Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2009, 16:23   #10
Emma
 
Emma's Avatar
 
Reputacja: 1 Emma nie jest za bardzo znany
- Długo już ci my na szlaku, prawda? - Verna, obróciwszy się spostrzegła za sobą jedną z towarzyszek. 'Och, jak dobrze, że wreszcie mogę zamienić z kimś słowo.' - pomyślała.
- Miarkuję sobie ile do wsi jakiej. Chętnie jeno pod daszkiem jakimś bym spoczęła. Może być i stodoła a byle sucho było i ciepłej strawy podali. - ciągnęła rudowłosa.
- Tak, masz rację. Ja także chętnie zasiadłabym sobie już przy stole pełnym różnych smakołyków. Może tam... - wskazała palcem. - może tam w końcu znajdziemy ciepły posiłek i schronienie. - odparła z uśmiechem na twarzy.

Z czasem coraz bardziej brzybliżali się do wioski. Pankracy poinformował ich o tym, gdzie będą spali oraz o nazwie miejscowości. Podkosy.
Jej suka, Lidia chyba przejmowała część pozytywnej energii od swojej pani, gdyż biagając w koło jej nóg, merdała wesoło ogonem. - Tak, już nie dlugo.- powiedziała cichutko, głaskając psa po głowie.
Lidia wybiegła w przód osady, skąd słyszalne było ciche ujadanie tutejszych wiejskich burków, do których także się dolączyła. Wioska nie odznaczała się niczym szczególnym. W około było tylko kilka zwykłych drewnianych domków, mnóstwo pól i sadów z dojrzejącymi owocami oraz zagrody, w których leniwie pasły się wiejskie zwierzęta.
Na czele wszystkich posiadłości stała gospoda o nazwie 'Szynkla i Piworz'.
'To pewnie tutaj się zatrzymamy' - pomyślała. Karczma wydawała jej się ponura, ale cieszyła się, że nie będzie musiała spędzić tej nocy na szczerym polu. Tym bardziej, że gdzieś w górze rozciągały się ciemne chmury, symbolizujące deszcz.

Wnętrze gospody było nadzyczaj przytulne. Nosem Verna wychwytywała zapach domowego gulaszu, jaki kiedyś gotowała jej mama. Pomieszczenie było duże, a część dla biesiadników oddzielana grubym drewnianym barem od pomieszczenia, gdzie przygotowywano potrawy. Na ścianach wisiały stare podkowy, koło od wozu, dwa sierpy dziwnego kształtu a nawet niewielkie żarno - wszystko to w towarzystwie wypchanych ryb, pęków suchych kwiatów. Najbardziej jednak wyróżniał się niezbyt ładny obraz, przedstawiający kobiety przy żniwach. Obraz ten budził w Vernie dziwne uczucie strachu. W środku było tylko siedmioro dzieci, właściciel karczmy i starsza kobieta z ósmym dzieckiem na rękach.

Wszyscy zasiedli przy jednym z dziesięciu stołów niedaleko wyjścia.Po dłuższej chwili przyniesiono w końcu chleb, ziemniaki z kapustą, wielki gar gulaszu, dwa dzbany piwa i sok jabłkowy. Verna nie zważając na innych, nałożyła sobie na talerz sporą porcję, a do kufla, jaki postawiono przed nią, nalała sobie sok. Była bardzo spragniona, co zaskutkowało tym, że naczynie, do którego nalała sobie napój było wypełnione po brzegi. Wreszcie zajęła się posiłkiem. Inni w okół byli, bardzo nieśmiało do siebie nastawieni. Dziewczynę dziwił trochę ten fakt, gdyż tyle byli razem na szlaku, iż wstydzić się nie powinni. Ona nie czuła żadnych oporów by cokolwiek powiedzieć.

- Co tak nic nie mówicie i siedzicie jak te kołki, mili kompani? Hallus nam trudną trasę obrał, wszystkich nas wymęczyła, ale ciekawam, gdzie początek waszej drogi, kim jesteście? - zagadała jedna z kobiet siędzących naprzeciw dziewczyny. Słyszalny był także cichy śmiech innej z towarzyszek. NIc dziwnego, Vernę też lekko rozbawiła ta cisza, która nastąpiła po słowach rudowłosej.
- Mnie ojczulek nazwał Tua po prababce. Urodziłam się we wsi, niewiele mniejszej od tej. Jej nazwy nie znajdziecie na mapie. Wyruszyłam, bo chciałam i nikt mnie nie zmuszał. Jestem tu teraz z wami, bo tylko nasz kierownik karawany pozwolił mi na dołączenie do swojej kompani. A jak to jest z wami? - dodała Tua, gdy nikt nie odpowiedał.
Kolejne parsknięcie tej samej kobiety i słowa, które padły z jej ust:
- Jestem Maeve.
Verna postanowiła, że przedstawi się dopiero, gdy zawartość zniknie z jej talerza, a sądząc po tempie, z jakim jadła i po ilości jedzienia - nie potrwa to już długo.
-Nazywam się Kalel a moja opowieść jest niczym żywcem wyjęta z kart historii Tuai i w zasadzie nie ma sensu żebym ją powtarzał. To znaczy pomijając sprawę z jej babką. Moje imię na pewno od niej nie pochodzi.To wszystko, teraz następny, kto chce. - przedstawił się jeden z męskiej części kompanów.
Teraz, gdy talerz Verny został pozbawiony jedzenia, a okruszki zostały wylizane przez Lidię, dziewczyna postanowiła dołączyć do rozmowy.
- Ja jestem Verna. Verna Lodernn. Tak jak Tua i Kalel, wyruszyłam w celu przeżycia czegoś nowego i podobnie jak w ich przypadku - nikt mnie do tego nie zmuszał. Pochodzę z niewielkiej wioski, a ten pies przy moim boku to Ligia. Najwierniejszy z moich kompanów. - powiedziała uśmiechając się pod nosem i czekając na komentarz z czyjejś strony, który długo nie dochodził do jej uszu, wstała, by zapytać właściciela karczmy o jakieś naczynie na posiłek dla jej suki. Podeszła do siwego człowieka o brudnych dłoniach i szepnęła mu na ucho:
- Mogłabym dostać może jakąś małą miskę, by Lidia.. - wskazała na psa palcem - mogła również coś zjeść?
Popatrzyła w oczy starszego pana i czekając na odpowiedż, delikatnie się uśmiechnęła.
 
__________________
'Poświęcenie trwania w kłamstwie.
Wszystko się kończy
Wkrótce zrozumiesz
Że byliśmy poza czasem'

Ostatnio edytowane przez Emma : 29-05-2009 o 21:42.
Emma jest offline