Ciekawe czego chce Piquet? To na pewno coś poważnego – po raz tysięczny zastanawiał się Nelson. Jechał tym cholernym, zapchanym vanem „taksówkarza” z kilkoma podejrzanymi typami i jakimś cuchnącym kundlem. Na dodatek jeden z tych typów na okrągło jarał szlugi. Na nic zdały się wielokrotne prośby Nelsona o to aby przestał palić, bo to szkodzi. Nie, nie palaczowi... Nelsona gówno to obchodziło czy facet zdechnie na raka czy na inny syf związany z paleniem, Nelson był uczulony. Na tytoń, dym papierosowy, cygara, tabakę...
Nelson był też uczulony na sierść, w tym psią. Pewnie o tym nie wiedział, ale psią w szczególności. A w samochodzie jechał oczywiście cuchnący, drapiący się i śliniący kundel.
Nie mogło być gorzej. Dobrze, że Nelsonowi udało się wywalczyć miejsce przy oknie. Przez całą drogę kichał, wszystko go swędziało i potwornie łzawiły mu oczy. Przez całą drogę zużył więcej tabletek niż przez ostatnie pół roku. A tabletki kosztowały dużo hajsu. Ktoś za to zapłaci...
Z radością powitał stację benzynową na teksańskim pustkowiu. Wysiadł z vana i rozprostował kości. Momentalnie odszedł na stronę i wylał się na piasek pustyni. Dopiero potem rozejrzał się po okolicy. Zauważył odpicowane auto i kolesi wewnątrz. Ciekawe co za typy? Miejmy nadzieję, że nie będzie rozróby. Dosyć mi się spieszy... – pomyślał i wrócił do reszty towarzystwa. Stanął w takim miejscu, aby być jak najdalej od psa i od zawietrznej w stosunku do palącego papierosy Harrisona.
- Ja tu zostaje - powiedział, wyciągając z bagażnika ogromną torbę z narzędziami „taksówkarz” - sprawdzę czy wszystko jest w porządku z moją furką. Wy idźcie się rozejrzeć i zdobądźcie kanistry. - Jacha. W końcu ty tu jesteś szefem – mruknął Nelson i wolnym krokiem ruszył w stronę budynku stacji, jednak nie wszedł do środka, tylko poszedł rozejrzeć się co znajduje się pod zadaszeniem. |