Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2009, 21:11   #9
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy po Gregora przyszły osiłki Larsa aż zadrżały pod nim nogi, ale szybko je opanował. "Czego ten tłuścioch może chcieć ode mnie?" myślał. "Kto jak kto, ale ja mu krzywdy zrobić nie mogłem. Cała masa naszych gości owszem. Nawet tatko. Ale nie ja." Aż pobladł gdy dotarła do niego pewna myśl. "Tatko. O niego chodzi. Tylko z jakiegoś powodu najpierw się poznęca nade mną. A ojca to oczywiście nie wzruszy, więc się będzie znęcał jeszcze bardziej. Niech go demony porwą! Dlaczego na mnie ma spaść kara?" Nieskładne myśli kłębiły się w jego głowie, gdy brał plecak i szedł na... hmmm... audiencję. Plecak zawsze dobrze mieć. A nuż się uda nawiać. Imperium jest duże. Zawsze zostaje Kislev. Jeśli uda się nawiać, to gdzieś na pewno znajdzie bezpieczne miejsce. Przynajmniej na rok.
W końcu stanął na piachu areny i spojrzał w górę na jego opasłą mość, jego wysokość króla Dolnego Portu, samego, pies go trącał, Larsa w jego obleśnej osobie. Później spojrzał w bok i zrozumiał.
"Nie jestem sam. To znaczy, że ktoś mnie wrobił." Owszem, jego granatowa bluza i szare spodnie, poprzecierane gdzieniegdzie, brudnawe i raczej znoszone nie nadawały mu wyglądu ani złodzieja, ani tym bardziej zabijaki. Ale nie wiadomo czy Lars da się przekonać takim argumentom. "Cóż, psy ponoć inteligentne zwierzęta, może z nimi pogadam."
Spojrzał jeszcze raz na swojego towarzysza niedoli i ich spojrzenia na chwilę się spotkały. "Spogląda na mnie jakbym mu najlepszych przyjaciół zaszlachtował i cały majątek zabrał, albo przynajmniej wyraził taki zamiar. Czy ja na prawdę komuś wyrządziłem tyle krzywd, żeby patrzyli na mnie w ten sposób? Z mieszaniną strachu i żądzy mordu?... Racja, zrobiłem."
- Będą pieski? Misiu prosi Wujcia. - dobiegło go z góry i Gregor natychmiast skierował wzrok na mówiącego. "Niech wszystkim bogom będą dzięki za to, że mnie nie spotkał kilka lat temu. Bym się teraz za babę przebierał. A Ciebie młody, to by można wykastrować równiutko." Skarcił się w duchu. "Nie rób drugiemu co Tobie niemiłe." mawiał przecież wujcio. Oczywiście była to skrócona forma od "Nie rób drugiemu co Tobie nie miłe, zwłaszcza jeżeli w ramach zemsty będzie Ci to mógł zrobić kilka razy, lub bardziej okrutnie." i w sumie była to dobra dewiza.
Rzucił jeszcze raz okiem dookoła, po swoich towarzyszach niedoli, a później wziął głęboki oddech, wyprostował się i uniósł głowę. Może Lars nie lubi zbyt butnych gości, ale niewiele ma teraz do stracenia. A wiedział dwie rzeczy. Po pierwsze, że umrze. Według jego obserwacji prędzej czy później musiał. Po drugie, że nie umrze kuląc się ze strachu, ani błagając o litość. Umrze z honorem. Nie, nie był odważny, nigdy. Ale zwykle nieźle udawał.
- Spokojnie. Chcę byście dla mnie coś zrobili. Zrobicie?
Gregor nie powiedział ani słowa, ale powoli opuścił głowę. Miało to znaczyć "Oczywiście, że tak". Miało to znaczyć "Jesteśmy do Twojej dyspozycji". Miało to znaczyć "Nie widzisz mojego tryumfującego uśmiechu. Nie widzisz jak się cieszę, że Ty potrzebujesz mnie. Nie widzisz i całe moje w tym szczęście."
Tak czy owak była to wspaniała nowina. Lars coś od nich chciał. Dziś nie zginą. Chyba. Choć w sumie niewykluczone. Ale jeśli nawet zginą, to przynajmniej nie w psiarni. Przynajmniej nie dla uciechy tego smarkacza, oby go mór pobił.

Siedział w łodzi między dwoma innymi rybakami. Między dwoma rybakami, z którymi zawsze pracował, z którymi świetnie się znał. A w rzeczywistości między dwoma idiotami, którzy mieli takiego samego pecha (lub takie samo szczęście) jak on, z dwoma osobami, których imion nie znał i z którymi w życiu nie zamienił słowa. I którzy prawdopodobnie znali się na łowieniu ryb tak jak on. Czyli w ogóle. Ale udawali nieźle.
Spojrzał na tego, który mu się tak dziwnie przyglądał w psiarni i znów napotkał jego niezbyt przyjazne spojrzenie. Otworzył usta... i zamknął je bez głosu. "Nie. Nie mamy o czym rozmawiać. Nie teraz przynajmniej."
Rozległ się cichy świst i szczęk bełtu. Gregor natychmiast spiął wszystkie mięśnie, nastawił uszu i skupił wzrok. Znów poczuł przypływ adrenaliny. Wreszcie coś się działo. Mimo wszystko lubił to uczucie, lubił ryzyko. Choć oczywiście bez przesady.
Zobaczył jak dwie dziewczyny skaczą na łódź. Ale już moment później widział tylko jedną z nich.
- Psiamać. Utopi się. - mruknął
Jego kompan najwidoczniej niewiele myśląc, wręcz odruchowo rzucił się do wody nim Gregor zdążył dokończyć pierwsze słowo.
- Następny.
Oczy Gregora cały czas były skierowane w stronę walki na łodzi, ale ręka bezbłędnie wyszarpnęła z pochwy nóż i przecięła linę cumowniczą. Jakby kierował nią ktoś inny. Natychmiast też nóż wrócił na swoje miejsce, a Gregor zaczął łapać się za co popadnie i wiosłować dłonią w mętnej brei zwanej tutaj wodą. Wszystko byle tylko poruszać się naprzód. Było to ryzykowne. Ale ocenił, że i tak mniej, niż rzucenie się do wody. Na wszelki wypadek opuścił głowę i schował się wewnątrz łodzi tak głęboko jak tylko mógł. Oprychy strzelają, Ranald bełty nosi, jak mawiają. A Ranald jak wiadomo jest zdecydowanie złośliwym sku... bóstwem, więc Gregor wolał nie liczyć wyłącznie na jego łaskę.
"I po co on się rzucał za nią, skoro i tak my będziemy pierwsi na miejscu? I tak my ją wyciągniemy". Dopiero gdy zobaczył wyburzające się spod wody mokre (żeby nie powiedzieć dosadniej) włosy "siostrzyczki" dotarło do niego jak bardzo się mylił.
- Szybki skubaniec. - mruknął i jeszcze przyspieszył.
W końcu dotarł wystarczająco blisko, by sięgnąć bezwładnej postaci. Złapał ją za kołnierz i szarpnął. Ratownik zdawał się mieć wystarczająco dużo problemów z utrzymaniem siebie na powierzchni, żeby jeszcze o nią musiał dbać, więc chętnie puścił zbędny ciężar. Gregor wychylił się z łodzi i drugą ręką objął dziewczynę w okolicy szyi. Chwyt zdecydowanie lepszy do duszenia niż wyciągania, ale na szczęście dłoń trafiła pod jej pachę i wiedział przynajmniej, że już mu nie utonie. Krzyżowanie palców też nie było najgenialniejsze, ale zrobił do odruchowo. I zdecydowanie miał nadzieję, że Ranald nie wybrał tego momentu, żeby mu pokazać jak bardzo go nie lubi. Puścił kołnierz i objął "siostrzyczkę" drugą ręką. Tym razem lepiej, bo pod oboma pachami i na dodatek biustem. "A co mi tam. I tak nie czuje." pomyślał i odchylił się do tyłu najbardziej jak mógł, wciągając ją do łodzi. Możliwości były dwie. Albo Gregor wciągnąłby ją do łodzi tak, chcąc nie chcąc kładąc ją (Fay) na sobie, albo oboje zostaliby przeszyci na wylot dobrze wystrzelonym bełtem. A jedyną nadzieją, że nie stanie się to drugie, był Ranald.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 01-06-2009 o 21:23.
Radagast jest offline