Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2009, 23:02   #111
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Rozwścieczony Mandaryn raz po raz uderzał w błękitną barierę, jednak nawet jego nadludzka siła, nie była w stanie spenetrować nietypowej, energetycznej zapory. Jeśli to na dobrą sprawę w ogóle była jakakolwiek, znana forma energii. Wszyscy byli już wycieńczeni. Jeśli mieli mieć jakiekolwiek szanse na wygraną, należało postawić wszystko na jedną kartę. Tak też zrobił Bagman. Wrzeszcząc i miotając przekleństwa, władca warowni był bezradny kiedy torbacz poderwał go do góry niczym dziecięcą piłkę, po raz kolejny wzbijając się w przestworza, tym razem z pasażerem. Astarte i reszta patrzeli jak torbacz staje się małą, niewyraźną kropką na niebie, tylko po to aby zniknąć całkowicie. Pan Drake czuł zmniejszające się zagęszczenie tlenu, był w stanie po raz kolejny posmakować niedogodności pokonywania atmosfery. Jednak wszystkie te przeciwności losu nie były w stanie go powstrzymać. Po prawdzie Bagman był nieco jak komiksowy bohater z innego uniwersum, którego imię także zaczynało się na „B”. Mimo posiadania dobitnie ludzkich charakterystyk, był w stanie oddychać w kosmosie. Widząc odległe, zimne gwiazdy, Pan Drake napiął wszystkie swoje mięśnie i zamachnął się błękitną kulą. Niemy krzyk władcy warowni rozchodził się we wnętrzu bariery.
-BO ZE SŁOŃCA TO JUŻ NAWET CI LEGENDARNI NIE WRACAJĄ. ZAZWYCZAJ...
Torbogłowy pomachał Mandarynowi na dowidzenia. Powoli sobie coś uświadamiając.
-HM. JAK JA STĄD WRÓCĘ...O JEJ.
Mandaryn rzucał się i krzyczał. Zapewne próbował użyć swojej nowo pozyskanej mocy aby ocalić życie, jednak błękitna bariera skutecznie ograniczała jakiekolwiek zapędy teleportacyjne z jego strony. Piłka opuściła wielgachne dłonie, zmierzając ruchem jednostajnie przyśpieszonym w określonym kierunku, dopóki całkowicie nie zniknęła z pola widzenia otworów w papierowej torbie. Ojej. Dokładnie. Tak właśnie torbacz zdążył powiedzieć nim potężna eksplozja purpury zalała go wraz ze słonecznymi promieniami. Siła nie była wystarczająca aby skierować go ponownie w stronę ziemskiej atmosfery, jednak pan Drake przekonał się, że posiadanie i pozyskiwanie nowych znajomych, niejednokrotnie się opłaca. Torbacz pojawił się w blasku błękitu nieopodal postaci w czerni. Kobieta uśmiechnęła się doń przyjaźnie i założyła ręce na siebie, najwidoczniej zadowolona ze skutecznie przeprowadzonego planu. Doom jeszcze przez chwilę patrzał w niebo, jakby obawiając się nagłego powrotu osoby, która omal nie stała się tego dnia bogiem.
-EKHM.
Bagman chrząknął, po czym otrzepał się z gwiezdnego pyłu, czy coś. Podziękował pani w czerni, po czym z wyrazem olśnienia przypomniał sobie o fiolce, z zadowoleniem potruchtał do czarownicy, już miał jej wlewać napój do gardła, gdy...
-PACJENT ZMARŁ?
Pacjent zmarł. Ups. Zielona poświata zalewająca teren natychmiastowo została "wchłonięta" przez Astarte. W momencie gdy znikła od łowcy mutantów uderzyła niewielka fala wiatru. Minęło trochę czasu nim musiał użyć takich zasobów energii, ale teraz to nie było istotne. Walka się skończyła. Podszedł do człowiek w zielonym płaszczu.
<<<Doktorze Doom. Ze względu na obecny brak pracodawcy chciałbym zaoferować swoje usługi. Jak na wo... to istotę ludzką przejawia pan cechy charakteru, które preferuje. >>>
 

Ostatnio edytowane przez Famir : 09-06-2009 o 23:05.
Famir jest offline