Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2009, 16:56   #112
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Doom, upewniwszy się, że zagrożenie minęło, przeszedł kilka kroków (zupełnie ignorując Astarte) i zwrócił się do zebranych, zakładając ręce na siebie. Miejsce kataklizmu, które kiedyś było zamkiem, ogarnął pewny siebie głos, należący do zupełnie innego władcy.
- Zapamiętajcie dobrze to wydarzenie, głupcy. To wasza ignorancja wobec mocy i potęgi doprowadziła do tego wszystkiego. Mocy i potęgi, które nigdy nie powinny były wpaść w ręce śmiertelnych. Gardzę wami ponad wszelką miarę, jednakże dałem waszej zmarłej towarzyszce słowo. Zaś Doom zawsze dotrzymuje danego słowa.
Wiktor odwrócił się na metalowej pięcie, szczelnie otulając swój bojowy kostium potarganą, zieloną kapotą. Pośpiesznie jednak coś sobie uzmysłowił. Skierował niezbyt przychylny wzrok błękitnych, przekrwionych oczu na konstrukta.
- Niech więc tak będzie. Jak ci na imię mechanoidzie?
<<<Mechanoidzie? Jestem skupiskiem centralnym negatywnej energii. Z tworzywami materialnymi nie mam nic wspólnego.>>>
Zrobił sekundę przerwy po czym po chwili dodał:
<<<Nie przywiązuje wagi do imion ale S.H.I.E.L.D. nazwało mnie Astarte.>>>
Wiktor przytaknął, jego zaintrygowanie zdołało na moment zakłócić impertynencki ton potencjalnego przełożonego. Doom spojrzał na spoczywającego na ziemi Taskmaster’a. Dobry doktor, podszedł bliżej. Widząc, że nie ma większego wyboru, sam ujął ciężko rannego pod nogi i plecy, nie chcąc pozostawić go pod opieką konstrukta, czy psychopaty. Bullseye ochoczo podszedł do Astarte, najwidoczniej niewiele robiąc sobie z tego, jak sponiewierał go jakiś czas temu. Rzucił jedynie potępieńczy uśmiech. Doktor Doom, wypowiedział krótką, magiczną formułę i cała zbieranina zniknęła w gwałtownej eksplozji purpurowej mgły. Powietrze ponownie zawirowało. Ghost pojawił się z nikąd za plecami Bagman’a i poklepał giganta po umorusanym kurzem, brudem i krwią barku. Wskazując zakapturzoną głową na Doom’a, jedynie mruknął w swoistym rozbawieniu: - To jego sposób mówienia „dziękuję za pomoc”. Przywykniesz. Dobra robota.
- Hej, hej! Ominęło mnie coś?

Rzucił nieco zakłopotany, młody mężczyzna w błękitnym, bojowym skafandrze, pojawiając się nad głowami trójki zebranych, która mogła go obserwować - Bagman’a, Ghost’a i kobiety w czerni. Najwidoczniej Hurricane spóźnił się nieco na uroczystość „koronacji” Mandaryna, jednak po zgliszczach, które go otaczały mógł oszacować, że zabawa była przednia i goście nie szczędzili sobie korzystania z rozmaitych atrakcji. Bagman westchnął ciężko, po czym pokiwał spóźnionemu głową.
-A GRALIŚMY W TAKĄ FAJNĄ KOSMICZNĄ PLAŻÓWKĘ. po tym enigmatycznym zwrocie, odwrócił się do klepacza -DZIĘKUJE. ZNACZY SUGERUJESZ, ŻEBY SIĘ U NIEGO NAJĄĆ? BO WIESZ...POZWIEDZAŁBYM COŚ.
- Nie. Jak najdalej od niego. Sądzę, że wszystkim nam teraz przydałby się odpoczynek, niektórym pomoc medyczna, zaś jeszcze innym…jakiś prowizoryczny pochówek.
- Ale, ale ja nie rozumiem…
- Może to i lepiej. Hurricane, weźmiesz Jacal’a.
- Co mu…co mu się właściwie stało? I tej czarodziejce?

Powiedział młodzian, opadając lekko na ziemię. Bagman przez chwilę poczuł ukłucie winy w okolicach pleców. Albo po prostu może mu się w końcu te wszystkie wyskoki zaczęły odbijać...tak, to pewnie to.
-PEWIEN "BOGIEM JAM JEST" ZROBIŁ JEJ GIŃ TYSIĄCEM UDERZEŃ CZY COŚ W TEN DESEŃ. GDZIE WIĘC UDAĆ SIĘ PROPONUJESZ, GHOSTCIE? JA OSOBIŚCIE OPTUJE ZA HAWAJAMI. BRONSTEIN TEŻ WAM TO POWIE. WŁAŚNIE, GDZIE JEST BRONSTEIN?!
Wszyscy (może z wyjątkiem skrytej za kapturem specjalistki od magii) popatrzyli po sobie pytająco, jednak nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. Cokolwiek stało się z czarną puszką, pozostawało zagadką dla każdego z zebranych.
- Nie wiem, szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi. Kierunek zaproponowany przez Bagman’a, jest dobry jak każdy inny.
Ghost skinął kobiecie głową, zaś ta, po chwili koncentracji była w stanie powołać przed zebranymi kolejną już dzisiejszego dnia, błękitną taflę. Hurricane popatrzał nieco podejrzliwie na ducha, który zdawał się na obecną chwilę przejąć pałeczkę przywódcy. W końcu wzruszył ramionami i podszedł w stronę wymiarowych drzwi, uważnie się im przyglądając.
- Hm. Hmmm…no dobra, właściwie czemu nie! Już dawno nie byłem na wakacjach.
Z zadowoleniem przytaknął samemu sobie. Za to torbołby nie wydawał się przekonany. Nie ruszył się z miejsca, za to nieco jak sfochowana dziewczynka skrzyżował ręce na piersi.
-ALE AKURAT MNIE OBCHODZI. NIE MA JAKIEGOŚ SPOSOBU BY SZYBKO I SPRAWNIE SPRAWDZIĆ GDZIE MOJA ZBROJA W RYCERSKIEJ OSOBIE SIĘ PODZIEWA?
Hurricane przeszedł przez portal, nie zwracając uwagi na roszczenia Bagman’a. Najwidoczniej pomysł relaksu w wakacyjnych klimatach wybitnie przypadł mu do gustu. Kobieta w czerni wzruszyła przepraszająco ramionami.
- Przykro mi, jednak nie jestem w stanie pomóc.
Być może takie wyczyny były poza jej skalą machinacji rzeczywistością, jednak przecież zdołała ściągnąć Bagman’a z orbity na powrót na ziemię. Ghost założył na siebie ręce.
- Jeśli chcesz go szukać, droga wolna. Jednak ja nie mam zamiaru tu czekać.
Jeśli torbacz miał jakiekolwiek złudzenia odnośnie potencjalnej więzi przyjaźni, która wykształciła się pomiędzy nim a duchem, teraz był dobry moment aby przekłuć ten nierealny balonik. Duch wciąż pozostał takim samym oportunistą jak kiedy po raz pierwszy się poznali.
- My idziemy. Ty rób jak uważasz.
Skwitował jedynie, przechodząc przez błękit i ciągnąc za sobą nieprzytomnego Jacal'a. Kobieta nieśmiało dodała coś od siebie.
- Portal zamknie się za jakieś kilkadziesiąt sekund panie Bagman. Nie chciałabym pana tu zostawiać, jednak…pan Ghost ma rację, powinniśmy się stąd pośpiesznie oddalić.
-...NAJWYŻEJ WYŚLE MU POCZTÓWKĘ. BO JA TU JESZCZE WRÓCĘ...
Hej, darmowy transport na Hawaje to mimo wszystko dobra okazja, a tutaj...tutaj mógł jeszcze doskoczyć. Tam jakby skoczył, to takie ładne krajobrazy by mogły się zniszczyć! Więc Bagman poszedł przez portal i tyle go widzieli tutaj. Blada mistrzyni przestrzeni odetchnęła z niejaką ulgą i także podążyła przez portal, szczelnie zamykając za sobą wymiarowe drzwi. Kto wie, w końcu te mogły ściągnąć na nich uwagę istot, które były równie nieprzychylne jak Mandaryn. Tunelem między dwoma punktami w rzeczywistości, złoczyńcy podążyli w poszukiwaniu relaksu i odprężenia. Bo w końcu niewiele więcej było człowiekowi potrzebne do szczęścia.
***
Czarna, poobijana rękawica przebiła się przez kamienie i gruz torujący drogę. Okryty pyłem, nieco uszkodzony Bronstein rozejrzał się w koło, ze zgrzytem poprawiając swoją przyłbicę. Średniowieczny konstrukta zdał sobie sprawę, że został sam jak ten palec, zaś nikogo z jego starej ekipy nie dało się wypatrzyć w pobliżu.
<<<No pięknie. Po prostu lepiej być nie może! Eh. Przynajmniej nie muszę więcej patrzeć na tą czerwoną zbroję i trupią gębę Roszpu…>>>
- Tu masz swoją Roszpunkę…
Karmazynowa rękawica, z wielkim symbolem „Omega” walnęła czarnego rycerza z całej siły prosto w potylicę, sprawiając, że ten zarył kilka metrów wyjątkowo mało-żyznego gruntu. Bronstein otrzepał się natychmiast kierując dwa, purpurowe punkty na nowego agresora. W tym świecie pewne rzeczy nigdy się nie zmieniały…


THE END OF THE FOUR ISSUE MINI-SERIES.


Coming up next, from your favorite publisher:



He always wanted a bride. An equal, created in his own image. But, as the old saying goes…
Be careful what you wish for.


ULTRON WARS!
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 10-06-2009 o 16:59.
Highlander jest offline