Nartheling właśnie spoglądał dostojnie w niebo, podziwiając jego ogrom i nieskończoność. Czekał on na napływ weny i myśli. Jego sługi często czytały mu poezję i choć była to najczęściej poezja ludzi i tak mu wystarczała by nakarmić swą duszę doznaniami znanymi tylko poetom. Gdy spoglądał tak w niebo, na zachód słońca zobaczył coś na niebie. Jakiś punkt. Jasny i zbliżający się. Wytężył swój doskonały wzrok i zobaczył co to jest, to gwiazda spadała i widział już, ze się rozbije gdzieś w górach. Miał rację, meteor uderzył z hukiem gdzieś na południe od niego i nie wiedzieć czemu chciał to sprawdzić. Wewnętrzny przymus, przeczucie że to może być coś wyjątkowo wartościowego coś przy czym jego skromny skarbiec jest niczym, w tym samym momencie zrozumiał że musi się pospieszyć bo ktoś nieproszony raczy jeszcze położyć swoje brudne łapska na jego znalezisku, jest tylko jego i niczyje inne każdy kto ośmielił by się to tknąć zapłaci ogromną cenę za swoje zuchwalstwo. Nartheling miał paskudny zwyczaj zjadania bądź łapania a później męczeniem bądź zabawianiem się oponentem który raczył go urazić, najczęściej tacy to osobnicy kończyli nadziewani na palik specjalnie przez smoka do tego celu przygotowany, a następnie pieczeni z odrobiną dodatków przeistaczali się w smoczy szaszłyk.
Czerwony jaszczur rozpostarł swoje przeogromne skrzydła następnie wzbił się w powietrze i z ogromną prędkością ruszył w kierunku w którym to meteor spadł. Szybując nad ośnieżonymi górskimi szczytami wypatrywał miejsca gdzie to coś zetknęło się z ziemią, widział że nikt ani nic nie powstrzyma jego przed zdobyciem tego.
__________________ "Robimy naprawdę dużo... bardzo dużo... aż trudno wymienić." |