Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2009, 22:44   #7
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Mieszkańcy Ula nie słynęli ze swojej chęci niesienia pomocy, no chyba że ktoś chciał umrzeć, albo szybko pozbyć się pieniędzy. Drow nie chciał ani jednego, ani drugiego, więc jego starania i próby szły jak po grudzie.
Po pierwsze na Nocnym Rynku było sporo diabelstw: kobiet, mężczyzn, młodszych i starszych, ale żadne nie nosiło zaginionych fantów. Nie powinno to nikogo dziwić, diabelstwa słyną ze swojej przebiegłości, ale drowy zwykły nie doceniać wszystkiego, co samo nie było drowem.
Podsłuchiwanie rozmów było już kompletnie chybione- Mizzrym słyszał głównie o biedzie, smrodzie i o pogarszającej się jakości jedzenia u Alishy. Na pewno jednak nie usłyszał choćby jednego zdania o Mezocie.

W końcu przyszła ta nieprzyjemna chwila, w której trzeba sięgnąć do sakiewki. Zanim jednak Desmond to zrobił, długo szukał jakiegoś handlarza, który wyglądał na posiadającego cenne informacje. To znaczy wszyscy handlarze na Nocnym Rynku byli tacy. Każdy jeden był też szemrany, nie dawał żadnych gwarancji, a często sprzedawał tylko przez tydzień, po czym zwijał kram nie czekając aż wkurzeni klienci spróbują zareklamować jeden z felernych towarów.
W takim tłumie trudno znaleźć tego właściwego, ostatecznie więc zdecydowała drowia mentalność. Jeden ze sklepikarzy był dragonbornem, a powszechnie było wiadomo, że rasa ta nie przepada za diabelstwami. Dla Mizzryma jasnym było, że smokoludź skorzysta z okazji by wbić szpilę jakiemuś tieflingowi. I co dziwne, nie pomylił się.
-Mezoth, tak krwawniku?- zapytał dragonborn chowając pod ladę otrzymane pieniądze.-Ja tam nie wiem komu nadepnął na odcisk, ale powszechnie wiadomo, że ludu Lolth lepiej nie tykać. W końcu Pajęcza Królowa ma swoje aspekty w całej gamie panteonów. To musi o czymś świadczyć, prawda krwawniku? Jakbym ja szukał tego diablego pomiotu sprawdziłby u końca Trzech Węgłów. Jest tam taki paser, taa...
A żeby żadne niepowołane oczy i uszy nie wiązały kapusia z drowem, zaraz głośno oznajmił:-nie, panie klient. Nie mam mięsa rotha. Ja w ogóle nie sprzedaję mięsa. Spadaj!

To było prostsze niż można się było spodziewać. Ale że plany bywają złośliwe, znalezienie Trzech Węgłów było potwornie kłopotliwe i kosztowało Desmonda niemal tyle, co sam cynk. Ale w końcu stał u jednego końca owej uliczki i zmierzał ku przeciwnemu, szukają wspomnianego pasera. Ładnie to tutaj nie było, w dodatku ciemno po zbóju gdyż Luminescencja zaczynała się już zbliżać do Przeciwszczytu.


Zdawało się że z każdego małego okienka i każdej bocznej alejki były w drowa wbijane wrogie spojrzenia. Było to oczywiście tylko wrażenie, gdyż Mizzrym doskonale widząc w ciemności żadnych lśniących żądzą srebra oczu nie widział. Nastrój jednak pozostawał... w końcu to Ul.

I pewnie dlatego z bramy mijanego domu wyskoczył złodziej sięgając brudną łapą po sakiewkę mrocznego elfa. Zbyt głośno, zbyt niezgrabnie. I o całą milę za głupio, szczególnie że Mizzrym liczył na taką właśnie sytuację. Chwycił wyciągniętą rękę, chociaż nie bez obrzydzenia, wykręcił ją i jednym kopniakiem podciął złodziejaszka, który wywalił się jak długi w błoto i smętne resztki bruku, który był w tak złej jakości, że nie było takich desperatów by go kraść.
Już sama demonstracja magicznego potencjału jakim władał zaklinacz wystarczyła, by złodziej zmiękł. A uśmiech losu sprawił, że akurat słyszał co nieco o Mezocie.
-Tak, tak.. jest takie diabelstwo, jest. Niech mnie pan drow nie zabija, ja się tylko potknąłem, ja nie chciałem nikogo okraść, o nie. Aaaa... Mezoth, Mezoth, już mówię. Podobno gdy jest gorąco ukrywa się w Kostnicy. Przekupuje pilnujących wejścia Grabarzy, żeby go wpuścili. Nie zabijaj?


"Pokaż mi najpaskudniejsze miejsce w Planach, a ja pokażę ci Plac Szmaciarzy. I wiesz mi, że twój wybór będzie w porównaniu kandydatem na wakacje."

Plac Szmaciarzy to paskudne miejsce, nawet jak na wielce zaniżone standardy Ula. Szary popiół, kurz, gnojówka, płonące cuchnąco resztki i uliczki wykopane w górach śmieci. Oto jest Plac Szmaciarzy- Wrzód na Wrzodzie Sigil. Nie można upaść tak nisko, by zamieszkać na Placu. Trzeba osiągnąć dno i mozolnie kopać głębiej aby tu wylądować.
Albo mieć jakiś interes, by katować swój nos tą okolicą- tak jak Astiroth przedzierający się przez kolcodrzew by dotrzeć do majaczącego w irytującym oddaleniu silosu. A kujące gałęzie nie były nawet w połowie tak nieprzyjemne jak odór tej okolicy.
Szczęśliwie im bliżej silosu, tym było lepiej. Owszem, mniej więcej w takim stylu jak ścięcie jest lepsze niż nabicie na pal, ale to zawsze jakaś poprawa.


Po pierwsze były tam domostwa, chociaż to termin użyty na wyrost. Raczej chaty, szałasy stworzone z czegokolwiek co chroniło przed deszczem (wiesz co jest gorsze od bagna trepie? Mokra góra śmieci). Ale prawdziwym promykiem był pomost prowadzący właśnie tam, gdzie potrzebował tego shifter. Mijani biedacy mu nie przeszkadzali, podświadomie wyczuwając, że prośba o miedziaka mogłaby się skończyć krwawo.
Z chwilą gdy stopy łowcy dotknęły metalowych kładek opanowało go poczucie ulgi- wreszcie jakiś w miarę zaufany grunt pod nogami. Już tylko parędziesiąt metrów dzieliło go od wyrwy będącej portalem do areny. Astiroth ściskał w ręku jakieś łachmany które znalazł po drodze i zastanawiał się czy wystarczą. Oczywiście, że wystarczyły- wszystko co podniesie się na Placu Szmaciarzy jest beznadziejnym śmieciem.

Gdy shifter przeszedł przez przeżartą przez rdzę dziurę w silosie, poczuł jakby jego ciało się rozciągało. Termin portal był trochę nieuczciwie użyty, gdyż w rzeczywistości to przejście do PodSigil było kręgiem teleportacyjnym. Dla łowcy, który nagle znalazł się w jaskini której każdą ścianą, sklepieniem i podłożem były śmieci nie grało to większej roli.
Otóż dawno, dawno temu Plac Szmaciarzy nie nazywał się tak, jak nazywa się dziś. Był dość normalnym dystryktem. Potem się wszystko popsuło i stał się jednym, wielkim wysypiskiem śmieci. W Klatce śmieci zwykło wywalać się do kanałów i nie inaczej było tutaj. Tyle, że kanały w końcu zostały zapchane przez śmiecie, a reszta zaczęła zalegać na ziemi kolejnymi warstwami. W efekcie PodSigil Placu Szmaciarzy było tunelami wśród naprawdę starych odpadów. Na tyle starych, że nawet ich fetor się nimi znudził i gdzieś ulotnił.

W odrażającej jaskini było ciemno, ale gdzieniegdzie świeciły powtykane w gruzy pochodnie. Oświetlenie zaś było niezbędne, gdyż... tutaj były domy. A raczej ruiny dawnych domów, które teraz zamieszkiwane były przez biedaków w łachmanach. Powiedzieć, że to miejsce tętniło życiem, to spora przesada, ale na pewno żyło. Ruszało się nie tylko stadami karaluchów, ale także ludźmi, krasnoludami i goblinoidami z tego co mógł dostrzec Astiroth.
A że z żadnym z tych obdartusów nie chciał spędzać zbyt wiele czasu, capnął za ramię mijającego go zupełnie obojętnie osobnika i zapytał o mała klatkę, jak poinstruował go wilkołak. Jedyne co otrzymał w odpowiedzi, do gest dłoni wskazujący jeden z tuneli, ale to powinno wystarczyć.


Nawigowanie przez PodSigil nie było nawet trudne, bo tunele się nie rozwidlały, prowadziły od jednego miejsca do drugiego, bez zbędnych niespodzianek. I dzięki temu shifter dotarł do małej klatki w przyzwoitym czasie.
Arena znajdowała się w budynku, który ani chybił był kiedyś świątynią, ale odpady pochłonęły ją z całą resztą dawnego Placu Szmaciarzy. Przed wejściem stała para tieflingów w skórzniach, ale nawet nie zwrócili uwagi na przechodzącego obok nich Astirotha. Oni nie mieli na celu powstrzymywania groźnych typów. Oni mieli wyczuć jakiegoś agenta Synów Łaski, który chciałby zamknąć interes.

Wnętrze małej klatki było prawdopodobnie najbogatszym miejscem w tym podłym dystrykcie, ale broniło się tylko przez kontrast. Ze ścian zwisały pajęczyny, podłoga lepiła się do stóp, a strop napawał nabożnym lękiem przed grawitacją, która chyba tylko wysłuchując modlitw nie zerwała go na dół. Ale to wszystko było nieważne, bo na samym środku dawnej świątynnej nawy głównej znajdowała się arena.


Otoczona czterema fragmentami kamiennego muru połączonego przez metalową kratę, sklepiona u góry stalową kopułą była niczym innym, jak sporą klatką. Wokół niej, na ziemi wymalowany był magiczny krąg, ani chybił chroniący widzów przed przykrymi i prawdopodobnie letalnymi niespodziankami. Szczerze mówiąc, podobało się to łowcy.
Pozostawało już tylko znaleźć i wyzwać Infernusa.


Kobieta dość szybko przybyła na zawołanie maga. Przyniosła też ze sobą tacę z imbrykiem i dwoma filiżankami.
-Tak długo się pan nad tym głowił, myślałam, że może zechce się pan czegoś napić.
Alvin nie miał nic przeciwko temu. W dodatku zaparzona przez Anastazję herbata była całkiem niezła i nie przypominała w smaku żadnej, jaką mag miał okazję pić w Faerunie. Pewnie liście z których została przygotowana pochodziły z zupełnie innego planu.

Kobieta uważnie wysłuchała jak należy rozwiązać pozostawioną przez ojca zagadkę. Była pod wyraźnym wrażeniem i od razu poprosiła, by sprawdzić który klucz jest właściwy.
Uruchomiona maszyna zabuczała nisko, kryształy rozświetliło się lekko de'Maus dałby słowo, że pokrywające je pęknięcia zaczęły się rozszerzać. Nie tracąc czasu wykonał pomiary na dwóch losowo wybranych trójkach i odczytał ze skali wynik. Jasnym było, że poszukiwany klucz znajdował się w komorze testowej, więc zostało zbadanie jedynie tej trójki. przy drugim, a zarazem ostatnim pomiarze, buczenie maszyny robiło się gwałtownie niższe niechybnie wróżąc nadchodzące nieodwracalne uszkodzenie. Nim jednak pierwszy kryształ eksplodował wyrzucając w górę odłamki czarodziej zdążył sprawdzić odczyt i zidentyfikować właściwy klucz. Wkrótce potem pociągnięte reakcja łańcuchową zaczynały pękać i wybuchać pozostałe kryształy i dla bezpieczeństwa Anastazja i Alvin opuścili pokój.

-Czyli to ten klucz?- spytała kobieta, gdy odgłosy rozpadającej się aparatury ucichły. Gdy tylko usłyszała potwierdzenie, pociągnęła czarodzieja za ramię prowadząc go do jakiegoś innego pokoju w jej domostwie.
-Nie ma na co czekać, musimy otworzyć kufer i sprawdzić kolejną zagadkę- Anastazja nabierała widać przekonania, że jej sztuka nie zostanie zniszczona, a spadkiem będzie mogła rozporządzać sama. Oczywiście dzieląc się z mężczyzną, który zgodził się jej pomóc.

Wspominany już kilkukrotnie kufer nie robił jakiegoś dużego wrażenia. Ot drewniana skrzynia z zamkiem, tyle że pewnie magicznie zabezpieczona.


Anastazja wsunęła klucz do dziurki i przekręciła go, zaciskając oczy. Rozległo się ciche brzdęknięcie i wieko odskoczyło w górę. Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc z westchnieniem ulgi. Zajrzała do wnętrza i wyjęła z niego pojedynczą kartkę- niczego więcej tam nie było. Zdziwiona spojrzała na zapisaną na niej treść, po czym bez słowa wręczyła ją de'Mausowi.

Wyglądają jak ogry, ale to nie ogry. Nie są nawet z nimi spokrewnieni...
...budują podziemne twierdze, a ich społeczności budują hierarchię
na podstawie bogactw i niewolników.

Słyną z naturalnego talentu do magii wieszczącej...
...tak jak eladrini są obrazem piękna natury,
tak one odzwierciedlają brzydotę...

Każdy jest inny, każdy unikalny. Są wewnętrznie rozbici jak ludzie, ale...
Już jeden wystarczy, by zmylić całe miasto... doskonali szpiedzy i oszuści.

Zdrajczynie w wojnie krwi.


Posąg nimfy

Wszystkie linijki poza ostatnią wyglądały jak jakieś urywki z dłuższego opisu. bez wątpienia były charakterystykami jakiś istot, tylko jakich? No i co do tego wszystkiego miał posąg nimfy?


Dziewczynka wcale nie wyglądała na uspokojoną. Ktoś porwał jej mamusię, trudno więc liczyć na to, by się miała uspokoić.-Wracałam z mamusią do domu kiedy napadli na nas czerwoni ludzie z rogami. Porwali mamusię i zaciągnęli ją do kanałów, o tam- rączka dziewczynki wskazała bliżej nieokreślony kierunek, który nic nie dawał Thormowi.
Pytanie dziecka o podanie jakiś szczegółów było z góry skazane na porażkę, ale dziewczynka przekonana, że znalazła kogoś "dobrego" zaczęła ciągnąć Laggana w kierunku który przed chwilą wskazywała.

A ludzie wokół kompletnie ignorowali tą scenę, minstrele dalej grali, mimowie wciąż przedstawiali swoje milczące sztuki. Przechodniów nie interesowało to w ten wyszukany sposób charakteryzujący mieszczańską znieczulicę.
Dziecko gorączkowo pragnęło zaciągnąć za sobą Thorma, będąc przekonanym, że jej mamusi dzieje się krzywda i ktoś musi jej szybko pomóc. W sumie to nie była jego sprawa, ale z drugiej strony- jaki byłby z niego wyznawca Tempusa, gdyby nie przeciwstawiał się bandyckim napaściom?

Dwóch czerwonych ludzi z rogami? Zapewne diabelstwa, na pewno nie zdziwiłoby Laggana gdyby członkowie tej rasy zarabiali na życie porwaniami. Dając dziewczynce trochę nadziei, pozwolił się jej prowadzić w narzuconym przez nią tempie.
I już po paru minutach stał w ślepym zaułku pomiędzy dwoma rezydencjami, czując podświadomie że jest ciągnięty w pułapkę. lecz dziewczynka puściła go i podbiegła trochę do przodu pokazując roztrzęsiona kratę kanałów.


-Tam zabrali mamusię, niech jej pan pomoże.


Plac Szmaciarzy to cudowne miejsce, naprawdę. Spytaj Kadyxa. Eee... że niby chcesz drugiej opinii? No dobra, to nie jest cudowne miejsce.
To najpaskudniejsze miejsce jakie można sobie wyobrazić. Gdyby z piekła wywalali za złe zachowanie, to właśnie na Plac Szmaciarzy. Klatkowicze zwykli mawiać, że Plac ma tylko dwóch stałych mieszkańców- Śmieci i Smród. Po prostu jedno i drugie znajduje się tam w takim skupieniu, że nabrało pewnej formy... osobowości.


Zwały odpadków są nie do pomylenia z jakimikolwiek innymi, a nawet Kostnica w upalny dzień nie cuchnie tak strasznie. Trzeba być niespełna rozumu, by tutaj mieszkać. No, ale miłość odbiera przecież rozum, prawda?
Erevan poważnie zastanawiał się, co on tutaj w ogóle robił. Niby chciał pomóc, a Miranda była niczego sobie. Ale to na co się nadział w tym dystrykcie to już przesada. Sama podróż przez Ul była upierdliwa i przynajmniej trzy razy prawie go okradziono. Tutaj jednak wszystko osiągnęło apogeum.

Tutaj nawet nie chodziło o żebraków, czy o gnieżdżące się wszędzie pająki. To ta atmosfera plugastwa dobijała. Jak mogło istnieć takie miejsce, było dla eladrina rzeczą niepojętą. Trzymanie zawartości żołądka na swoim miejscu było nie lada wyzwaniem, a w połączeniu z nawigowaniem przez tunele w śmieciach- zapewniało unikalne przeżycie w dorobku Eveningfalla.
Poszukiwania w ciemno niewiele dawały. Po pierwsze tutejsze chaty były niemal nie do odróżnienia od zwałów śmieci. Po drugie, nawet jeśli już swordmage je odróżnił, to nie zamieszkiwały ich żadni eladrini. I tak wszystko sprowadziło się do wypytywania.

-Tom?- powtórzyła zapytana staruszka.-Tak, był taki jeden. Ale dostał kosę pod żebro i się skończyło. Podobno zaczęło mu się powodzić- rzęziła baba. Ciekawe jak komukolwiek mogło się tutaj powodzić?
-Że niby kto? Eladrinka jaka? A ta czarnula, co się z nią prowadzał. Cheba dalej mieszka w jego chacie. O, przy tamtej krawędzi-starucha wyciągnęła sękaty palec kierując go ku jeden z krawędzi Sigil.-I na Urzędniczą.

No proszę, nie tak trudno było zdobyć tą informację. Gorzej, że owa "chata" znajdowała się trochę daleko, a to oznacza dalsze duszenie się, deptanie pająków, zapadanie się po kolana w nieczystościach i wycinanie sobie drogi w kolcokrzewach. Po prostu uroczo.


A miało być jeszcze gorzej. Bowiem gdy eladrin szedł przez wyjątkowo paskudny tunel, którego śmieciowe ściany miały z sześć metrów wysokości, nagle coś spadło tuż przed nim z góry. Włochaty kształt opadł na sprężyste osiem odnóży, a ociekające jadem szczęki kłapnęły próbując wgryźć się w nogę swordmage'a.


A gdyby tego było mało, za plecami usłyszał kolejny stłumiony odgłos opadającego ciała. Jedynie instynkt zdołał go uratować przed zranieniem.
Tylko tego mu brakowało- napaści jakichś tępych pajęczaków. Za to obawy Mirandy miały swoje realne podstawy. Zanim jeszcze swordmage zdążył sięgnąć po broń pajęczak za nim kolejny raz próbował się w niego wgryźć.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 23-05-2009 o 10:49.
Zapatashura jest offline