Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2009, 22:34   #9
Athos
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Samotny Kozak, zwłaszcza na usługach pięknej kobiety, oznacza kłopoty. Tym razem miało być inaczej. Po pierwsze to on miał stać się gwarantem spokoju podczas najbliższych godzin, kwadransów, a może tylko i chwil, kiedy to były pancerny miał stać się zwierzyną. Co gorsza istniały obawy, że na zwykłym ubiciu rzecz się nie skończy. Kawka coś wiedział, a to coś kusiło. I po drugie niekoniecznie samotny, bo i nie pomyliłby się ten, który za dobry znak uznałby fakt, że kiedy Andriej opuszczał gospodę, pierwszy z czwórki przybyłych niedawno do miasta dostrzegł olbrzyma opuszczającego karczmę. Teraz więc kłopoty mogły być większe, bowiem Kozak nie był już sam. Stary Wachmistrz ruszył w ślad za Andriejem by po kilkunastu chwilach zrównać się z nim. Nikt o nic nie pytał, choć ogrom obustronnych niejasności nasuwał się sam. Wątpliwości odbierały czujność, zaburzały zmysł koncentracji, który był jak najbardziej potrzebny, chociażby zważywszy na fakt, że żaden z nich nie znał terenu, na którym przyjdzie im prędzej bądź później stanąć naprzeciw rywala. Póki co wachmistrz nie wiedział, za kim podąża, a Andriej mógł tylko się domyślać: dlaczego. Jeden bez wiedzy, drugi niepewny, przez pewien czas zanim zdążą się naradzić stanowić będą ciekawy duet.

Przybył tu dobrowolnie, choć zgoła innym ów powód przybycia mógł zdawać się tym, którzy interes z Mikołajem instygatorem koronny, ubić zamierzali. Nie miał też ochoty przystawać na to, by jak byle zatraceńca czy pachołka sprowadzano go tam, gdzie władza ich stawała się większa. Rzecz jasna mieli coś na czym mu zależało, bo i część z listów zastawnych, których nijak dotychczas wyśledzić nie umiał, a i informację, kto sprawił, że dostały się one tak daleko od Warszawy, posiadali.
Całość dotychczasowych wydarzeń i decyzji, w ocenie pana Wolskiego, nie stawiała go jednak w sytuacji gorszej, bo i nie raz przyszło mu toczyć rozgrywkę trudną, a ta wyzwalała dodatkowe umiejętności. W końcu to on, nie pan Stachowski, z którym o urząd przyszło toczyć walkę, stanowisko otrzymał. To on, nie kto inny słynną zagadkę znikających monet wyjaśnił. By nie wspomnieć o tajemniczym zabójcy na dworze kasztelana krakowskiego, gdzie rad nie rad sam kasztelan prosić o radę i interwencję Mikołaja zdecydować się musiał.
Przede wszystkim zaś dodać należy, że szlachcic uczynić rzecz nową, dotychczas obcą, zamierzał. Trzeba by wiedzieć, że będąc na szlaku, decyzję pewną podjął. I to, choć wydawać by się mogło niezrozumiałe, pozwoliło mu dodać do swoich atutów pewność siebie. Co prawda miewał momenty niepewności lub raczej potrzeby zaspokojenia pewnej obawy, co byłoby gdyby lub gdyby nie. Lecz odpowiedzi miał uzyskać niebawem, a dostarczyć ich miała wyłącznie chwila, która dla małobacznego obserwatora mogła być zbyt ulotna, lecz dla instygatora miała stanowić pierwszy krok. A ów pierwszy krok, to nowe życie. I właśnie, kiedy po raz ostatni cząstka rozsądku głośno mówiła nie: zastanów się nad brzemieniem, którym może ciążyć ta decyzja, Mikołaj uświadomił sobie, że ów pierwiastek logiki już się nie liczy. I tylko wachmistrz, który pokręcił wąsa, bo wiedział, prawdę rzecz ujmując od zawsze wiedział, choć nigdy nie rozumiał, zdawał się pytać czy warto?

Nikt nie pożądany nie mógł wiedzieć, że do miasta sam instygator królewski, przyjaciel wielu znacznych person, stawić się musiał. Mimo wszystko zainteresowana strona posiadała wysoką pewność siebie. To, że od bramy podążał za nimi ktoś zorientowany, wcale nie ułatwiało sytuacji. Ta więc musiała być mocno napięta, skoro tak rychło oczekiwano stawienia się prokuratora. Był w otoczeniu trzech ludzi a czwarty miał czuwać nad panią Tarską więc musiał być gdzieś blisko, lecz czy to dodawało pewności, czy wręcz przeciwnie stawiało obowiązki. Odpowiedzieć musiał sobie na to szybko, bo wystarczyło jedno spojrzenie wachmistrza, aby ten podążył za Andriejem, którego właśnie dostrzegli docierając do gospody. Za własną zgodą został w otoczeniu obu zawadiaków. Każdy z nich pozostał wirtuozem, każdy też potrafił zgrabnie zagrać swoją rolę. Kiedy zsiadał z konia czuł, że właśnie wkracza w nowy świat.
Każda karczma posiada swój urok. Ten stał się zdaniem Mikołaja nieodzownym udziałem pewnej Pani. Kiedy więc już wzrok jego zdążył ogarnąc sytuację w gospodzie zastaną, oczy swe zwrócił ku personie często zagadywanej, bo dobrze zorientowanej. Zawsze na plotki łasej lub jak kto woli zaangażowanej. Jakież więc miłe rozczarowanie spotkało go, gdy zainteresowanie karczmarzem prysło zdecydowanie szybciej niż się pojawiło, obok karczmarza bowiem przyjaciółkę swą rozpoznał.
- Miły to znak, od spotkania pięknej Waćpani wizytę w Dębnie rozpocząć – choć ujrzał ją stojącą bokiem, gładko rozpoznał jej profil. Kiedy odwróciła się w jego stronę wytrącona na chwilę z negocjacji z karczmarzem, przyznać musiał, że zrobiła to nad wyraz gładko. Mógłby czuć się zawiedziony, że jej nie zaskoczył. Mógłby, gdyby jej nie znał. Póki co, to ona zyskiwała, bo i zawsze potrafiła go zaskoczyć: spokojem, barwą oczu, bezradnością, ulotną pozą pełną gracji, której nie przepuścił by mistrz malarski, prośbami, smakiem ust, który potrafił wyczytać z jej opowieści. Spojrzał w piękne lico, a potem skinął głową. I uśmiechnął się, rzadko to robił, aczkolwiek robił.
 
Athos jest offline