Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2009, 17:45   #3
Mono
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
- Panie! Zbliżają się Orki!

Jeden z Czujnych obstawionych na brzegach gościńca właśnie zbliżał się do grupy i już z oddali raportował. Żołnierze zaczęli się organizować. Yajwin zaczął z powrotem zapinać pochwy mieczy, kolejno półtoraka, a następnie krótkiego miecza, tak zwanego zbójnickiego. Nazwa była wiele mówiąca, bo „zbójów”, jak na nie mówili sami „prawi inaczej”, używali przeważnie skrytobójcy, złodzieje, bandyci i im podobni. Jednak Tropiciel uważał go za bardzo użyteczną broń pomocniczą i korzystał z niego bardzo chętnie. Nie da się ukryć – lubił pożyteczne i użyteczne przedmioty…

- A więc pozwolisz paanieee, że, jakby to powiedzieć, – ukłonił się lekko i uzbroił w delikatny uśmiech – zachowam broń, a tym samym także życie… byś Ty paaanieee mógł otrzymać potem nagrodę?

Gorghis spojrzał się na niego gniewnie, nie był głupi, wyczuł ironie. Gdyby był w innej sytuacji ukarałby go na miejscu, jednakże w tym położeniu musiał mu dać spokój i wolną rękę. Mruknął coś pod nosem i ruszył w stronę wierzchowca. Wskoczył na niego prawie z biegu. Pomknął galopem w stronę już szykujących się do odparcia ataku zbrojnych… Żołnierzy?! Tak po prawdzie, to Yajwin’owi mało oni wyglądali na żołnierzy, a bardziej na dobrze wyekwipowaną bandę rzezimieszków… wszak tylko dowódca miał pełną zbroję z herbem, cała reszta konnych była mówiąc lekko… opasłymi, pokrytymi bliznami i ubranymi byle jak „typkami”, których nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. Zresztą cała grupa była dziwna, bo zamiast zabezpieczyć teren ci zajęli się plądrowaniem rozbitej karawany. Nie miał jednak zamiaru się nad tym zastanawiać za długo – nie było na to czasu.

Stanął kilkanaście metrów za „obrońcami pokrzywdzonych” od siedmiu boleści, był gotowy. Spojrzał jeszcze na ostatnia swoją zdobycz, był to półtoraręczny miecz, który wyrwał orkom podczas ostatniej potyczki na wschód stąd, w górach. Był szorstki, brzydki bez zbędnych zdobień na klindze, ale piekielnie ostry i świetnie wyważony – o to właśnie chodziło.

Ziemia zaczęła drżeć… Łowca miał złe przeczucia. Podbiegł w bok tak, by widzieć przeciwnika. Był w szoku! To nie była zwyczajowa niezorganizowana grupa przygłupich orków, był to, dowodzony przez wysokiego rangą szamana, oddział doborowych wojowników dosiadający Wargów i to, co najmniej dwa razy liczniejszy od oddziału „Paanaaa”. Grupa konnych na czele z zakutym w zbroje przywódcą wyraźnie straciła humor. Wojska spotkały się naprzeciw siebie, oddalone o jakieś pół mili.

- No panowie, jak to mawiała moja już nieżyjąca babcia, która wywodziła się z chłopstwa…- wszyscy skierowali ku niemu wzrok i przyglądali mu się uważnie – Ło panocki Jesteśmy w czornej, wiolkiej, śmoczej rzyci… - Nikt oprócz jego się nie uśmiechnął.
- Proponuję ucie… - nie zdążył dokończyć. Usłyszał świst, a następnie potężny huk!

Wielki kamień zmiażdżył kilku jeźdźców, a zza drzew zaraz za wrogą armią zaczęło wyłaniać się wielkie cielsko czegoś naprawdę dużego i brzydkiego…

Tropiciel usłyszał jeszcze coś, jakiś szmer za plecami, jakby darcie szponami po drewnie…
 
Mono jest offline