Nerwowi. Nerwowi ludzie w nerwowym świecie. Grey siedząc przy oknie obserwował monotonny pustynny krajobraz. Wyciągnął zapalniczkę i odpalił kolejnego szluga. Jeśli możesz zginąć za kilka sekund w wypadku, w strzelaninie, to po co martwić się czymś, co może zabije cię za dwadzieścia lat?
Typowe podejście człowieka z szalonego Detroit.
A każdy z piątki pasażerów obrał sobie to szalone miasto za cel. Jechali tam by spotkać starych kumpli, załatwić interesy, czy opchnąć swoje gamble. Jechali by jakoś żyć. Dalej żyć. Bez większych przeszkód. I było to dla nich taki zwyczajne, normalne. Taka kolej rzeczy.
A Brian? On jechał zawalczyć o wszystko co do tej pory miał. A może jechał po śmierć? - Te, krokodyl Dundee, fajny kapelusz. - powiedział, mącąc ciszę.
Ford wtoczył się na parking przy stacji benzynowej w samym środku niczego. Jeśli ten gość był profesjonalistą, to mógłby być przygotowanym na tak niespodziewane sytuacje, jak brak paliwa. Grey, powoli wysiadł z auta. Rozprostował kości i odpalił kolejnego papierosa. - Cholera, kończą się. - zamruczał pod nosem.
Wyszedł zza furgonetki, spojrzał w prawo.. i momentalnie skoczył za osłonę auta.
Dodge Challenger. Jak nowy. Takich aut nie widzi się często. Schultz.
Przez ostatnie trzy lata widział dużo. Wiedział, że śmierć nie zawsze ma postać brudasa z zardzewiałym toporkiem.
Wychylił się powoli zza forda, trzymając broń nisko, obok uda. Niezauważony przyglądał się potencjalnemu wrogowi.
Auto było pomarańczowe, a jego pasażerowie nie byli ubrano na czarno gangsterami. Brian odetchnął z ulgą. Kto jak kto, ale Schultz ma klasę i nie wypuściłby swoich ludzi do roboty w tak oczojebnym wozie. - Ja tu zostaje- rzucił przez ramię kierowca - sprawdzę czy wszystko jest w porządku z moją furką. Wy idźcie się rozejrzeć i zdobądźcie kanistry.
Pasażerowie "taksówki" rozleźli się po całej stacji. Harrison nie miał zamiaru uschnąć w upalnym słońcu. Szybkim krokiem rzucając nerwowe spojrzenia w stronę Dodg'a, ruszył w stronę głównego budynku stacji benzynowej, mijając pozostałych. Ale, żeby ten wielki sukinsyn nie myślał, że zapłacę za jego paliwo z własnych gambli. |