Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2009, 18:27   #11
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Aleksander powoli wracał do normalnego życia, o ile można tak powiedzieć, po tym co przeszedł w ciągu ostatnich miesięcy. Jego dusza i pamięć pełne były jeszcze świeżych ran, które tylko czas mógł zagoić. By choć na chwilę uciec od przykrych wspomnień, dziennikarz zatopił się w wirze pracy. Znalezienie ciekawego tematu nie stanowiło dla niego żadnego problemu, miasto było ich pełne, wystarczyło tylko popytać tu i ówdzie. Aleksander chciał uniknąć pisania o zbrodniach i przestępstwach. W poszukiwaniu tematu na kolejny artykuł udał się więc do teatru. Spotkał tam znajomego artystę, malarz Bernarda Monrow. Ten powiedział mu o romansie wschodzącej gwiazdy teartu Lisse MacKinley i syna burmistrza Patricka Klemensa. To był to czego w tej chwili potrzebował. Romansik wśród wyższych sfer. Szybko zebrał ogólne informacje. Przepytał garderobianą, szatniarza i sprzątaczkę w teatrze. Te pierwsze pobieżne informację wystarczą, by napisać krótki artykuł do jutrzejszego wydania.

Po powrocie do domu Aleksander zabrał się za porządkowanie notatek. Przejrzał je dokładnie, a w głowie układał już zarys artykułu. Miał już nawet chwytliwy tytuł "ROMANS NA SZCZYTACH WŁADZY". To napewno przyciągnie czytelników. Usiadł do biurka i zaczął stukać treść artykułu na maszynie.
Palce dziennikarza zwinie poruszały się po przyciskach, niczym wirtuoz przelewał on swoje myśli na papier. Słowa płynęły nie skrępowanym strumieniem i po niespełna godzinie Aleksander miał już pełne dwie kolumny.
- No starczy tego na dzisiaj - powiedział sam do siebie - Czas na małę kawkę.
Wstał od biura i poszedł do kuchni przygotować sobie kawę. Gdy wrócił z parującym kubkiem, spojrzał na stertę nie przejrzanej korenspondencji.
- Cholera! - mruknął pod nosem - Kompletnie zapomniałem o poczcie.
Usiadł ponownie przy biurku i z niechęcią zabrał się za zaległą korenspodencję. Wśród sterty rachunków, listów od czytelników i kilku reklamowych folderów zachwalających zalety kursów korenspondecyjnych, jedna koperta przykuła jego uwagę. Nie było adesata, tylko stempel za wczorajszą datą. Szczególną uwagę budziła dziwna kaligrafia na kopercie. Poszczególne słowa w adresie Aleksandra były na przemian pięknie i z wielką precycją wykaligrafowane, inne natomiast wyglądały jakby były pisane rękę trzylatka. Dziennikarz chwycił sztylecik i z ciekawością przyjrzał się zawartości koperty. W środku była tylko nie duża karteczka, a na niej:
"Azathoth. Jutro. Cmentarz. 19.00"
Aleksander spojrzał machinalnie na zegarek. 17.30 pokazywały wskazówki. Aleksander jeszcze raz popatrzył na dziwny liścik. Nie raz otrzymywał korenspondencję od róznego rodzaju szaleńców. Grozili mu śmiercią, chwalili się swoimi wyczynami czy zachęcali do przeprowadzenia wywiadu. Aleksander nienawidził tego typu durnych liścików. Tym bardziej teraz chciał jak najdalej uciec od wszelkiego rodzaju szaleńców i psychopatów, a ten liścik miał wyraźnie takiego nadawcę. Dziennikarz zwinął kopertę i liścik w kulkę i cisnął do kosza. Usiadł na kanapie i właczył radio. Z głośników popłynęły kojące dziwięki muzyki.
Spokój dziennikarz nie trwał jednak długo. Myśl o dziwnym liście ciągle go męczyła. Wstał i podszedł do półki z książkami, odnalazł wśród nich encyklopedię i wyjął pierwszy tom. Szybko przejrzał strony w poszukiwaniu hasła "Azathoth". Niestety nie znalazł tam wyjaśnienia tajmniczego słowa. Nie dawało mu to jednak spokoju, coś podpowiadało mu, że kryje się za tym coś niezwykłaego i niepokojącego. Przypomniały mu się sny jakie miewał w szpitalu.
- Może to wtedy słyszałem to słowo - pomyślał - Warto by było to sprawdzić.
Ponownie spojrzał na zegarek.
- 18.20. Jeszcze zdążę.
Szybko zabrał z biurka notes i aparat fotograficzny. Podszedł do szafy i wyjął spodniej pudełko po butach. Wyjął z niego rewolwer Smith&Wesson i załadował. Założył płaszcz i wyszedł. Wsiadł do samochodu i pojechał na cmentarz miejski, by przekonać się kto stoi za tym dziwacznym liścikiem.
 
brody jest offline