Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2009, 11:53   #124
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Niaa?” - zadał sobie w myślach pytanie przyglądając się istocie, która znalazła się naprzeciw niego. Nie wiedział jakim cudem, ale całe zdenerwowanie uleciało w błyskawicznym tempie. Takie wybuchy mu się nie zdarzały i wolał by tak zostało. To miejsce i sądząc po tym co usłyszał kolejne, które będzie musiał odwiedzić. Różnią się całkowicie od tego co poznał. Jeszcze wiele razy z pewnością przyjdzie mu zaciskać zęby. Za nic w świecie nie może jednak stracić panowania nad sobą. Tylko na polu ograniczonym ścianami chłodnej kalkulacji był w stanie funkcjonować i tam miła zamiar pozostać.

Ponownie spojrzał na chyba jedyną istotę, której uwagę skupił jego krzyk. Choć mowa z pewnością nie należała do jej mocnych stron, to z łatwością dało wyciągnąć się z tej krótkiej wypowiedzi tak potrzebne informacje. Słuchał więc w skupieniu, przynajmniej dopóki nie padło to dziwne pytanie.
W jego odczuciu wszystkie pytania o postawę, które pozostawiałoby jedynie dwie tak skrajne możliwości do wyboru. Było trudniejsze niż najbardziej skomplikowane z zadań. Nigdy nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć, znaleźć miary, która pozwoliłaby to racjonalnie ocenić. Kiedy natomiast doszedł do wniosku, że taka nie istnieje. Zwyczajnie zaniechał dalszych prób. Teraz, stojąc przed tą istotą musiał coś odpowiedzieć. „Nie wiem” brzmiałoby prawdopodobnie gorzej niż „nie”. Szybko przewertował więc te wspomnienia, których z jego umysłu nie wypchnęły jeszcze setki, tysiące wzorów, schematów i teorii. Westchnął cicho, tym samym dochodząc do wniosku, że jeszcze nikogo nie zabił, nie okradł, nie skrzywdził. Tyle mu wystarczyło.

- Pan poważny? - zapytał wpatrzony w Niaa. - Nazywam się Mercurius – przedstawił się, choć nie lubił się powtarzać, a raz już to zrobił. Coś jednak mówiło mu, że tym razem będzie zmuszony tolerować zwracanie się do niego w innej formie, niż używając w tym celu jego imienia lub nazwiska. Zdobył się też na delikatny uśmiech. Przynajmniej w taki sposób mógł nieco zagłuszyć burze szalejącą w jego głowie.

Choć w Eren pewnie potraktowano by ją jak kolejny obiekt badań. Tutaj wszystko przedstawiało się inaczej. On natomiast był jej wdzięczny. Dzięki niej dowiedział się wreszcie kim była ta dziewczynka, co tu właściwie robili i co najważniejsze – uspokoił się. Jej dziwny gest w kierunku Jestem rozbawił go tym bardziej. Choć trzeba przyznać, że początkowo był daleki od nazywania go głupim, widząc jak ten chce zniszczyć miejsce, które jego samego uleczyło. Nie potrzebował raczej więcej sugestii. Całe szczęście, że nim on zdołał to zrobić, powstrzymała go ta dziwna kobieta.

Nie rozumiał ich zachowania. Ściąganie tu pomocy i leczenie wszystkich, nie było przejawem wrogiego zachowania. Jak więc sens było w prowokowaniu takiego? Tym samym, nie widział potrzeby podjęcia jakichkolwiek działań. W tym miejscu musiały działać jakieś wentylatory, innego wyjścia nie było. Wystarczyłoby wysłać roboty, które miał przy sobie, a te na pewno wykonałyby za niego zadanie. W powietrzu nie można było jednak wyczuć cierpliwości, lub co gorsza – logicznego myślenia. Nie czuł się zobligowany do zgłaszania się do pomocy na wzór Jestem. Zwłaszcza, że nim ktokolwiek wpadł na pomysł by zorganizować działanie, wszyscy zabrali się już do roboty.

Nie mógł się dziwić, że światy umierają, a jeszcze przed momentem wszyscy tu wyglądali jak pacjenci oddziału chirurgicznego. Wieloma określeniami mógłby nazwać zbieraninę, do której wbrew swojej woli dołączył. Każde jedno dalekie było jednak od tego, które powinno nasuwać się w pierwszej kolejności – drużyna.

Wolał więc skupić się na tym co interesowało go bardziej niż oni. Było to nic innego, a po prostu miejsce, w którym się znalazł. Począwszy od składu powietrza, a skończywszy na stopach z którego wytworzono tu nawet nogi od stołu. Bo i niespecjalnie mógł uwierzyć, że cokolwiek powstało w tym pomieszczeniu z materiałów naturalnych. Wiedział, że ma trochę czasu nim wszyscy dojdą wreszcie do jakiegoś porozumienia, lub pojawi się kolejny błazen, który o dziwo będzie w stanie rzucić trochę światła na ich obecną sytuację. Wystarczył więc tylko jeden robot i właśnie tyle znalazło się na jego dłoni. Ponownie uderzając o siebie pierścieniami, wydał mu polecenie w formie kilku niezrozumiałych dla postronnych dźwięków. Najważniejsze, że w niewielkim, cylindrycznym ciele znajdowały się urządzenia, dla których owe dźwięki były interpretowane jak polecenie zbierania danych.

Kiedy skończył, postawił niewielki twór przypominający ważkę na stole, a sam usiadł na jednym z krzeseł. Teraz pozostało mu już tylko czekać i obserwować jak ruchy niewielkich skrzydeł wprawiają materię w ruch. Za zaledwie kilka chwil powinien otrzymać wszystkie potrzebne informację. Kto wie, może nawet uda mu się znaleźć wyjście i to bez konieczności walenia głową w ścianę, albo … właściwie nie miał pojęcia co robi ta nieprzytomna kobieta.
 
Rusty jest offline