Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2009, 17:31   #6
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Lars rzadko posyłał po ludzi. Ogólnie szef Dolnego Portu lubił, cenił i dawał dużą porcję niezależności. Liczyło się dlań jedynie to, czy jego „ludzie” zostawiają mu jego działkę. A rękę dla tych co nie płacą miał ciężką. Co sprawiało, że Dolny Port cieszył się opinią miejsca, w którym gdy płaciło się komu trzeba i nie deptało się swoim na odciski, można było wszystko i nikt się z buciorami nikomu do życia nie wpieprzał. Owszem, zdarzały się zatargi, jak w każdym kwartale. Ale Lars, który cenił ponad wolność tylko spokój, dbał o to by „ludzie” sobie po głowach nie chodzili. Przez to miał zwykle spokój. A swoich „ludzi” widywał tylko jak brał od nich haracz. Stąd też posyłanie przezeń po kogoś zwykle nie wróżyło dla wezwanych niczego dobrego. Byli i tacy, którzy na wezwanie reagowali próbami ucieczki. Dwukrotnie. Pierwszego uciekiniera schwytanego zabił na miejscu. To do wyobraźni nie przemawiało. Drugiemu na jego oczach obłupiono ze skóry żonę i syna, po czym to samo uczyniono z nim samym. I pozwolono im odpłynąć kanałem. Nikt więcej przed Larsem nie próbował uciekać. A gdy kogoś zapraszał, przychodzono bez szemrania.

Cała trójka przybyłych na spotkanie z Larsem pamiętała ową złą sławę „zaproszeń” do szefa. Jednak odmówić mu nie było sposobu. No chyba, że się człek samodzielnie od razu na tamten świat miał zamiar przenieść. Błyskawicznie w myślach czynili rachunek sumienia zastanawiając się co z zatajonych przed szefem dochodów wyszło na wierzch, wypłynęło jak gówno w Reiku psując powietrze, miły wygląd i ogólnie okolicę. Jednak wszystko co dane im było ostatnio zarobić na „lewo”, bez rozliczania się z szefem, było tak dyskretnie czynione, że nie miał on prawa się niczego dowiedzieć. Nikomu też w szkodę nie leźli i ogólnie powodu do zaproszenia nie było. Ale było zaproszenie a to już sprawiało, że uginały się pod nimi nogi. Zwłaszcza, że Lars takie gówna jak oni przyjmował w swej psiarni. Ilu ludzi „zgubiło” się w psiarni wiedziały same psy. Ale rachuby nie prowadziły ni ksiąg. Zwyczajnie, żarły co im się rzuciło. A że czasem był to człek? Nie ich wina.

Psiarnia była przerobionym magazynem. Posiadała zaplecze, psie klatki, gdzie największe, hodowane do walk brytany szarpały zębiskami druciane siatki rzucając się na siebie od czasu do czasu. Miała również arenę wysypaną pisakiem, wykopaną w środku magazynu i otoczoną ławeczkami dla widzów. Krata u góry dawała pewność, iż z areny nikt nie wydostanie się na zewnątrz bez woli tych, którzy ich tam wpuścili. A znajdujący się w koronie ław tron pozwalał od czasu do czasu Larsowi na odrobinę rozrywki i uczucia, że w tym kwartale, w Dolnym Porcie, jest królem i panem życia i śmierci. I z przywileju tego korzystał ochoczo.

Stali w Psiarni na piaszczystej arenie, czując zapach krwi, strachu i śmierci. Pocili się a zamknięte kratami wyjścia nie dodawały otuchy. Jednak nawet przez myśl im nie przyszło sprzeciwiać się mięśniakom Larsa, gdy przyszli „zaprosić” ich do szefa. Teraz stali spoglądając do góry, na tron, gdzie siedział sobie Lars macając jakąś ślicznotkę, która chichotała się o wiele za głośno. Piękna, choć może zbyt chuda. Było to o tyle dziwne, że Lars miał ponoć lubić młodych chłopców. Swój błąd dostrzegli dopiero, kiedy „dziewka” falsetem poprzedzającym mutację spytała.

- Będą pieski? Misiu prosi Wujcia.

Lars przecząco pokręcił głową, po czym odsunął przebranego za dziewkę młodego, długowłosego chłopaka na bok zwalając go z kolan na ławkę. Spojrzał z góry na stojącą na piasku areny trójkę jakby chciał wygłosić jakąś sentencję. Widać wiedział, że drżą w tej chwili i są o krok od tego, by puściły im wszelkie hamulce.

- Spokojnie. Chcę byście dla mnie coś zrobili. Zrobicie?

To było pytanie, ale dla nich brzmiało jak chorał rajski, jak najcudowniejsza melodia jaką usłyszeć mogli by. Była to wspaniała nowina. Lars coś od nich chciał. Dziś nie zginą.

===========================================

Siedzieli w łodzi przyczajeni przy brzegu. Braciszek Bernard, handlujący świecidełkami różnego pochodzenia, sprytny i wyszczekany Gregor który lubił czasem kogoś spłukać w karty i kości i mały Lui, skurwysyn o złej sławie pechowca. Byli planem awaryjnym. Wiedzieli, że na brzegu koło Kazamatów będzie akcja. Że może pójść ostro i że może będzie trzeba „siostrzyczki” ratować. W sensie wyciągnąć je z bagna, jak już się w nie wpakują. Stara łajba, którą od jakiegoś rybaka „pożyczyli” miała być wyjściem awaryjnym. Szansą ucieczki z łupem. Czekali już dwie godziny przybijając łódź do trzech innych spiętych razem, zacumowanych może z trzydzieści kroków od Kazamatów. Przebrani za rybaków czuli się na nadbrzeżu nieswojo. To nie było ich miejsce. Dolny Port, ich dom, był gdzie indziej. Jednak byli tu i teraz, bo tak chciał Lars. Po wizycie w Psiarni każdy z nich zrobił by mu laskę, jak ten jego gówniarz, jakby tylko o to poprosił.

Hasłem do działania był szczęk bełtu na zasnutym półmrokiem brzegu. Potem dwie postacie, bez dwóch zdań „siostrzyczki” skoczyły do łodzi, która ledwie kilka chwil wcześniej przybiła do brzegu. Jednej się udało, druga poszła pod wodę. A ciężki dudniący krok na brzegu i wyprzedzające go spiesznie kroki, były żywym dowodem na to, że i tam dwie osoby się gonią. Widać akcja poszła zupełnie nie tak, jak miała. Oni byli planem awaryjnym. Czas było działać.


================================================== =====

[Powodzenia nowym Graczom]
 
Bielon jest offline