Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2009, 20:29   #6
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Portal jaśniał srebrnym owalem, unosząc się kilka cali nad piękną posadzką w Hali Wiedzy. Gdzieś w jego głębi, przez srebro powierzchni przebijały jakieś poruszające się humanoidalne sylwetki i szaro-bure tło świata po drugiej stronie. Spojrzał po raz ostatni na promienie słoneczne, przebijające się przez rżnięty z wodnego kryształu sufit budynku. Tam dokąd się wybierał, ponoć nie było Słońca. Wreszcie przeszedł przez portal, by znaleźć się w nieznanym.


W nozdrza uderzył go niesamowity fetor, a oczy osłonił rękawem, bo powietrze było wypełnione tak dużą ilością pyłów i dymu, że po policzkach spłynęło mu kilka łez, wyciśniętych przez gryzący smog. Nabrał w płuca powietrza i zakrztusił się, przyzwyczajone do krystalicznie czystego powietrza Miasta Pieśni narządy, powoli przystosowały się do nowych, ekstremalnych warunków. Po chwili odjął dłoń od twarzy i rozejrzał się wokół.

Widoczność była ograniczona do kilkunastu metrów, w dalszej odległości wszystko było spowite szarawą mgłą. Podłoże przypominało litą skałę, a gdzieniegdzie przez wąskie szczelinki wyrastało z niego dziwne czarno - listne kolczaste pnącze. Wszystko wydawało się eladrinowi dziwne, tak jak mówili mu Mędrcy Miasto Drzwi zbudowane było we wnętrzu pierścienia lub kuli, tego akurat nie byli pewni, także z każdym krokiem wydawało mu się, że idzie pod górę. Grawitacja za to działała normalnie… i chwała bogom.

Erevan zadziwił się tłokiem jaki panował na ulicach. Chodniki i uliczki wypełnione były po brzegi wędrującymi przechodniami. Tłum składał się chyba z każdej rasy znanej bogom, ludzie pędzący gdzieś, dostojnie chodzące elfy i jego pobratymcy, dumnie kroczące krasnoludy, kilku potężnych goliatów, żywiołaki, genasi, dużo było diabelstw i innych demonicznych przedstawicieli. Słowem wielorasowy, różnokolorowy i składający się z przedstawicieli najdziwniejszych nawet profesji tłum. A on od kilku chwil był jego częścią.

Nikt nawet się nie zdziwił nagłym jego pojawienie, tylko jakiś kulawy pies, leżący w brudnej uliczce podniósł głowę, by po chwili położyć ją z powrotem na łapach i na powrót zamknąć oczy. Najwyraźniej takie sytuacje były tu na porządku dziennym.


Nikt nie zdziwił się pojawieniem wysokiego i szczupłego eladrina, biało – szare włosy opadały mu do ramion, a niebieskie niczym błękit nieba oczy omiatały czujnie okolicę. Ubrany był w ciemno – zielony kaftan i takież same spodnie. Odzienie wykończone było haftowanymi złotymi nićmi symbolami Corellona – Słońca i Obrońy, Pana Miecza. Za ochronę służyła mu skórzana zbroja, której elastyczność i lekkość zdradzały piękną eladrińską robotę. Ciężki płaszcz z szerokim kapturem, teraz jednak zdjętym dopełniał reszty ubioru.

Prosta ale funkcjonalna rękojeść miecza, wystawała ze skórzanej pochwy. Jedyną ozdobą tej broni była czapla wytrawiona na tworzywie rękojeści. Kilka małych sakw i sakiewka sąsiadowały przy pasie z mieczem.

W zasadzie nie wiedział dokąd ma pójść. To miejsce było dla niego całkiem obce, a slaad, którego miał wyśledzić i odzyskać Oko, mógł być wszędzie. Nie miał zamiaru otwarcie o niego rozpytywać, mogłoby to zdemaskować jego misję i już nigdy nie odnalazłby uciekającego między planami demona. Musiał znaleźć miejsce, gdzie bez zwracania na siebie uwagi zorientuje się w mieście i będzie mógł rozpocząć poszukiwania.

Ruszył przed siebie, nie bacząc na kierunek…. W końcu i tak nie wiedział gdzie ma pójść.

Fetor nie ustawał, a miejscami, gdy mijał kolejne wąskie zaułki, wypełnione piętrzącymi się górami odpadków jego intensywność się zwiększała. Widoczność też nie była najlepsza… kiedy stanął przed ogromnym budynkiem, strzelającym w „górę” niezliczoną ilością kominów i szybów wentylacyjnych, chyba znalazł odpowiedź na zanieczyszczenie powietrza. To coś przed czym stał i zadzierał głowę było monumentalną manufakturą, równie monumentalnie zanieczyszczającą powietrze.

Na placu przed budynkiem biegało kilka Ostrzaków… Erevan nie spotkał jeszcze osobiście żadnego przedstawiciela tej rasy, dlatego też przystanął na chwilę przyglądając się ich poczynaniom.

Nagle jeden z nich podbiegł do niego, obwieszony był torbami i różnymi paczuszkami:

- Witaj nieznajomy, doskonałe brzytwy i gwoździe oferuję, prosto z Wielkiej Zbrojowni – wskazywał na dymiący kominami budynek za sobą – okazja panie! Tylko pięć miedziaków za pudełeczko… pierwsza jakość dostojny eladrinie.

- Nie chcę gwoździ, ostrzaku. Mam za to inną propozycję – wyciągnął z mieszka srebrną monetę – jestem tu nowy. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie mam iść i co robić. Nie wiem nawet gdzie jestem dokładnie, a chciałbym znaleźć miejsce, gdzie można by odpocząć nie dusząc się dymem. Nie znasz może takiego miejsca?

- A Pierwszak!!! – zaśmiał się kupiec – Że też od razu nie poznałem… W Niższą Dzielnicę rzuciły was panie plany. W dumę i podporę Sigil, wielką manufakturę, tylko tu robi się takie gwoździe jak nasze, nie zechcesz panie może jednak kupić? – umilkł pod zrezygnowanym spojrzeniem Erevana. – Odpowiednim miejscem dla was może być Sztylet i Firkin, dość spory zajazd. Wystarczy iść około trzysta metrów prosto, a potem skręcić w szeroką uliczkę w prawo… - oczy Ostrzaka, cały czas wbite były w srebrną monetę.

- Dzięki za pomoc – eladrin rzucił mu monetę i uprzedzając pytanie kupca powiedział – i na pewno nie chcę kupić tych gwoździ.




Wskazane przez sprzedawcę miejsce było idealne, Eveningfall nie mógł się nadziwić, że wśród tych walących się budynków i ruin, manufaktur i kominów może istnieć takie miejsce. Pełne zieleni, światła i czystego powietrza. Wśród gości przeważały elfy, eladrini, zauważył także kilku briaurów i dev.

Zamówił sobie skromny i lekki posiłek, uzupełniony karafką dobrego wina. Nie było także problemu z zarezerwowaniem pokoju na noc.

-Potrzebuję pomocy. Czy może mi pan pomóc? – dźwięczny i melodyjny głos wyrwał go z zamyślenia. Podniósł oczy i ujrzał kobietę z jego rasy, wyjątkowo piękną, choć kobiety eladrinów zawsze były smukłe i emanujące wręcz urodą, to jednak ona była naprawdę zjawiskowa.



Erevan wstał od stołu i przywitał się:

- Jeśli tylko będę w stanie pomóc, Pani, to chętnie oferuję pomoc. Nazywam się Erevan.

- A ja Miranda. Wygląda pan na kogoś silnego. Jest pan najemnikiem, żołnierzem?

- Raczej strażnikiem, obrońcą, pani. W czym mogę Ci pomóc, sam wprawdzie w Sigil jestem nie długo, ale jeśli będę w stanie z chęcią pomogę. Co Cię sprowadza do tej niegościnnej krainy Mirando?

-Cóż... ja tu mieszkam- odparła jakby trochę zmieszana.- To znaczy nie do końca w tej Dzielnicy, ale w Klatce. A jeśli naprawdę jest pan strażnikiem to zsyłają mi pana niebiosa.

- Dlaczego jeśli można wiedzieć? Cóż Cię kłopocze, moja droga? Usiądź Pani i porozmawiajmy, przy tym szlachetnym trunku. - odsunął jej krzesło i wskazał na czerwone wino, stojące w kryształowej karafce.

Kobieta faktycznie usiadła i z wdzięcznością przyjęła proponowane wino. Upiła jego łyk próbując się jakoś pozbierać i zabrać do składnego przedstawienia swojego problemu.
- Nie bój się moja droga, nic tu nie grozi, mów co Cię trapi.

-Otóż to nie ja sama mam problem, tylko moja siostra: Annalise. Zakochała się w chłopaku z Ula i nie chciała słuchać żadnych argumentów, że zamieszkanie z nim to głupota. I w końcu wylądowała tak nisko, jak to tylko możliwe w Sigil: na Placu Szmaciarzy. Pewnie straciłabym z nią kontakt na zawsze, gdyby nie rodowa pamiątka.- Miranda położyła dłoń na swoim naszyjniku.- Moja siostra ma taki sam. Pozwala on kontaktować się na wielkie odległości, więc wiedziałam co się z nią dzieje. Aż do niedawna.Ukochany Annalise umarł, został zabity przez bandytów z Placu. To było trzy dni, zapłakana siostra opowiedziała mi o tym i od tamtego dnia kontakt się urwał. Nie odpowiada na moje wołania... bardzo się o nią boję.

- Możesz mi coś więcej opowiedzieć o tym miejscu - Placu Szmaciarzy? I o mężczyźnie twojej siostry? Czym się ostatnio zajmowała? Potrzebuję więcej informacji Mirando, poprosiłbym Cię byś mi towarzyszyła, bo łatwiej rozpoznałabyś siostrę, ale to może być zbyt niebezpieczne.
Eladrinka powoli się uspokajała. Najwyraźniej Erevan miał na nią kojący wpływ.

- Plac Szmaciarzy to najgorszy dystrykt najgorszej Dzielnicy w Sigil- słowa te zabrzmiały w ustach kobiety jak najgorsze przekleństwo.- Góry śmieci, ruin i ochłapów. Podobno dawno temu była to normalna część miasta, ale otworzył się w niej portal przez który przeszły demony i diabły, zaraz zabierając się do kolejnej bitwy w swojej Wojnie Krwi. A mężczyzna mojej siostry... nazywał się Tom i był skurlem bez miedziaka przy duszy. Ale moja siostra jakoś go spotkała, zakochała i... przepadła. Porzuciła wszystko, byle tylko z nim być. A na Placu Szmaciarzy nie można prowadzić normalnego życia. Tam się walczy o przetrwanie...
- Rozumiem, że próby kontaktu przez bliźniacze naszyjniki nie przynoszą rezultatu. To nie musi oznaczać najgorszego Mirando, istnieje wiele sposobów na zagłuszanie ich działania. Wyruszę tam natychmiast, życzysz sobie iść ze mną? Postaram się zapewnić Ci maksimum bezpieczeństwa, ale zrozumiem jeśli nie będziesz chciała pójść.

Eladrinka spuściła zawstydzona głowę.- Boję się. Plac to niebezpieczne miejsce, a pan nie upilnuje przecież dwóch bezbronnych kobiet.

Miranda umilkła na chwilę.- Moja siostra wygląda bardzo podobnie do mnie, ale ma czarne włosy. Poza tym wyglądamy jak bliźniaczki. Wszyscy nasi znajomi tak mówili kiedy jeszcze byłyśmy razem. Błagam, niech ją pan odnajdzie. Odwdzięczę się najlepiej jak mogę.

- Z chęcią Ci pomogę Mirando, rozumiem też, dlaczego nie chcesz pójść. Pójdę na ten plac jeszcze dziś. Może umówmy się, że spotkamy się tutaj jutro wieczorem? Może do tej pory uda mi się coś ustalić.

- Dobrze i dziękuję z góry za pomoc. Niech Lartehian kieruje twoimi krokami.

Po tych słowach posłała szermierzowi ciepły uśmiech i ruszyła w stronę wyjścia kołysząc zmysłowo biodrami, choć robiła to zupełnie bezwiednie.

„Piękna kobieta” – pomyślał Erevan dopijając wino. „W zasadzie i tak nie znam miasta, nie wiem gdzie zacząć poszukiwania tego złodziejskiego demonicznego ścierwa… może sam wpadnie mi w ręce… w każdym razie nic nie stoi na przeszkodzie bym jej pomógł.”



Dotarł na Plac Szmaciarzy prawie bezbłędnie, kierując się wskazówkami Mirandy. Smród i fetor były nie do zniesienia, a Erevan zastanawiał się jak można żyć w takim plugastwie i zanieczyszczeniu. Uliczki przypominały wręcz tunele, wypełnione odpadkami i śmieciami, a na każdym kroku można było spotkać żebraków. Eladrin zarzucił kaptur płaszcza na głowę, a miecz delikatnie poluzował w pochwie, tak by mógł go błyskawicznie dobyć. Miał zamiar najpierw rozejrzeć się w tym labiryncie śmieci i tego co pozostało z dawnych uliczek. Jeśli to by nie pomogło to chciał rozpytać o siostrę Mirandy jakichś stałych bywalców, ewentualnie o jej zabitego męża.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 23-05-2009 o 07:51.
merill jest offline