerzył cały garnitur swoich kłów przysiadając się do stolika.-Jestem Kieł i wierz mi, mam bardzo dobrą historię dla krewniaka. Widzisz tego żywiołaka?- pytanie albo było retoryczne, albo poza idioty zmyliła likantropa.

-Astiroth widzi ducha płomieni. Co z nim nie tak? – rzucił, zamierzając kontynuować farsę. Cóż, jeżeli jego „kuzyn” nie zdołał złapać że w tym momencie jest to tylko gra aktorska, świadczy jedynie o jego głupocie, a w naturze nie ma miejsca dla istot słabych i głupich.

-Pewnie wszystko jest tak, ale to tylko namiastka czegoś, co było maskotką tego miejsca wieki temu. Wiesz jak się nazywa ta karczma?- kolejne retoryczne pytanie.

-Astiroth nie jest głupi, wie że karczma nazywała się „Pod Płonącym Człowiekiem”. Kuzyn przejdzie do..powie co trzeba, a nie śmiać się z Astiroth. – warknął zirytowany, lekko mrużąc przy tym oczy. Pyszałkowatość i próba pokazania wyższości jednak działała mu na nerwy.
- Astiroth nie głupi, ale też nie stąd. Nie przesiąkłeś zapachem Sigil. Nie wszyscy przejmują się nazwą miejsca, w którym piją. Ale masz rację, to "Pod Gorejącym Człekiem". Nazwa wzięła się od pewnego czarodzieja żyjącego całe wieki temu. Nazywał się Ignus i poświęcił całe swoje życie zgłębianiu tajników magii ognia. Był potężny, bardzo potężny. Znacznie silniejszy niż dzisiejsi czarodzieje, którzy nie mogliby stawić mu czoła. Potrafił tworzyć ogniste kule, sprowadzać deszcz pożogi, spopielać ludzi samym spojrzeniem. O tak, był potężny.
I był też szalony. Pewnego dnia jego szaleństwo kazało mu spalić cały Ul. Całą tą dzielnicę. I wiesz co? udało mu się spalić do gołej ziemi jeden dystrykt zanim go powstrzymano. Potrzeba było do tego wszystkich czarodziei z Ula, ale się udało. Wiesz jak?


-Koniec farsy, kuzynie - powiedział Astiroth uśmiechając się od ucha do ucha - A teraz kontynuuj, jestem ciekaw jak historia się zakończyła. - powiedział już w swej zwyczajowej metodzie, porzucając maskę idioty. Jego twarz momentalnie nabrała o wiele bystrzejszego wyrazu, dorównując temu samemu poziomowi inteligencji jaki widać w oczach.

Pysk wilkołaka rozszerzył się w jednym z najstraszniejszych uśmiechów jakie widział w swoim życiu shifter.-Otworzyli w nim portal do planu ognia. Wyobrażasz sobie coś takiego? Żywe przejście do miejsca w którym nieustannie szaleje pożoga- nic tylko ogień i ogień i żar. To go dopiero powstrzymało.
Kieł przerwał na chwilę i wydawało się, że to już koniec historii. Lecz to nie była prawda- Powstrzymało, ale nie zabiło. Ignus żył, człowiek który nieustannie płonął, jego ciało się stopiło, mięso upiekło, krew wyparowała. Ale on wciąż żył. Bez ruchu, bez słowa, trwał trzymając się siłą woli życia. Taki był potężny. Magowie umieścili go w tym miejscu- wskazał palcem na żywiołaka ognia.-Był wizytówką tej tawerny i od niego wzięła swoją nazwę. Zniknął całe dziesięciolecia później. Legenda głosi, że ktoś przywrócił mu zmysły, a Ignus z wdzięczności ruszył za nim. Dobra historia krewniaku?


-Bardzo dobra, kuzynie. Ciekawa i zajmująca. Dzięki Ci za podzielenie się wiedzą o niej ze mną. - rzucił spokojnie dopijając znajdujący się w kuflu miód. - Ale dlaczego mi ją opowiedziałeś?
-Bo w Ulu otwiera się jej nowy rozdział krewniaku. Chcesz posłuchać?



-Zamieniam się w słuch, kuzynie,


-Na Placu Szmaciarzy istnieje arena walk- zaczął mówić przyciszonym głosem, jakby to była tajemnica.-Miecze, topory, włócznie, kły, czary. Lubisz walkę prawda krewniaku?

-To chyba oczywiste, czyż nie? Jestem łowcą, szukam walki i poluję na wartościowych przeciwników, choć zdarzają się oni rzadko. Kontynuuj.


-Klatkowicze też lubią dobrą walkę. Dlatego arena cieszy się popularnością ludu, ale urzędnicy nie pozwalają na taki przelew krwi. Dlatego arena jest tajna, a zabijanie jest na niej oficjalnie zabronione – rzucił wilkołak i zamilkł, a po chwili kontynuował
-Cztery lata temu pojawił się nowy gladiator, sprowadzony przez maga. Bardzo groźny gladiator...
Nazywa się Infernus i jest człowiekiem pochłoniętym przez płomienie. Mieszkańcy Ula, którzy pamiętają dawne legendy widzą w nim reinkarnację Ignusa. Jest tak samo szalony, tak samo ukochał ogień i tak samo lubi cierpienie. Dzierży ostrze po którym pełgają płomienie, lecz nie jest to magia ostrza. To żar jego ciała. Klatkowicze boją się, że w końcu spróbuje spalić Ul, co nie udało mu się we wcześniejszym wcieleniu.
- Świecące ślepia wlepione były oczekująco w Astirotha.

-Mam się go pozbyć?- zapytał mrużąc delikatnie oczy. Czuł, że jego ciało reaguje z podnieceniem na możliwość walki, czuł, że włosy powoli się unoszą. Tak, dreszcz emocji towarzyszący przed każdą walką był jednym z jego ulubionych uczuć. Zdziwił się natomiast gdy wilkołak się roześmiał. Cały trząsł się z wesołości, co nie podobało się parze Kolczastych Diabłów siedzących dwa stoliki dalej. Oba syknęły ostrzegawczo i dopiero to uciszyło Kła.
-To byłoby piękne krewniaku i wielu byłoby ci za to wdzięcznych. Ale Infernus pokonał już dziesiątki przeciwników, a kilku przez wypadek... zabił. Myślisz, że byłbyś w stanie pokonać ognisty żywioł?
-Nie wiem, Kuzynie. Niemniej byłoby to nadwyraz interesując. Co Ty proponujesz?
-Jeśli czujesz się na siłach, mogę powiedzieć ci gdzie znajduje się arena- likantrop znowu ściszył głos.
-Mów – odpowiedział krótko wbijając palce w drewno.
-Twój zapach mówi o tobie prawdę. Jesteś wojownikiem, od razu to wyczułem.
Arena znajduje się na Placu Szmaciarzy, to częściowa prawda. Ale żeby się do niej dostać musisz znaleźć zniszczony, przeżarty przez rdzę silos pamiętający jeszcze czasy zanim w tamtym dystrykcie otworzył się portal prowadzący w sam środek bitwy między diabłami a demonami. W tym silosie jest ogromna dziura. Jeśli przejdziesz przez nią trzymając w ręku jakiś śmieć: szmatę, złamany nóż, cokolwiek takiego, to otworzy się portal prowadzący do PodSigil. Tam wystarczy że spytasz kogoś o małą klatkę, a na pewno wskaże ci drogę.

-Zrozumiałem. Dzięki Ci, Kuzynie – rzucił z uśmiechem, malującym się na twarzy, ukazującym kły wyrastające z szczęk. Choć nie jest on tak imponujący jak ten jego rozmówcy, to jednak tworzył niewątpliwie dziwny widok.
-Jeśli go pokonasz, zabierz ze sobą trochę jego krwi. Udaj się z nią sto metrów na iglicę od areny. Jest tam ślepa, zawalona gruzem uliczka uliczka. Jeśli przejdziesz przez nią z tą krwią, przeniesie cię na dziedziniec budynku w którym będą czekać ludzie, którzy gotowi są wynagrodzić ci trud. – rzucił likantrop, wpatrując się błyszczącymi oczami w shiftera.
-Hm. Niech i tak będzie. – zakończył rozmowę i wstał, w tym samym czasie co wilkołak. Uścisnął jego przedramię i obserwował jak bestia wychodzi. Miał ochotę wyć z radości, jednak jeszcze nie czas na to. Ruszył do karczmarza, gdzie wynajął pokój, by przespać się przez kilka godzin.

O świcie wyruszył kierując się wspomnianego w rozmowie placu.
 
Zaelis jest offline