Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2009, 15:12   #10
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Z dnia na dzień Aidan czuł się nieco lepiej. Wolno, ale zaczął odzyskiwać nadwątlone siły, mimo iż posiłki w szpitalu pozostawiały sporo do życzenia... Dziwne sny przestawały go niepokoić, co również było dla niego dobrym znakiem. Po tygodniu odpoczynku w szpitalnym łożu, lekarze pozwolili starcowi, jak i reszcie ofiar pożaru, wreszcie opuścić placówkę. Nie łatwo było zmusić do intensywnej pracy rozleniwione mięśnie, ale mężczyzna musiał przecież wrócić do pracy. Tygodniowy zastój w interesie nie był może niczym tragicznym, ale taki pracoholik jak Aidan nie może zbyt długo leżeć bezczynnie w łóżku ze świadomością czekającej nań roboty.
Pierwszy dzień poza murami szpitala musiał jednak poświęcić sprawom osobistym. Najpierw wziął długą, relaksującą kąpiel i ogolił się dokładnie. Nie był już przystojny, o ile w ogóle kiedykolwiek można było o nim tak powiedzieć, mimo to dbał o siebie, chcąc zrobić na innych jak najlepsze wrażenie. Gdy już cały rytuał związany z higieną był zakończony, starzec wybrał się na małe zakupy. Po tygodniu nie zostało mu właściwie nic zdatnego do zjedzenia. Gdy wrócił do domu i zjadł pierwszy porządny obiad od tygodnia, postanowił odwiedzić swojego przyjaciela, Dylana. Ostatnio widzieli się w szpitalu, kilka dni temu, kiedy to Aidan nie był jeszcze w zbyt dobrej formie i gra w szachy nie wchodziła w rachubę. Może teraz stary znajomy będzie miał czas na jedną czy dwie partyjki? Cullenowi przydałaby się taka inteligentna rozrywka, żeby pobudzić szare komórki po nudnym pobycie w szpitalu. Poza tym, Dylan martwił się o zdrowie Aidana, ucieszy się więc pewnie, gdy ten stanie u progu jego drzwi, cały i zdrowy.

***

- Co się dzieje?- zapytał Dylan zbijając królową Aidana.
- Nic, a co ma się dziać? – powiedział starzec, zdejmując białego skoczka z szachownicy i zastępując jego miejsce swoim gońcem- Po prostu jestem trochę nie w formie.
- Właśnie widzę. Nie wyglądasz najlepiej, powinieneś jeszcze zostać w szpitalu.
- Nie przesadzaj, nie jestem jeszcze tak niedołężny, jak Ci się zdaje-
delikatny uśmiech zagościł na twarzy grabarza. Przesunął swoją wierzę na odpowiednią pozycję. Tym razem wygra.
- Nie, nie o to chodzi. Cudem wyszedłeś żywy z pożaru, twoje ciało jest chwilowo osłabione, to normalne.- rudowłosy mężczyzna, jakby od niechcenia przesunął gońca na z góry ustaloną pozycję. – Musisz odpocząć nim wrócisz do pełni sił. Nie bądź uparty, zrób sobie jeszcze parę dni wolnego- z rezygnacją patrzył, jak jego przyjaciel po raz drugi dzisiejszego dnia wchodzi w tę samą pułapkę, którą na niego zastawił. Zdecydowanie jest mu potrzebny odpoczynek.
- Nie martw się, już mi lepiej. Po pożarze miałem dziwne sny, nie mogłem spać, no i to szpitalne jedzenie. Ty wiesz, jak oni karmią chorych? Trudno stamtąd wyjść w dobrej formie…
- Szach mat
- przerwał Aidanowi Flynn- To już czwarta partia dzisiaj, którą wygrywam. Nie możesz się skupić. Nadal uważasz, że nie potrzebujesz wolnego?
Stary Cullen patrzył zrezygnowany na szachownicę. To się nigdy nie zdarzyło, zawsze jego pojedynki z Dylanem były zacięte i nigdy żaden nie wygrał z drugim w tak krótkim czasie. I na pewno nie cztery razy. Dodatkowo układ pionków coś mu przypominał. Dopiero po chwili dotarło do niego, że poprzednią partię przegrał w bardzo podobny sposób…
"Kogo ja próbuję oszukać? Muszę się wziąć w garść…"
- Dziękuję, przyjacielu. Wiedziałem, że Ty mi pomożesz- powiedział wstając i ściskając dłoń rudowłosego rodaka- Chyba faktyczni obecnie nie ma ze mnie pożytku- dokończył, uśmiechając się ponuro.
- Może odprowadzić Cię do domu?
- Nie, dziękuję, poradzę sobie. Do zobaczenia.
- Za tydzień masz być już w szczytowej formie, i nie chcę słyszeć żadnych wymówek- zażartował Dylan, gdy grabarz przekroczył już próg mieszkania.

***

Był wieczór. Po powrocie od przyjaciela Aidan zdrzemnął się trochę, potem wrzucił coś na ząb i zajął się księgowością. Chciał odpocząć, ale nie mógł sobie przecież pozwolić na bezczynne siedzenie, nie tak został wychowany. Będzie pracował, najwyżej trochę lżej, ale będzie. To już postanowione. Najpierw musiał posegregować papiery, wszelkie zlecenia i rachunki i uzupełnić księgę rachunkową. Nie ma co tego odwlekać.
Gdy o godzinie 20 zmęczenie dawało o sobie znać, starzec odłożył na moment księgę, żeby dać sobie chwilę wytchnienia. Już niewiele zostało, zaraz skończy.
Wstał, żeby otworzyć okno i wpuścić nieco świeżego powietrza do pokoju, zaczynało mu się robić duszno. Gdy spojrzał przez zamknięte jeszcze okno na teren cmentarza, zauważył grupkę ludzi zgromadzoną przy jakimś starym grobie. Byli to dobrze ubrani mężczyźni. Co ciekawe, wszyscy mieli na głowach klasyczne meloniki. Jeden z jegomości trzymał masywną księgę pokaźnych rozmiarów. Gdy, z pomocy drugiego, otworzył ją, zaczął odmawiać jakąś modlitwę. Reszta zgromadzonych jednym głosem powtarzała jego słowa. Gdy tylko skończyli swoje modły, rozeszli się w różnych kierunkach, bez pożegnania, bez słów. Aidan miał dziwne, niezbyt przyjemne przeczucie. To nie wyglądało na Pismo Święte, a ich słowa, mimo iż zagłuszone przez szybę, wydawały się nie pasować do znanych grabarzowi modlitw chrześcijańskich. I jeszcze ta tajemniczość… Stary Cullen obiecał sobie sprawdzić, czyj to grób, jeszcze podczas dzisiejszego obchodu. Otworzył okno i usiadł na krześle, ciągle mając w pamięci tę dziwną grupkę mężczyzn.

***

Gdy wreszcie skończył papierkową robotę, wyszedł z domu w celu zrobienia rutynowego obchodu po cmentarzu. Nie zapomniał też o sprawdzeniu tego wyjątkowego grobu. Było to zbyt niecodzienne, żeby mógł o tym tak łatwo zapomnieć. Zobaczył jednak podjeżdżający radiowóz, zatrzymał się więc i czekał. Samochód zatrzymał się i wysiadł z niego wąsaty policjant, ten sam, który leżał z Aidanem w szpitalu. Nie rozmawiali jednak o tym incydencie w melinie i od razu przeszli do interesów. Mundurowy przywiózł do kostnicy kobietę, tę samą, która leżała z nimi na sali, w szpitalu. Pracownicy wnieśli ciało do chłodni, a Aidan i John rozmawiali przez kilka minut, Cullen zaczął już opowiadać policjantowi dziwną scenę, którą widział dzisiejszego wieczora przy jednym z grobów.
Nagle, ktoś zaczął krzyczeć. Okropny, pełen przerażenia dźwięk sparaliżował na moment całe otoczenie. Pierwszy ocknął się funkcjonariusz, który ruszył w kierunku, z którego dochodziły wrzaski, w kierunku kostnicy. Aidan pobiegł za nim, jednak był już stary i z każdym krokiem zostawał bardziej w tyle za policjantem. Gdy grabarz dobiegał do chłodni, John stał wewnątrz zgięty wpół i wymiotował… "No cóż, może zapach jest niezbyt przyjemny, ale żeby od razu wymiotować? Zaraz, to pachnie… Jak świeża krew…"
Gdy tylko wkroczył do pomieszczenia, jego oczom ukazał się okropny widok. Widywał już ofiary wypadków, zdeformowane ciała, powyginane kończyny, raz nawet widział człowieka, przeciętego na pół, biedak wypadł z wagonu pociągu wprost na szyny, pod koła kolejnego wagonu… I chyba ten ostatni obraz był najbardziej podobny do tego, co tu widział. Pełno krwi, rozczłonkowane zwłoki pracowników chłodni, porozrzucane zwłoki przygotowane już do pochówku, o dziwo, nietknięte. Serce starca zaczęło bić jeszcze szybciej, wrócił chwiejnie do wyjścia, oparł się o framugę drzwi i oddychał głęboko. Policjant wyciągnął broń i obszedł całe pomieszczenie, sprawdzając martwe ciała. Gdy Cullen ponownie spojrzał na tę okropną scenę, zauważył, że ściany nie są tak po prostu upaćkane krwią ofiar. Wszędzie, na każdej ścianie, wypisane było krwią słowo "Azathoth".
- Macie tu jakiś telefon ??- odezwał się do Aidana policjant.
- Tak, jest jeden, w biurze.
- Więc nie stój tu tak, rusz zawiadomić policje i służby medyczne, ja muszę zając się zabezpieczeniem tego miejsca...- wydał rozkaz policjant. Tak, to było jedyne, co mogli zrobić. Starzec powoli poszedł zatelefonować po odpowiednie służby, próbując się uspokoić i opanować. Zadzwonił na policję i starał się wszystko w miarę składnie opowiedzieć. Powiedzieli, że już kogoś wysyłają. Pogotowie? Hm, może jest szansa, że ktoś jeszcze żyje… Naiwne, ale może jednak. Po krótkiej rozmowie, Aidan usłyszał w słuchawce zapewnienie, że już ktoś jest w drodze. Teraz tylko pozostawało czekać.
"Cholera, jak ja bym się napił… Pieprzona prohibicja!"
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline