Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2009, 18:44   #8
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Szukanie informacji o Mezothie okazało się nie lada wyzwaniem dla Desmonda, gdyż jak się okazało większość bywalców targowiska była wyjątkowo niekompetentna… dopiero dragonborne, imię nie jest istotne, a we wspomnieniach Desmonda wystarczy w zupełności „niewyrośnięta jaszczurka”, podał jakąś godną uwagi informację dla drowa.

>>Trzech Węgłów… urocza nazwa…<< - skomentował w myślach drow unosząc słynną już na paru planach brew. Udał się, więc tam niemal natychmiast, zdejmując okulary i chowając do jednej z kieszonek swojej szaty. Światło zaczynało blednąć i następowała pora, którą można by nazwać nocą, nie żeby Desmond kiedykolwiek widzisz noc.

W paskudnej, brudnej uliczce Desmond szedł ostrożnie, z sakiewką u boku pasa, która wesoło brzęczała od monet w środku. Miał tam naprawdę sporo miedziaków, które doskonale służyły za przynętę, gdyż już po chwili złapał jedną rybkę w sieć.

Już sama demonstracja magicznego potencjału jakim władał zaklinacz wystarczyła, by złodziej zmiękł. A uśmiech losu sprawił, że akurat słyszał co nieco o Mezocie.

-Tak, tak.. jest takie diabelstwo, jest. Niech mnie pan drow nie zabija, ja się tylko potknąłem, ja nie chciałem nikogo okraść, o nie. Aaaa... Mezoth, Mezoth, już mówię. Podobno gdy jest gorąco ukrywa się w Kostnicy. Przekupuje pilnujących wejścia Grabarzy, żeby go wpuścili. Nie zabijaj?
Drow uniósł swoją sławetną brew w rozbawieniu słysząc słowa złodzieja.

-Zabić? Oh, a skąd taki pomysł? Na pewno wiesz jeszcze to i owo o tym co się dzieje w mieście i na ulicach, a ja chętnie posłucham… a przy okazji… słyszałeś o jakimś nowym drowim czarodzieju, który pojawił się niedawno w Sigil? Tak mniej więcej dwa dni temu… – spytał szczerząc zęby i bawiąc się jedną ręką iskrami przebiegającymi między palcami.

Złodziej głośno przełknął ślinę i zaczął nerwowo drapać się po ramieniu, myśląc intensywnie co by tu powiedzieć drowowi, który zaczynał tracić cierpliwość…

- Ekhem… tak, tak- na twarzy drowa pojawił się delikatny uśmiech rozbawienia widząc nerwową reakcję złodzieja, uwielbiał czuć wyższość i mieć kontrolę nad swymi ofiarami - Był taki jeden, ciemna skóra, białe ee… włosy, czerwone oczy, spiczaste uszy… chyba na targu go widziałem raz… a poza tym to nic nowego panie, ludzie znikają, ciemne interesy się kręcą… jakiś łupieżca umysłów otworzył nowy sklepik na targu…- zaczął wymieniać cokolwiek tylko pamiętał co się działo ostatnio, aż Desmond przerwał mu unosząc dłoń. Puścił złodzieja, włożył rękę do sakiewki i rzucił mu jednego miedziaka ze słowami:

-To za fatygę, zasłużyłeś- i kiedy złodziej z mieszaniną radości i strachu spojrzał na darowaną mu monetę myśląc, że może by tak zmienić zawód na donosiciela… cóż nie dokończy wyliczanki za i przeciw, gdyż po chwili uderzył w niego strumień elektryczności, zmieniając w wypaloną zapałkę.

- Myślisz, że tak po prostu dam ci odejść? Że zaryzykuję, żeby ktoś poszedł ostrzec Mezotha? Poza tym kiepsko kłamiesz… ścierwo, będę musiał teraz wyprać rękawy swojej szaty! – oburzony mroczny elf spojrzał na boki uliczki -Zapamiętajcie to i nie wchodźcie mi w drogę!- nonszalanckim tonem zawiadomił wpatrujące się w nich oczy po czym ruszył do miejsca, do którego wysłał go złodziej.

Łatwo było znaleźć kostnicę, był to naprawdę ogromny budynek, który już wcześniej miał okazję oglądać z daleka szukając drogi powrotnej do Faerunu. Bramy pilnowali dwaj strażnicy ubrani w szare szaty.

-Dzień dobry, czy to Kostnica? – spytał na tyle uprzejmie na ile mógł, pytanie było oczywiste, ale strategią dyskusji było poczucie kontroli drugiej strony, więc musiał dać im poczucie wyższość nad Pierwszakiem.

-Tak- odpowiedź która padła była równie sucha, co powietrze w Niższej Dzielnicy

>>Hmmm...<< Desmond był nieco zdziwiony tonem głosu strażnika.

- Rozumiem... czy w takim razie mogę wejść? Szukam znajomego, mojego przewodnika, z którym trafiłem do Sigil, obawiam się najgorszego i chciałbym się upewnić czy nie ma go w Kostnicy... należał do Bregan D'arthe... - mimo wszystko starał się zachować uprzejmy ton, choć przypominał on raczej służalczy, ze względu na przyzwyczajenia z rozmów z kapłankami Lolth.

-Nikt żywy nie wejdzie do Kostnicy- padła odpowiedź.

- Czy nie ma żadnych... wyjątków od tej reguły? Z całą pewnością przecież wy jesteście żywi? Czy nie... hmmm... znalazłby się sposób... gdybym okazał nieco dobrej woli, aby wejść do środka i abym mógł się upewnić czy nic się nie stało mojemu... przyjacielowi?- strażnicy potrafią być bardzo... obowiązkowi i lojalni, dlatego Desmond starał się stosownie dobierać słowa, w sposób na tyle prosty, aby martwe mózgi - bo zapewne dzięki tej martwej części ciała są tacy błyskotliwi i mogą się dostać do Kostnicy - mogły zrozumieć co ma na myśli proponując im łapówkę >>Oby mi się to wszystko opłaciło...<<

-My nie jesteśmy żywi. To wam wydaje się, że tacy jesteśmy- wyszukana dyplomacja drowa była niczym rzucanie grochem o ścianę.

-Jeśli wasz przyjaciel umarł, każcie wpisać jego imię do Monumentu. My na pewno wyprawimy mu pogrzeb.

-Rozumiem... to właściwie dość interesujące...- Drow postanowił wykorzystać pójść tym śladem i zaatakować od innej strony - Właśnie w tym problem, że nie jestem pewien... ale chętnie bym się dowiedział co macie na myśli mówiąc, że jesteście martwi... przecież oddychacie, serce wam bije... czy się mylę?- oczywiście zdawał sobie sprawę, że skazał się właśnie na tortury ideowymi przemowami i tym podobną papką, ale być może będzie w tym coś co będzie mógł wykorzystać.

-Mylisz się- i w sumie tutaj już przemowa się skończyła.
Drow pomasował się po miejscu gdzie nos styka się z oczodołami.

- W jakim sensie? - darował sobie już długie dyplomatyczne odpowiedzi, podejrzewał, że owe osiłki po prostu nie nadążały i nie były w stanie przyswoić sobie tak dużej ilości informacji.

-Nie żyjemy- jakże cudownie treściwi potrafili być Grabarze. No, oczywiście oficjalnie nie byli Grabarzami. Ale z drugiej strony złodzieje też nie są oficjalnie złodziejami, nie?

- A czy ja żyję?- Kolejny front od którego miał zamiar zaatakować, choć spodziewał się odpowiedzi "Żyjesz" a potem na pytanie czemu "Bo żyjesz". -Znaczy się, jaka jest różnica pomiędzy nami, co musiałbym zrobić, aby zyskać takie same prawa jak wy?

-Przestać żyć- ci goście pewnie umieliby wytłumaczyć strukturę planów w mniej niż pięciu słowach.

Brew Desmond nie wytrzymała i uniosła się wyjątkowo wysoko, istny rekord sfer. Już w przeciągu paru dni można było słyszeć ballady w mało uczęszczanych tawernach w Sigil o brwi drowa, która sięgnęła wyżej niżli jakakolwiek wieża w Sigil.

-A przyjmujecie państwo łapówki?- Postanowił spytać wprost skoro tych dwóch tępaków nie potrafiło odpowiadać bardziej skomplikowanymi zdaniami niż 6-7 słów.

Na tak plugawą obrazę Grabarze nie mieli zamiaru marnować oddechu. W końcu byli martwi, po co mieliby więc zużywać tlen?

-Więc czemu słyszałem o pewnym diabelstwie, które dostaje się do wewnątrz Kostnicy, dzięki przekupywaniu strażników?- tym razem postanowił zastraszyć strażników - Zgaduję, że gdybym poszedł wyjawić ową informację do waszych przełożonych, a ci sprawdziliby Kostnicę to nic by nie znaleźli?- drwiąco odpowiedział Desmond.

-Tylko zwłoki i pracowników Kostnicy- i kolejna zwięzła odpowiedź, będąca wyjawieniem największej prawdy w sferach.

W Desmondzie się już niemal gotowało słysząc kolejną frazę, którą nawet ciężko nazwać zdaniem. Wziął jednak parę głębszych oddechów i się nieco uspokoił.

- A czy mogę być dla was na parę godzin martwy, aby się dostać do środka?- spróbował jeszcze raz, choć miał ochotę zmienić ich w takie same wypalone zapałki jak tego złodzieja.

-Nie można być martwym przez chwilę. Martwym jest się na zawsze- tak, to też była prawda objawiona.

-A więc jak wy umarliście? W jaki sposób? W jakich okolicznościach?- wiedział że z góry pytania są skazane na porażkę, ale był w desperacji.

-Nie wiemy. Jedynie nieliczni wiedzą, jak umarli- Desmond nie był w stanie znaleźć nawet jednej nici porozumienia ze swoimi rozmówcami.

-Czyli to całkiem możliwe, że jestem martwy, a nawet sobie z tego sprawy nie zdaję? Skoro nie wiem jak umarłem, to mogę nie wiedzieć, że umarłem?- wszystkie inne nici zawiodły, może ta wytrzyma ciężar intelektualny strażników.

-Ale wydaje ci się, że żyjesz, co dowiodłeś swymi słowami. Nie jesteś Prawdziwie Martwy.

>>Prawdziwie Martwy! W końcu coś konkretnego!<< Niemal krzyknął na głos Desmond

-Czy aby na pewno? Nikt mi nigdy nie wyjaśnił czym jest Prawdziwa Śmierć, więc skąd mam wiedzieć czy jestem żywy czy nie? Być może to tylko iluzja, którą stworzyła moja własna świadomość lub kłamstwo powtarzane mi od dzieciństwa, które stało się dla mnie rutyną?- trochę za filozoficznie być może, ale miał spore nadzieje co do tej nici i nie mógł się powstrzymać.

-Na pewno- mur niewzruszonej wiary we własne słowa dwójki strażników był nie do przeskoczenia dla mrocznego elfa.

Błyskawica lecąca z ręki Demonda uderzyła w ziemię obok niego wnosząc tumany kurzy w powietrze.

- Dobrze, więc, zapamiętam to sobie- Nie miał już ochoty dalej dyskutować z nimi, w głowie za to miał już mocno rozwiniętą wizję tortur i powolnej śmierci dwóch strażników.

Odszedł od nich i zaczął pytać ludzi czy znają jakąś możliwość dostania się do środka Kostnicy, omijając strażników najchętniej. Był wyjątkowo wściekły i było to widać w jego wyglądzie i głosie, choć starał się to ukryć.

Od ludzi dowiedział się, że można dostać się tam na wozie z ciałami, przekupując kolekcjonerów i że strażnicy biorą w łapę, na co magiczna krew krążąca w żyłach czarownika zagotowała się i po całym jego ciele przelatywały wyładowania elektryczne.

Aby się uspokoić, usiadł gdzieś z boku i rozpoczął krótki trans, na dosłownie parę minut. Był wtedy całkowicie przytomny, ale pozwoli mu to odprężyć się i uspokoić. Zaczął szukać jakiegoś kolekcjonera i gdy tylko jakiegoś znalazł wyciągnął 5 sztuk złota ze słowami na ustach:

-Chcę się dostać do kostnicy.

Jeśli w Sigil zaczęły pojawiać się jakieś historię o brwi drowa, to z pewnością szybko odejdą w niepamięć w obliczu ogromnego wytrzeszczu jakiego dokonał elf widzący pięć złotych monet.

-Oczywiście dobry panie, oczywiście- usłużność wprost wylewała się z kolekcjonera.-Wystarczy, że wejdzie pan na wóz. Ale nie radzę teraz, bo jeszcze z godzinę razem z bratem będziemy szukać sztywniaków. Ale może pan iść z nami, oczywiście...- gadaninę elfa przerwał mocny kuksaniec pod żebro od jego brata.

-Proszę, proszę na wóz. Już jedziemy do Kostnicy, właśnie skończyliśmy nasz obchód. Tylko niech się pan przywali jednym, czy dwoma trupami, jakby Grabarze sprawdzali.

Zrobił jak powiedzieli bez słowa chowając się pod trupami, przed tym podając monety braciom. >>Śmierdzi, ale przynajmniej do cholery dostanę się do środka... tylko jak się wydostanę...? Ehh... coś się wymyśli, najwyżej paru strażników oberwie po głowie<<
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 25-05-2009 o 18:50.
Qumi jest offline