Trzy są ponoć rzeczy najpiękniejsze na świecie.
Piękna kobieta w ognistym tańcu. Koń pełnej krwi w galopie. Fregata pod pełnymi żaglami.
Hell zgodziłby się bez wahania nawet z tym ostatnim stwierdzeniem gdyby nie fakt, że musiał tkwić na pokładzie owej fregaty przez dobry miesiąc, w towarzystwie osób patrzących na siebie wilkiem. Wybuch poważniejszej kłótni był tylko kwestią czasu. Jeśli ci wszyscy ludzie mieli ze sobą w miarę zgodnie współpracować potrzebny by był cud... Albo naprawdę duże zagrożenie. Pożar na pokładzie... Wąż morski...
Najprzyjemniejszy byłby atak piratów, ale nie można było liczyć na to, że znalazłaby się odpowiednio duża grupa idiotów, którzy zechcieliby zaatakować tak potężną flotyllę...
Na twarzy
Hella pojawił się nieco krzywy uśmiech.
Na cuda nie było co liczyć. Prędzej na ludzką głupotę, czego dowody spotykało się co krok.
-
Chyba nie wybrałem źle - szepnął tak cicho, że nie dosłyszał tego nawet
Edward.
-
Edwardzie - powiedział nieco głośniej do
giermka, który krzątał się po niewielkiej kabinie, układając w szafkach wyciągnięte z kufra rzeczy. -
Dostałem od księcia Franciszka kopertę, pamiętasz?
-
Tak jest, panie, oto i ona! – wykrzyknął
giermek podając zapieczętowaną kopertę. W jego głosie brzmiało wyraźne zadowolenie.
Hell złamał pieczęć.
"Moi drodzy" - zaczął czytać. -
"Czasy są lepsze..."
Po przeczytaniu trzech linijek złożył nagle kartę.
-
Coś sobie przypomniałem, Edwardzie - powiedział. -
Zejdź proszę na dół i sprawdź, czy zadbano należycie o Fearlessa i Catty. I załatw wszystko z taktem i inteligentnie... Nie chciałbyś chyba biegać pieszo po Nowym Świecie...
-
Tak panie - odrzekł
giermek. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Hell wrócił do lektury.
Edwardowi powierzyłby bez wahania życie, ale cudze tajemnice... Nie mógł dysponować czymś, co nie należało do niego.
List zamieniał się powoli w stosik strzępków papieru, które płonęły, na zawsze skrywając zapisane na nich sekrety. A potem wystarczyło jedno dmuchnięcie, by czarne strzępki sfrunęły przez otwarty bulaj do morza.
Stał na pokładzie, przysłuchując się słowom
kapitana.
Może
von Terette był świetnym żeglarzem i doświadczonym wilkiem morskim, ale z pewnością nie był dyplomatą. I z równą pewnością można było stwierdzić, że był głupcem. Jak mógł sądzić, że swymi słowami zdoła zastraszyć znajdujących się tu ludzi.
Co prawda na pokładzie kapitan był pierwszym po Bogu, ale na tym samym pokładzie byli ludzie, którzy pokonali Boga i jego wojska.
A może
von Terette uważał swe słowa za świetny dowcip...
Żałosne.