Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2009, 18:30   #9
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kiedy w wieku szesnastu lat zabiło się boga...
Kiedy zostało się obdarzonym nadludzką potęgą będąc ledwo odrosłym od ziemi chłystkiem...
Niewiele jest w stanie człowieka już zaskoczyć.
I nie ma właściwie nic, co mogłoby przyspieszyć bicie jego serca.
Kiedy poznało się najgorszy strach, a granica między śmiercią a życiem została zatarta, życie po prostu staje się nudne.
Nic, tylko żmudna egzystencja z dnia na dzień, z dnia na dzień.
Czy jest jeszcze na co czekać?
Czy jest sens, by żyć?
Te pytania każdego niemal ranka nawiedzały Sarę Aviante.
Bez względu gdzie się budziła, zawsze była postrzegana jako Wiosenne Ostrze – ludzka broń, wyrocznia i Nemezis w jednej osobie.
Ale nigdy prawdziwa kobieta.

***

Kajuta, którą przyznano Sarze Aviante, była wygodna i nadzwyczaj przestronna, ironicznie jednak dużo skromniejsza niż ostatnia. Sława Hebanowej Syreny wśród ludzi morza była tak już rozpowszechniona, że na „Marry Lou” bez mrugnięcia okiem dostała ona kapitańską kajutę tylko do własnej dyspozycji.

Zrzuciwszy niedbale płaszcz na szeroką koję, kobieta o długich, kruczoczarnych włosach oraz urodzie porcelanowej lalki podeszła do niewielkiego, okrągłego okienka. Ciemnymi niby bezksiężycowa noc oczyma powiodła odruchowo ku morskiej topieli, szukając w niej złudnego ugaszenia, dla trawionego przez smoczy ogień ducha. Doszło bowiem już do tego, że wodny żywioł był dużo bliższy alchemiczce niż ociosane przez człowieka przedmioty zbytku.

Choć dopiero co spotkała swego najlepszego przyjaciela – sir Archibalda oraz porzuconego przed jedenastoma laty męża, jej myśli uleciały znacznie dalej. Coś ją niepokoiło... aura dwóch mężczyzn, których przy okazji wsiadania na pokład mijała... Jeden wysoki, o władczych ruchach, drugi zaś młody, gołowąs można by rzec, z przepaską na oczach... Obaj sprawiali (a drugi w szczególności), że w martwym sercu Wiosennego Ostrza zagościł niepokój. Czyżby ich intencje nie były czyste? A może stały za nimi siły znacznie potężniejsze niż władca Arish?

Z namysłu wyrwało Sarę dudnienie otwieranych drzwi. Bez pukania.

- O rzesz kurrrropatwa nasrała na czapkę bosmana! Jozzua nie kłamał, mamy babę na statku! – niewysoki, żylasty jegomość w stroju majtka wtoczył się do kajuty i bezczelnie wybałuszał oczy na Sarę i wykrojenie jej dekoltu - I do tego taka ślicznota! Ja pierdykam... Genek, cho-no-tukej! Przywitamy się z panienką...

Na to zawołanie w drzwiach pojawił się drugi, bliźniaczo podobny jegomość, zapewne spokrewniony z krzykaczem. Ten jednak zamiast ślinić się, cofnął się niby oparzony. Widać sam nie wiedział czy powinien coś powiedzieć, czy po prostu wziąć nogi za pas. Tymczasem kobieta z niewzruszonym spokojem patrzyła na obu jegomościów, oczekując działania z ich strony.

- Co ci, Geniu? – zapytał zdziwiony brat.
- Ty debilu! – wybuchnął wreszcie tamten odnajdując język w gębie – Toż to nie babisko jakieś, tylko Hebanowa Syrena we własnej osobie. Pa...panienka wybaczy! Brat młodszy, krócej pływa i jeszcze panienki nie widział, ja zresztą też... tylko raz jeno, ale... ja przepraszam, przepraszam najmocniej. My już idziemy!

W mgnieniu oka, pociągnąwszy za sobą zdębiałego majtka, mężczyzna zniknął na korytarzu, kłaniając się jeszcze raz i zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Sara zaś wciąż stała milcząca, a jedyna reakcją na całe zajście był wykwitły na jej wargach, delikatny uśmieszek. Zły uśmiech.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline