Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2009, 15:41   #125
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Wszystko działo się tak szybko, że Lorelei nie potrafiła właściwie zareagować na sytuację. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, podziałało jak balsam na wszelkie cielesne i duchowe rany. Lodowa Róża poczuła się w tym miejscu cudownie odprężona i niemal widziała na własne oczy, jak jej rany znikają, a zmęczenie i ból ustępują niemal natychmiast. I to wszystko działo się w jakiś magiczny sposób, ale bez użycia Mocy! Poddała się temu uczuciu i dopiero krzyki towarzyszy uzmysłowiły jej, że coś jest nie tak. Natychmiast odwróciła się w stronę, z której przybyli i przez chwilę nie mogła zrozumieć co się stało. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że brak wśród nich... Karolinki, a oni sami zostali uwięzieni w tym pomieszczeniu! Serce Lorelei ścisnęła lodowa obręcz. Jak mogła pozwolić, by coś takiego się stało? Dlaczego nie przypilnowała dziewczynki, dlaczego sama nie niosła jej na rękach! Spojrzała podejrzliwie na człowieka, który dopiero do nich dołączył i opiekował się Karolinką podczas ich krótkiej podróży do tej sali. Mężczyzna jednak był tak samo zdezorientowany i zdenerwowany, jak reszta ich towarzyszy. Najwyraźniej zupełnie nie rozumiał co się dzieje. Czyżby ani Kapelusznik, ani Verta zupełnie nie uświadomili tych dwoje nowych „rekrutów” po co tu przybyli i co się dzieje ze światami? No tak, to zupełnie podobne do istot wyższych.


Lorelei nie wiedziała co zrobić, ani nawet co powiedzieć. Po raz pierwszy nie potrafiła nic wymyślić, a ten dziwny, stalowy i sztuczny świat zaczął ją przytłaczać. Szukała tu choćby jakiegoś małego źródła Mocy, ale jej zmysły nie potrafiły odnaleźć tu nic znajomego. Poczuła się nieprzydatna i winna temu, co się stało... gdyby zamiast skupiać się na swoich ranach zajęła się małą Karolinką, na pewno potrafiłaby ją obronić... gdyby tylko była przy niej...


Jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju. Dlaczego Verta porwała dziewczynkę? Dlaczego uwięziła ich w tym pomieszczeniu? Kapelusznik zapewniał, że można jej ufać. Czy to z jego rozkazu dziecko zostało im zabrane? Kto jest po czyjej stronie i ile ten konflikt ma stron? I czy oni na pewno stoją po właściwej z nich? Lodowa Róża czuła, że są jedynie pionkami w grze, której nie potrafią zrozumieć, a potężniejsze od nich istoty przesuwają ich w odpowiednie miejsca, wymuszając ich działania. Jak przerwać ten krąg? Co robić?


Jej rozmyślania nagle przerwał Liściasty. Lorelei przestraszyła się, że jej nowy dziwny przyjaciel rozchorował się, albo stało mu się coś gorszego. To, co się z nim działo, przeszło najśmielsze oczekiwania Obdarzonej. Wahała się czy podejść do niego i próbować mu pomóc, czy czekać na to, co miało nastąpić. Wkrótce jednak z wnętrza Liściastego wyleciał... ptak. Nie wyglądało to ani apetycznie, ani miło, jednak najwyraźniej Liściastemu się polepszyło. Przez chwilę Lorelei przyszło na myśl, że kocur musiał połknąć ptaka, który mu zaszkodził, ale jednak rzeczywistość znowu zaskoczyła kobietę, gdy ptaszysko przemówiło!


- Mój Ojciec chcieć ratować światy ! Pomóc odnaleźć dziecko. On być w stan pomoc. Kraa ! Jeśli pozwolić - Kraa ! - On przebić ściana – Kraa !


A więc to tak... Liściasty nie potrafił mówić, jednak potrafił z własnego ciała formować inne twory. W innych okolicznościach Lorelei uznałaby to za fascynujące i godne zgłębienia, jednak w obecnej chwili nie to było najważniejsze. Chciała powstrzymać transformującego się kota przed zbyt pochopnym działaniem, jednak ubiegła ją Dagata. Spojrzała na nią z wdzięcznością, ale i lekkim niepokojem. Domyślała się co wiedźma planuje, widziała już część jej możliwości tej nocy, gdy byli gośćmi w domu Kapelusznika. Wiedziała jednak, że Dagacie zależy na Karolince równie mocno, jak jej samej, a z braku innego rozwiązania z pewnością kobieta nie da się odwieść od swojego zamiaru. Lorelei nie zaoponowała więc, tylko porozumiewawczo uścisnęła jej dłoń. Z lekkim ukłuciem w sercu obserwowała, jak Tim i wiedźma wzajemnie odnoszą się do siebie. Widziała między nimi jakąś dziwną, ledwo co zrodzoną, ale jednocześnie bardzo mocną nić. Ci dwoje nie zwracali już uwagi na resztę, byli pochłonięci sobą i przygotowywaniami do duchowej podróży. Obecny był przy nich również Nigel. Lodowa Róża uznała, że nie przyda im się w tej chwili do niczego. Tim był kotwicą Dagaty, jej łącznikiem między duszą i ciałem. Reszta zależała już tylko od losu...


Obdarzona pogłaskała z wdzięcznością wielki łeb zmienionego Liściastego i zasugerowała mu, by zostawili tamtą trójkę w samotności. Postanowiła, że musi zaopiekować się pozostałymi członkami ich drużyny, zwłaszcza dwójką nowych, którzy z pewnością muszą się czuć zdezorientowani i wyobcowani. Niaa również miała marsową minę i nie do końca ogarniała sytuację. Lorelei przyglądała jej się uważnie, ale w jej oczach nie zauważyła obecności Opiekunki.


- Niaa nie martw się, wszystko będzie dobrze. Dagata odnajdzie stąd wyjście, a wtedy będziemy mogli odbić Karolinkę. Jesteś bardzo mądra. Przestrzegałaś nas przed Vertą i miałaś rację. Twoja intuicja jest niezawodna Obdarzona uśmiechała się chwaląc kocicę i miała nadzieję, że to choć trochę podniesie ją na duchu.


Kocica rozdziawiła pyszczek, co prawdopodobnie miało być uśmiechem, lecz nie wyglądało zbyt naturalnie. Wyraźnie coś ją trapiło i był to nie tylko los Karolinki.


- Niaa dziwnie się czuje. Tak... pusto. Niaa martwi się też o pana w kapeluszu... Niaa tego nie rozumie, bo przecież ledwo go znała, lecz... Niaa czuje taki dziwny ciężar, o tutaj!


Wypchnąwszy do przodu dwie idealnie krągłe i jędrne piersi prosto przed oczy Lorelei i Mercuriusa, kotołaczka wskazała pazurem na okolicę lewej z nich... okolicę serca.


- Tu boli...

Lorelei wiedziała co to może oznaczać. Nie mogła jednak tu i teraz otwarcie rozmawiać z kocicą, ani tym bardziej próbować się dowiedzieć, czy Opiekunka wciąż jest w jej ciele. Lecz jeśli jest i została wcześniej ranna, z pewnością to magiczne pomieszczenie wyleczy i ją. Przynajmniej Lorelei miała taką nadzieję. Tymczasem przytuliła do siebie pocieszająco Niaa i pogłaskała ją czule. Dałaby wiele, by pomóc im wszystkim, Karolince, Dagacie, Niaa, Upadłej Opiekunce i reszcie, która cierpiała przez to wszystko. Nie mogła jednak zbyt wiele zrobić...


Potem zwróciła się do kruka, który wciąż kręcił się w pobliżu swojego pana.


- Czy mógłbyś przekazać coś ode mnie swojemu ojcu? Chciałam mu podziękować za gotowość do obrony Karolinki. Ona jest dla nas wszystkich bardzo ważna. I chciałam zapytać kim jest i jak się nazywa? Ja ochrzciłam go Liściastym, ale chciałabym znać jego prawdziwe imię.


Po tej próbie międzyrasowego porozumienia Lorelei dostrzegła, że Mercurius siedzi samotnie w głębi sali przy jednym ze stolików. Zaproponowała Niaa i Liściastemu, by dołączyli do niego.


- Czy można? - zapytała mężczyznę nim usiadła przy tym samym stoliku i wskazała na ważkę. - To jest śliczne, ale nie wygląda na żywe stworzenie. Do czego to służy?


- Nazywam się Lorelei Lodowa Róża, jestem Obdarzoną ze świata zwanego Lodowymi Pustkowiami. Wybacz, że dopiero teraz się przedstawiam, ale wcześniej nie było za bardzo okazji do rozmowy. Myślałam, że Kapelusznik albo Verta wszystko wam wyjaśnili, ale zdaje się, że jesteście oboje zupełnie zdezorientowani. My zostaliśmy wplątani w tę historię całkiem niedawno, choć wydaje się, że minęły już wieki i tyle się wydarzyło... Sama nie wiem zbyt wiele o tym, co się dzieje, ale jeśli masz jakieś pytania, to spróbuję pomóc. To, co nam powiedziano, to tylko tyle, że wszechświat jest w niebezpieczeństwie, bo jego serce zostało uszkodzone i grozi ogromną katastrofą. A my zostaliśmy wybrani, by ten wszechświat uratować zdobywając cztery przedmioty należące do stworzyciela świata. Zostaliśmy rozdzieleni na dwie drużyny i obu udało się zdobyć po jednym przedmiocie, choć jak się domyślasz, było to zadanie śmiertelnie trudne... - coś we wzroku Lorelei podpowiadało, że wspomnienia tamtych wydarzeń nadal są dla niej bolesne. - Gdy wróciliśmy do Kapelusznika, istoty, która nas sprowadziła, okazało się, że jego świat został zniszczony, a on sam pojmany. Kazał nam udać się do Verty i obiecał, że sprowadzi dla nas dodatkową pomoc.


- Tak w wielkim skrócie przedstawia się nasza historia. Musisz jednak wiedzieć, że nic tu nie jest takie proste, jak to wygląda. Okazuje się, że ratowanie świata jest nie tylko niebezpieczne. Rozgrywki, jakie prowadzą między sobą istoty wyższe przekraczają granice naszego pojmowania. A może po prostu są to intrygi szczególnie przed nami ukrywane, byśmy nie mogli się dowiedzieć po czyjej stronie właściwie stoimy i wybrać czy chcemy w tym uczestniczyć. Chcę, żebyś znał prawdę, jak to wygląda z naszej strony, osób najbardziej narażonych na niebezpieczeństwo. Niektórzy z nas poświęcili już naprawdę bardzo wiele, a to dopiero początek. Wiem jednak, że niezależnie od tego czy ktoś nas wykorzystuje do swoich gier, czy nie, wszechświat naprawdę jest w niebezpieczeństwie. Dlatego mimo wszystko jestem gotowa się poświęcić, by uratować mój świat. Mam jednak nadzieję, że zanim to się skończy, uda nam się rozwikłać te wszystkie intrygi i stanąć po właściwej stronie.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 07-06-2009 o 17:59.
Milly jest offline