Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2009, 23:44   #7
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Tętent kopyt oddalającego się zleceniodawcy wciąż jeszcze odbijał się głośnym dudnieniem w jej głowie. Nie może tak być? Zlecenie jasne, a jakże, ale bez wspomożenia żadnego? Ni podpowiedzi, ni wskazania na kogokolwiek. Jak, nie znając obu, najwyraźniej zalazłych za skórę komuś, kto do wynajęcia ich się posunąć raczył, wypełnić zadanie im przyjdzie?
Spojrzała uważnie, bez trwogi, na kompaniję swoją. Pierwszy raz przyszło jej działać nie w samojeden, pierwszy raz zawierzyć musiała nieznanym personom, pierwszy raz los swój złożyć jej przyszło w ręce innych. Nieomalże wzdrygnęła ją myśl o tem. Jakże niemiła jej była ta sytuacja. Lecz wiedziała dobrze, że tylko do chwili gdy znajdzie w niej coś intrygującego, coś, co wniwecz obróci jej wahania i obiekcyje.
Przygryzła więc wargę. Westchnęła pełną piersią. Spojrzała jeszcze raz. Pełniej. Duszą i sercem.
To coś siedziało nieopodal. Ledwie powstrzymała się, by nie jęknąć, pobudzona nagłym atakiem niejasnego wspomnienia.
Ta twarz... ten uśmiech nieznaczny... Azaliż on by to był?

Niedługo wypłakiwała niebieskość oczu swoich. Urażona duma, serce zranione strzałą amora, a na okrasę buńczucznośc i charakterność niespotykana. Decyzja nie zajęła jej wiele ojczenaszów. W świetlicy trwała uczta jakiej od dawien dawna dwór ten nie pamiętał. Wślizgnęła się wśród biesiadników zamroczonych trunkami przednimi. Dla fantazji większej nalała sobie kielich węgrzyna. I jeszcze... I jeszcze.. I jeszcze... Kiedy poczuła się już należycie przygotowana do planu zrodzonego w jej szalonej głowie, jęła upatrywać narzędzia swej zemsty. Błękitność jej ócz zmętnionych padła na rosłego mężczyznę, którego zwyczajnie „kozakiem” nazywano. Błysnęła rządkiem zębów, przechyliła główkę... Oczy jego głębokie niczym studnia przepastna, zastygły na jej postaci. Odczekała chwilę, wstała ociągając się i żegnać z ucztującymi poczęła. Dała mu wiele czasu, bardzo wiele.
Był tam. Stał, wspierając plecy o ścianę. Czekał. Podeszła do niego powoli, niespiesznie, wpatrując się w twarz jego. Trunek buszujący w jej ciele popędzał, zniewalał, gasił wstyd. Zamykając oczy, zarzuciła mu ręce na szyję. On ochoczo poderwał ją i uniósł, wciąż wpatrując się w jej kraśniejące lica.
Ułożył ja na posłaniu delikatnie, przykrył, a na koniec pogładził po policzku. Spod zamykających się, przygwożdżonych nagłym ciężarem niemocy, powiek, śledziła półprzytomnie jego ruchy. Zasnęła, chyba tuż zaraz po tym jak skrzywił się w paroksyzmie bólu. A może najpierw zasnęła, a potem się skrzywił?

Andriej.. Andrzej... Najwierniejszy z wiernych. Ten, który nie poddał się jej kaprysowi, nie skorzystał z okazji.


To było tak dawno temu, a jednak wspomnienie ożywiało tak wiele....

Zdecydowała się w końcu przerwać ciszę.

- Zaiste ciekawe, że powiedziano nam , kto wygrać nie może, a nie powiedziano kto powinien.. Czy to nie łatwiejsze byłoby?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline